Mieli już wychodzić z Grayem z budynku, gdy nagle odwrócił się na pięcie. Wydawało mu się, że usłyszał jej głos. Jego puls przyśpieszył, wraz z rosnącą w jego sercu nadzieją.
- Natsu? - zamknął oczy i wsłuchał się. Jego serce prawie się zatrzymało. Nie wydawało mu się! Wołała go! Tylko skąd dobiega głos? Zaczął rozglądać się, gdy zorientował się, gdzie jest źródło, natychmiast spojrzał na podłogę. Rozglądał się po korytarzu, szukając zejścia do piwnicy.
- Lucy jest w piwnicy! - krzyknął do przyjaciela. Fullbuster zaskoczony, poszedł w jego ślad i poszukiwał wejścia. Naprawdę cieszył się, że je znajdą. Biegając po korytarzach w pewnej chwili się potknął. Odsunął dywan i jego oczom ukazało się wejście.
- Natsu tutaj! - krzyknął do chłopaka, który zdążył przeszukać w pośpiechu pół zamku. Otworzyli klapę i po krętych schodach zeszli w dół. Już po kilku krokach usłyszeli głosy strażników. Byli pewni, że tym razem maszyny się nie zdadzą. Musiało być ich więcej, a oni nie chcieli zwrócić na siebie uwagi. Schodząc zauważyli dwóch mężczyzn, jeden był niskim, lecz potężnej postury brunetem. Drugi cały w więziennych tatuażach. Mieli to zrobić cicho, ale charakter różowo-włosego zniszczył cały ich plan.
- Gdzie jest Lucy?! - wykrzyczał, stojąc naprzeciw nim. Brunet uśmiechnął się do niego.
- Tam gdzie nie dotrzesz. -
- Kim jesteście?! - powstrzymał go, przed rzuceniem się na przeciwnika. Skoro i tak szlak wziął ich plan, to przynajmniej spróbuje zebrać podstawowe informacje.
- Kim? - wymienili między sobą złośliwe uśmieszki.
- Jestem Shun Irie i zamierzam pokonać DEMONA - po tych słowach ciemno-włosy dostał olśnienia. Określenia "demon" na Natsu, używały tylko osoby, które znały go zanim wyjechał za granicę. Musiało to być w pierwszej klasie gimnazjum. Coś mu mówiło nazwisko Irie. Irie... Irie! Przypomniał sobie! Był trzecioklasistą, w dodatku przed wyjazdem Dragneela, wyzwał go na bitwę.
- To Ciebie Natsu położył na łopatki i przysiągłeś się zemścić! - salamander zszokowany spojrzał na Graya.
- Było coś takiego? -
- Nie pamiętasz już? Przed Twoim wyjazdem za granicę. - chwilę stał w zamyśleniu, za to w Shunie rosła wściekłość.
- Rozwścieczony demon! -
- Już pamiętam! Po tym jak Cię pokonałem, Twoja dziewczyna prosiła mnie, żebym Cię oszczędził! - uśmiechnął się wspominając całe zdarzenie, w którym brała udział cała szkoła. Była to jego ostatnia walka tutaj. - A ty to kto? Też się z Tobą biłem? - wskazał na wytatuowanego mężczyznę.
- Nic z tych rzeczy. Spotykamy się po raz pierwszy. Jestem tylko sługą mojego pana. -
- Czyli kogo? - zapytał, wciąż wzrokiem powstrzymując przyjaciela.
- Naprawdę myślisz, że Ci powiemy? - roześmiał się Shun.
- Trudno, nasza rozmowa dobiegła końca. Nie możemy marnować więcej czasu. Natsu - spuścił wzrok i pozwolił mu działać.
- Nadszedł wasz koniec - uśmiechnął i zrobił kilka kroków.
- Naprawdę sądzisz, że masz jakieś szanse ze mną? Nie jestem już tym samym Shunem Irie! - jako pierwszy posunął się do ataku. Pragnął pokonać Natsu w walce ręcznej. Zaskoczeniem było dla niego, że różowo-włosy z spokojem zatrzymał jego sierpowego. Zauważył coś niebezpiecznego w jego oczach. Dragneel szybko wykonał swój kontratak, powalając tym samym jednego i drugiego. Gray wpatrywał się w niego, miał tylko nadzieję, że kontrolował swoją siłę i Ci dwoje przeżyją. Podszedł do nieprzytomnych i sprawdził rany. Na całe szczęście nie były poważne, lecz na tyle skuteczne by ich ogłuszyć na jakiś czas.
- Kontroluje się. -
- Widzę, dasz sobie radę? Wiem, że to cios poniżej pasa porywać dziewczyny, ale nie chcę być obudził w sobie "to", jasne? -
- Obiecałem Ci przecież. - nie czekając na jakąkolwiek odpowiedź, ruszył w głąb korytarza. Ciemno i wilgotno. W pobliżu dało się usłyszeć odgłos kapiącej wody. Czuli, że podłoga, po której szli, lekko się zapadała. Przez dłuższą chwilę nikogo nie spotkali, co było podejrzane. Nagle natrafili na zakręt i schody. Chcieli się rozdzielić by niczego nie przeoczyć, ale usłyszeli głosy mężczyzn. Zamiast kamiennych ścian, zaczęły się pojawiać puste cele. Biegli wzdłuż krat, aż na swojej drodze napotkali dwóch przeciwników. Zanim Fullbuster zdążył go powstrzymać, oni leżeli nieprzytomni. Westchnął i spojrzał na dziewczynę. Jeszcze chyba nigdy nie cieszył się, tak mocno na jej widok.
- Juvia! - podniósł z ziemi klucze i otworzył wejście. Podbiegł szczęśliwy do ukochanej. Odwiązał ją i delikatnie ściągnął taśmę. Nie zwrócił uwagi na brak Lucy, zupełnie stracił głowę widząc niebiesko-włosą.
Natsu pobiegł na sam koniec korytarza z celami, jednak i tam nie znalazł śladu po ukochanej. Wrócił się i spojrzał na przyjaciela, którego wypełniała nadzieja. Zazdrościł mu. On też chciał już mieć ją przy sobie. Zacisnął mocniej pięści. Martwił się o nią. Musi tu gdzieś być. Tylko gdzie? Czuł się jak małe dziecko, które zgubiło coś ważnego, coś dla czego mógł ze spokojem poświęcić życie. Dla niej. Dla jego gwiazdki, która na nowo nauczyła go kochać.
Gray zdjął jej przeszkodę z ust, ona już zaczęła mówić.
- Zabrali ją! Ratujcie ją! - z jej oczu popłynęły łzy. Różowo-włosy zacisnął pięści z gniewu.
- Gdzie - powiedział poważnym, ciężkim głosem. Dziewczyna masując sobie obolałe nadgarstki, wskazała drogę. Nie czekając ani chwili dłużej, pobiegł najszybciej jak potrafił. W dupie miał, czy są tu jeszcze wrogowie. Jeśli są to nawet dobrze. Będzie mógł ich wszystkich od razu powybijać. Czuł w sobie gniew, lecz jednocześnie wielki strach, do którego sam przed sobą nie chciał się przyznać. Powoli tracił kontrolę nad drugim ja. Pragnął ich zabić. Ich śmierci, lecz bezlitosnej i długiej.
- LUCY! - wołał ją. Miał zamiar zrobić, jak największy hałas. Zauważył, że po jego wołaniu ktoś wyłonił się od strony schodów. Zjawił się przy nim i jednym ciosem w brzuch leżał, znokautowany. Zbiegł po schodach, które wcześniej minęli. Przygryzł swoją wargę i poczuł metaliczny posmak, swojej krwi. - Lucy! - nic. - Lucy do cholery! - do jego oczu napłynęły pojedyncze łzy. Nie pozwolił sobie, jednak na ich wypłynięcie. Zacisnął mocniej oczy i rozglądał się po nowym otoczeniu. Znowu korytarz. Miał już serdecznie dosyć tego labiryntu.
Z jednych drzwi, wyszło dwóch uzbrojonych facetów. Uderzył jednego w brzuch, jednak dając przy tym okazję drugiemu do zadania mu ciosu. Poczuł pieczenie w prawym barku. Mimo wszystko, nie zareagował. Uniósł nogę i po wielkim kopniaku w szczękę, koleś dostał za swoje. Nie umiał się powstrzymać. Myśl o tym, że to oni porwali Luce, uwalniała jego drugą stronę. Wszedł do pokoju. Jakiś grubas przerażony stał, przy stole tortur. Czuł ten paskudny zapach, a sama sala budziła nawet w nim postrach. Wśród tych wszystkich rzeczy, zobaczył ją. Na całe szczęście całą i zdrową. Patrzyła na niego oczami, pełnymi nadziei i miłości. Dobrze wiedział, że wierzy w niego jak nikt inny. Jego serce powoli się uspokajało.
- Poczekaj jeszcze sekundę - powiedział łagodnym głosem. Zbliżył się do przestraszonego wroga. Wyrwał mu broń i rzucił w drugi kąt sali. Mocnym kolankiem w twarz, zafundował mu sen. Czuł niedosyt, jednak później odwdzięczy się temu, który jest tutaj szefem. Da mu taką zemstę, że nie zdążą go dowieść do szpitala. Ta myśl uspokoiła jego drugą stronę, pełną nienawiści. Teraz przeszedł do najszczęśliwszej części zadania. Rozwiązał ukochaną. Ona sama zdjęła z twarzy taśmę i przytuliła się do niego.
- Tak się bałam, ale wierzyłam. Wierzyłam w Ciebie - poczuł jak płacze. Pogłaskał ją delikatnie po głowie.
- Jestem. - tylko to jej wystarczyło. Podniosła głowę i spojrzała w jego oczy. Szeroko się uśmiechnęła. Cały strach odszedł, kiedy tylko go ujrzała.
- Wiem - delikatnie musnęła jego wargi. Kochała go. On oczywiście oddał pocałunek. Brakowało mu jej. Do tego wszystkie jego zmartwienia znikały, gdy miał ją w objęciach.
- Znalazłeś Juvię? - oprzytomniała i odsunęła się od niego.
- Gray z nią jest - uśmiechnął się, widząc, że powraca jej radosna energia. To co przeżyła na pewno pozostanie w pamięci, jednak Lucy była swego rodzaju jedyna. Potrafiła obchodzić się z przeszłością, by nie zmieniała jej samej.
Złapała za jego dłoń. Pragnęła jak najszybciej wyjść z tego miejsca. Nagle coś jej mignęło, w kąciku oka. Gruby mężczyzna podniósł się i sztyletem celował w plecy Natsu. Wiedziała, że nie zdąży krzyknąć. Odepchnęła go z całej siły. Dla niej to trwało wieczność, gdy nóż przecinał jej skórę i wbijał się coraz głębiej. Czuła wypływającą krew i słyszała, jak spada na ziemię, z donośnym pluskiem. Następnie jej powieki zrobiły się tak ciężkie, że nie mogła dać rady utrzymać ich dłużej. Próbowała z całej siły, ale ból wygrał. Ostatnie co widziała, to przerażenie w jego oczach. Chciała mu powiedzieć, że jest szczęśliwa i ma się nie martwić, ale nie mogła. Upadła, obficie krwawiąc. Czy to miał być jej koniec? Leżała, jednak z uśmiechem na ustach. Szczęśliwa, że obroniła tego kogo kocha. Przynajmniej raz była użyteczna. Nie żałowała.
Cieszyli się swoją bliskością. Jedyne na co czekali to wiadomość lub powrót Natsu. Gray miał pewność, że nie musiał iść za przyjacielem. Znał go od dziecka i był pewien, że sobie poradzi. Nawet jeśli złamał przysięgę.
- Gray-sama, Juvia przeprasza, że jest taka słaba. To wszystko zasługa Lucy, że Natsu nas znalazł. - on przytulił ją jeszcze mocniej.
- Nie masz za co przepraszać Juvia. To moja wina -
- Nie, to Juvi wina -
- Moja -
- Juvi - ich bezsensowną kłótnię przerwał, przeraźliwy krzyk różowo-włosego. Szybko podnieśli się i biegli za rozpaczliwym rykiem. Łatwo znaleźli drogę, w końcu Natsu zostawił im na wskazówkę, nieprzytomnych wrogów. Gdy weszli do sali, nie mogli uwierzyć. Całe pomieszczenie zdążyło wchłonąć, świeży zapach krwi Lucy. Niebiesko-włosa podbiegła do rannej, prawie umierającej dziewczyny.
- Natsu puść ją, bo się do końca wykrwawi! - krzyknął, próbując go rozdzielić z blondynką. On jednak był jak zahipnotyzowany. Nie otwierał oczu i wtulał się w ciało Heartfilii.
- Natsu! - tym razem odezwał się ukochana Graya. Chciała jej pomóc, była kilka razy na kursach pierwszej pomocy, oraz studiowała rok na uniwersytecie medycyny. Z rodzinnych powodów przerwała naukę, lecz teraz wiedziała, że może się przydać. Pozostało jedynie rozdzielić ich. Fullbuster uderzył mocno z pięści przyjaciela.
- Ona umrze, jeśli jej nie puścisz! -
- Dostanę premię! Zapamiętaj! Przeszłość zawsze Cię dopadnie! - usłyszeli szyderczy głos przeciwnika. To podziałało na Natsu. Jeszcze nie wszystko stracił. Została mu zemsta.
Delikatnie położył jej ciało na zimnej, kamiennej podłodze. Juvia przyjrzała się, głębokiej ranie na brzuchu. Znalazła dwie główne tętnice i docisnęła je, blokując krwawienie. Wiedziała jednak, że długo tak nie da rady jej utrzymać. Straciła za dużo krwi, a jej rany były na tyle poważne, żeby nazywać śmiertelnymi. Naruszone zostały organy...
- Gray-sama proszę wezwać karetkę! - nie patrząc na przyjaciela, wyciągnął telefon. Zadzwonił i podał lokalizację.
Dragneel chwiejnym krokiem wstał i podszedł do przeciwnika. Chciał go zabić. Czuł, że traci nad sobą kontrolę. Odwrócił się do Graya.
- Przepraszam. - przyjaciel wiedział o co mu chodziło. Nagle atmosfera w pomieszczeniu się zmieniła. Wzrok Natsu wydawał się przepełnionym, jedynie rządzą śmierci. Pamiętał to. Kiedyś był taki na co dzień. Ale zabójstwo tamtej kobiety... zmieniło go. Obiecał mu, że już nigdy nie użyje drugiej strony. To dlatego przepraszał. Widział jak wyżywa się na mężczyźnie. Nie zatrzymał go. Rozumiał jego uczucia. Przyglądał się całej sytuacji. Tego nie było nazwać walką. Tutaj tylko różowo-włosy wydawał ciosy, jeden za drugim. Ale coś się zmieniło. Nie zabił go. Pozostawił mu kilka głębokich ran, ale czyżby się nad nim zlitował? Odwrócił się w jego stronę. On...on płakał. Upadł na kolana, wpatrzony w jej ciało. Współczuł mu. Spojrzał na ukochaną, która sama zaczęła płakać.
Tym czasem Dragneel nie mógł wyjść z szoku. Osłoniła go. Zupełnie jak mama. Czy to możliwe, że teraz ją straci? Przyglądał się jej coraz bladszej twarzy i słabszemu oddechowi. Śmierć matki stanęła mu przed oczami. Bał się. Był przerażony, jak nigdy w życiu. Dwie najważniejsze kobiety dla niego, go uratowały. Go. Takiego narwańca i idiotę, który popełnia masę błędów. Nie chciał otworzyć oczu. Pragnął by to wszystko było jednym, wielkim snem. Czuł, że całe jego ciało jest sparaliżowane, a on nie może wykonać najmniejszego ruchu. Czy już odeszła? Czy odeszła, zanim pokazał jej, jak bardzo go zmienia? Zanim, po prostu pokazał jej, jak mocno ją kocha?
- Gray-sama! Lucy! - nie. Nie! Tak się nie mogło skończyć! On się na to nie zgadza! Podbiegł do jej ciała. Jej oddech powoli zanikał.
- Lucy! Lucy do cholery! Masz walczyć! Nie zostawiaj mnie!
Trochę mnie nie było... Wiem, wiem. No ale to nie było bez winy! Byłam na wycieczce, w której głupiego zasięgu nie było! A co dopiero internet xd Dodatkowo mój laptop się ze mną droczył i przez kilkanaście godzin nie mogłam wstawić rozdziału! Ale teraz powinno już być dobrze. Wrócił z naprawy, a ja z wycieczki :3 Tak więc, jeśli ktoś tu jest to wróciłam i ohayooo ;3
niedziela, 29 maja 2016
piątek, 13 maja 2016
16. "Proszę usłysz mnie! "
Autor:
Unknown
To nie był pierwszy raz, gdy Erza się z nim tymczasowo "wymieniła". Jeden nad czym się zastanawiał, to po co wzięła ze sobą Lucy? Odczuwał jej brak przy sobie. Wsiadł do starego, różowego autka. Wiele razy powtarzał przyjaciółce, aby go sprzedała i kupiła sobie nowy. Ona jednak ciągle od tego ucieka. Kilka minut męczył się z odpaleniem silnika.
- Cholera! - wysiadł i otworzył maskę. Z silnika unosiła się gęsta mgła. Nie miał pojęcia, kiedy ostatnio miał przegląd, ale Erza go zaniedbała, nie zewnątrz, lecz wewnątrz. Chwilę się pobawił z mechaniką. Gdy skończył, poczuł chłód na policzkach. Śnieg znów zaczął pruszyć. Dopiero teraz, kiedy jej nie było obok, widział jak bardzo się do niej przywiązał. Ostatnie tygodnie ciągle byli razem. Teraz czuł się dziwnie. Kuło go coś w sercu, mimo wszystko pamiętał, jak wyglądał świat bez niej i nie chciał go znów takiego widzieć. Tylko przy Lucy, w jakimś stopniu zapominał o przeszłości. Ale czy tak miało być? Znów słyszał w głowie te krzyki... nie było jej przy nim tylko półgodziny, a przeszłość już wróciła. Miał nadzieję. Wielką nadzieję, że zaraz zobaczy ukochaną. Weźmie ją za rękę i znów ucieknie od przeszłości. Ale tak się nie stało. Musiał sam sobie poradzić. To było trochę trudniejsze niż przedtem. Odzwyczaił się od wmawiania, że nic nie słyszy i ignorowania tych głosów. Odpalił silnik, który tym razem z nim współpracował. Wyjechał ostrożnie, znając wiek maszyny, którą prowadzi. Musi być silny. W kółko sobie powtarzał. Dojechał do biura z małym opóźnieniem, więc tym bardziej się zdziwił nie widząc dziewczyn. Wyciągnął telefon i wybrał numer do Erzy. Pierwszy sygnał, drugi...
- Halooo? - odezwał się znajomy głos, lecz nie właścicielki komórki.
- Levy! Gdzie są dziewczyny? - słyszał w tle krzyki i muzykę.
- Jakby to powiedzieć... Erza jest niezdatna do rozmowy od półgodziny, a Lucy...Podobnie - zażenowany nie odezwał się, ani jednym słowem. - Wiesz to jest impreza z okazji Lucy i noc pewnie też, nad ranem Ci ją odstawimy obiecuję! To pa! - rozłączyła się. Próbował dodzwonić się jeszcze raz , aby dokładnie dowiedzieć się, gdzie są. Jednak telefon przyjaciółki nie odpowiadał. Próbował zadzwonić do ukochanej, tu go również spotkało rozczarowanie. Westchnął głęboko i wszedł do środka budynku. Bynajmniej wiedział, że jest bezpieczna. Pozostało mu spotkać z Grayem.
Przyjaciółki stały i zdziwione wpatrywały się w małą Levy.
- Levy, dlaczego go okłamałaś? -
- Levy, co robisz z moim telefonem?! - oprzytomniała i wyrwała z dłoni komórkę. Niestety po spotkaniu z wodą nie była już do użytku. Na wpół pijana niebiesko-włosa patrzyła na nie prawie płaczącym wzrokiem.
- Tylko chciałam miec Lu dla siebie! - wykrzyknęła i przytuliła blondynkę.
- Dać jej trochę alkoholu - skomentował Cana pijąc trzecią butelkę. Była tu od dziesięciu minut, a większość dziewczyn leżała pijana na podłodze. - Lucy teraz Twoja kolej! - musiała się z nią zmierzyć. Mimo, że miała słabą głowę chciała pomścić przyjaciółki, które poległy. Cana była mistrzem picia, lecz nawet ona miała swoje granice.
- Zgoda! - przyjaciółki, które były jeszcze w stanie otworzyć oczy, spoglądały na zaciekły pojedynek. Niby Lucy nie miała szans, ale jednak wygrywała. Cana wcześniej wypiła dużą ilość alkoholu i naprawdę mało brakowało do jej limitu. Zaciekły pojedynek skończył się, gdy pijana Alberona straciła przytomność. Szczęśliwa blondynka wstała zbyt szybko i po takiej ilości wódki, również upadła i zasnęła. Pod wieczór każda z nich spała w różnych pozycjach i miejscach. Nie zdawały sobie sprawy, że przez cały czas były obserwowane. Teraz miał zacząć się dla nich koszmar.
Zadowolony widząc Juvię liczył, że przechytrzy dziewczyny.
- Cześć Juvia! - przywitał się i oparł się o blat.
- Gray-sama zaraz zejdzie do Ciebie - poinformował go i powróciła od wypełniania papierów.
- Ale wiesz, chciałbym Cię o coś zapytać - zdziwiona spojrzała na niego. Bardzo rzadko się zdarzało, aby rozmawiali o czymś innym niż Gray.
- Juvia słucha uważnie -
- Wiesz może, gdzie odbywa się ten cały babski dzień? - zaśmiała się, widząc jego błagający wzrok.
- Juvia nie może powiedzieć, Levy poinformowała wszystkie dziewczyny, żeby Ci nic nie mówiły Natsu -
- Ale ja ładnie proszę... Obiecuję, że nie przyjdę i nie zniszczę wam dnia. Po prostu byłbym spokojniejszy wiedząc, gdzie ona jest - nie mogła mu odmówić. Pierwszy raz widziała takiego Natsu. Wyciągnęła małą karteczkę i napisała adres.
- Juvia nic nie mówiła - uśmiechnęła się i podała mu.
- Dziękuję Juvia! - w tym samym momencie pojawił się Gray.
- Już podrywasz Juvię? Masz Lucy - zaśmiał się. Różowo-włosy natychmiast zrobił kilka kroków w tył, a kobieta zrobiła się cała czerwona na twarzy.
- Po co dzwoniłeś tyle razy? - zignorował zaczepkę i przeszedł do sedna. Tak naprawdę chciał pojechać pod wskazany adres i upewnić się, czy wszystko w porządku.
- Gray-sama, Juvia już musi iść. Juvia mówiła, że dziś jest spotkanie dziewczyn -
- Wiem Juvia, bądź ostrożna! - pożegnał ją i spojrzał na gościa.- Nie tutaj - schodami zeszli do piwnicy. Przyjaciel otworzył skarbiec swojej firmy. - Wchodź - kiedy znajdowali się już w środku, zamknął metalowe wrota.
- Po co tu zeszliśmy? Chcesz się pochwalić czy co? -
- Tylko tu mamy pewność, że nikt nas nie podsłucha. - zobaczył jego poważny wyraz twarzy.
- Więc, o co chodzi? -
- Mamy intruzów. Kilku jest w mojej firmie i przerabiają moje dokumenty, ale większość jest u was. Sprawdziłem kilku. Pochodzą z gangu, z którym niedługo mamy się zmierzyć. Nie wiem jeszcze jaki mają plan, ale ostatnio zostałem poinformowany, że ktoś stoi pod domem Juvi. Ona nic nie wie. Cały czas, jakimiś wymówkami biorę ją do siebie. Ty byłeś bezpieczny, aż do tego - podał mu tableta z wiadomościami. Na praktycznie na każdym zdjęciu był on i Lucy.
- Skąd oni... przecież to było tylko na balu! -
- Musiałeś trafić, że dziennikarz czaił się wśród nich. - szybko przeglądał artykuły na temat swojego związku. Za rogiem czaiło się nowe niebezpieczeństwo, a on nie miał jej przy sobie.
- Dlaczego wypuściłeś Juvie? - zdziwił się. Wypuścił ją mimo, że wiedział o zagrożeniu.
- Będzie z resztą więc nic im nie grozi - nagle różowo-włosego oświeciło.
- One piją! Większość ma słabą głowę! - to zaniepokoiło także czarno-włosego.
- Masz tu samochód? - otworzył wyjście.
- Nie. Erza mi zabrała - westchnął załamany i zaprowadził Dragneela do swojego audi. Oboje się niepokoili. To miał być zwykły babski wypad. Mieli nadzieję, że zdążą.
- Wiesz gdzie to jest? - wyciągnął kartkę.
- Kawiarnia Jeta i Droya - nagle usłyszeli odgłos komórki. Widząc, że to ukochana lekko się uspokoił.
- Gray-sama! - usłyszał jej rozpaczliwy głos.
- Juvia, co się dzieje?! - obydwoje byli przestraszeni.
- Juvia doszła na miejsce. Jacyś mężczyźni włamali się i porywają dzie -
- TUTAJ JEST JESZCZE JEDNA! -
- Gra - telefon się rozłączył.
- Juvia! -
- Przyśpiesz! - krzyczał zdenerwowany Natsu. Bał się. Całe jego ciało ogarniał strach, ze zniknie. Jego jedyna w życiu szansa. Szansa na przyszłość. Niestety kiedy dojechali było już za późno. Dragneel wbiegł do środka i przeszukiwał pomieszczenie.
Fullbuster przyglądał się śladom na śniegu. Los chciał pokrzyżować im drogi, ponieważ zaczął dosyć mocno sypać śnieg. Odwrócił się i spojrzał w kierunku rogu ulicy. Coś mówiło mu, żeby poszedł tam. Poddał się instynktowi. Miał rację. Jego serce przyśpieszyło. Na śniegu była krew, a obok telefon. Była to komórka Juvi...
- Kurwa! - zgniótł urządzenie. Od tyłu zaszedł go Natsu, który sam był zdenerwowany. Oboje się bali o swoje dziewczyny. - Podaj mi swój telefon trzeba zadzwonić do reszty. - posłusznie podał smartfona.
- Pojedźmy póki są jeszcze ślady. - pomógł wstać roztrzęsionemu chłopakowi. Dopiero teraz zobaczył szkarłatną ciecz. Szybko uspokoił się w myślach, że to nie Lucy. Tym razem on zasiadł za kierownicą, a czarno-włosy zajął się powiadomieniem przyjaciół. Co chwila podawali im swoje namiary, by każdy mógł do nich dołączyć. Lucy. Błagał, by była cała. Śnieg coraz mocniej padał i powoli ślady zanikały.
- Musimy się pośpieszyć! - wyrwał mu kierownicę.
- Gray! To tam! - wskazał na ledwie wystającą wieżę. Skryli się w środku lasu. Wysiedli i bez większych słów otworzyli bagażnik.
- Byłem przygotowany - wziął swój ulubiony karabin, a Natsu swój subkarabinek. Wydawał mu się jednak jakiś inny.
- Coś ty kupił? -
- To niemiecki HK53, podobno lepszy od tamtego rosyjskiego - powiedział i zamknął drzwi. Natsu trochę pewniej przyjrzał się broni i szczerze ją polubił. Pozostało tylko ją wypróbować, a Ci którzy tknęli jego Luce idealnie się do tego nadają. Nie okaże żadnej litości.
- Idziemy? -
- Idziemy. - chwila wędrówki i byli u celu. Widzieli, że na szczycie czterech mężczyzn patrolowało teren. Musieli wymyślić, w jaki sposób pozbyć się ich po kolei. Niespodziewanie wrogowie padali jeden po drugim. Różowo-włosy próbował znaleźć źródło ich wybawienia. Nagle poczuł wibrację komórki.
- Cholera! - wysiadł i otworzył maskę. Z silnika unosiła się gęsta mgła. Nie miał pojęcia, kiedy ostatnio miał przegląd, ale Erza go zaniedbała, nie zewnątrz, lecz wewnątrz. Chwilę się pobawił z mechaniką. Gdy skończył, poczuł chłód na policzkach. Śnieg znów zaczął pruszyć. Dopiero teraz, kiedy jej nie było obok, widział jak bardzo się do niej przywiązał. Ostatnie tygodnie ciągle byli razem. Teraz czuł się dziwnie. Kuło go coś w sercu, mimo wszystko pamiętał, jak wyglądał świat bez niej i nie chciał go znów takiego widzieć. Tylko przy Lucy, w jakimś stopniu zapominał o przeszłości. Ale czy tak miało być? Znów słyszał w głowie te krzyki... nie było jej przy nim tylko półgodziny, a przeszłość już wróciła. Miał nadzieję. Wielką nadzieję, że zaraz zobaczy ukochaną. Weźmie ją za rękę i znów ucieknie od przeszłości. Ale tak się nie stało. Musiał sam sobie poradzić. To było trochę trudniejsze niż przedtem. Odzwyczaił się od wmawiania, że nic nie słyszy i ignorowania tych głosów. Odpalił silnik, który tym razem z nim współpracował. Wyjechał ostrożnie, znając wiek maszyny, którą prowadzi. Musi być silny. W kółko sobie powtarzał. Dojechał do biura z małym opóźnieniem, więc tym bardziej się zdziwił nie widząc dziewczyn. Wyciągnął telefon i wybrał numer do Erzy. Pierwszy sygnał, drugi...
- Halooo? - odezwał się znajomy głos, lecz nie właścicielki komórki.
- Levy! Gdzie są dziewczyny? - słyszał w tle krzyki i muzykę.
- Jakby to powiedzieć... Erza jest niezdatna do rozmowy od półgodziny, a Lucy...Podobnie - zażenowany nie odezwał się, ani jednym słowem. - Wiesz to jest impreza z okazji Lucy i noc pewnie też, nad ranem Ci ją odstawimy obiecuję! To pa! - rozłączyła się. Próbował dodzwonić się jeszcze raz , aby dokładnie dowiedzieć się, gdzie są. Jednak telefon przyjaciółki nie odpowiadał. Próbował zadzwonić do ukochanej, tu go również spotkało rozczarowanie. Westchnął głęboko i wszedł do środka budynku. Bynajmniej wiedział, że jest bezpieczna. Pozostało mu spotkać z Grayem.
Przyjaciółki stały i zdziwione wpatrywały się w małą Levy.
- Levy, dlaczego go okłamałaś? -
- Levy, co robisz z moim telefonem?! - oprzytomniała i wyrwała z dłoni komórkę. Niestety po spotkaniu z wodą nie była już do użytku. Na wpół pijana niebiesko-włosa patrzyła na nie prawie płaczącym wzrokiem.
- Tylko chciałam miec Lu dla siebie! - wykrzyknęła i przytuliła blondynkę.
- Dać jej trochę alkoholu - skomentował Cana pijąc trzecią butelkę. Była tu od dziesięciu minut, a większość dziewczyn leżała pijana na podłodze. - Lucy teraz Twoja kolej! - musiała się z nią zmierzyć. Mimo, że miała słabą głowę chciała pomścić przyjaciółki, które poległy. Cana była mistrzem picia, lecz nawet ona miała swoje granice.
- Zgoda! - przyjaciółki, które były jeszcze w stanie otworzyć oczy, spoglądały na zaciekły pojedynek. Niby Lucy nie miała szans, ale jednak wygrywała. Cana wcześniej wypiła dużą ilość alkoholu i naprawdę mało brakowało do jej limitu. Zaciekły pojedynek skończył się, gdy pijana Alberona straciła przytomność. Szczęśliwa blondynka wstała zbyt szybko i po takiej ilości wódki, również upadła i zasnęła. Pod wieczór każda z nich spała w różnych pozycjach i miejscach. Nie zdawały sobie sprawy, że przez cały czas były obserwowane. Teraz miał zacząć się dla nich koszmar.
Zadowolony widząc Juvię liczył, że przechytrzy dziewczyny.
- Cześć Juvia! - przywitał się i oparł się o blat.
- Gray-sama zaraz zejdzie do Ciebie - poinformował go i powróciła od wypełniania papierów.
- Ale wiesz, chciałbym Cię o coś zapytać - zdziwiona spojrzała na niego. Bardzo rzadko się zdarzało, aby rozmawiali o czymś innym niż Gray.
- Juvia słucha uważnie -
- Wiesz może, gdzie odbywa się ten cały babski dzień? - zaśmiała się, widząc jego błagający wzrok.
- Juvia nie może powiedzieć, Levy poinformowała wszystkie dziewczyny, żeby Ci nic nie mówiły Natsu -
- Ale ja ładnie proszę... Obiecuję, że nie przyjdę i nie zniszczę wam dnia. Po prostu byłbym spokojniejszy wiedząc, gdzie ona jest - nie mogła mu odmówić. Pierwszy raz widziała takiego Natsu. Wyciągnęła małą karteczkę i napisała adres.
- Juvia nic nie mówiła - uśmiechnęła się i podała mu.
- Dziękuję Juvia! - w tym samym momencie pojawił się Gray.
- Już podrywasz Juvię? Masz Lucy - zaśmiał się. Różowo-włosy natychmiast zrobił kilka kroków w tył, a kobieta zrobiła się cała czerwona na twarzy.
- Po co dzwoniłeś tyle razy? - zignorował zaczepkę i przeszedł do sedna. Tak naprawdę chciał pojechać pod wskazany adres i upewnić się, czy wszystko w porządku.
- Gray-sama, Juvia już musi iść. Juvia mówiła, że dziś jest spotkanie dziewczyn -
- Wiem Juvia, bądź ostrożna! - pożegnał ją i spojrzał na gościa.- Nie tutaj - schodami zeszli do piwnicy. Przyjaciel otworzył skarbiec swojej firmy. - Wchodź - kiedy znajdowali się już w środku, zamknął metalowe wrota.
- Po co tu zeszliśmy? Chcesz się pochwalić czy co? -
- Tylko tu mamy pewność, że nikt nas nie podsłucha. - zobaczył jego poważny wyraz twarzy.
- Więc, o co chodzi? -
- Mamy intruzów. Kilku jest w mojej firmie i przerabiają moje dokumenty, ale większość jest u was. Sprawdziłem kilku. Pochodzą z gangu, z którym niedługo mamy się zmierzyć. Nie wiem jeszcze jaki mają plan, ale ostatnio zostałem poinformowany, że ktoś stoi pod domem Juvi. Ona nic nie wie. Cały czas, jakimiś wymówkami biorę ją do siebie. Ty byłeś bezpieczny, aż do tego - podał mu tableta z wiadomościami. Na praktycznie na każdym zdjęciu był on i Lucy.
- Skąd oni... przecież to było tylko na balu! -
- Musiałeś trafić, że dziennikarz czaił się wśród nich. - szybko przeglądał artykuły na temat swojego związku. Za rogiem czaiło się nowe niebezpieczeństwo, a on nie miał jej przy sobie.
- Dlaczego wypuściłeś Juvie? - zdziwił się. Wypuścił ją mimo, że wiedział o zagrożeniu.
- Będzie z resztą więc nic im nie grozi - nagle różowo-włosego oświeciło.
- One piją! Większość ma słabą głowę! - to zaniepokoiło także czarno-włosego.
- Masz tu samochód? - otworzył wyjście.
- Nie. Erza mi zabrała - westchnął załamany i zaprowadził Dragneela do swojego audi. Oboje się niepokoili. To miał być zwykły babski wypad. Mieli nadzieję, że zdążą.
- Wiesz gdzie to jest? - wyciągnął kartkę.
- Kawiarnia Jeta i Droya - nagle usłyszeli odgłos komórki. Widząc, że to ukochana lekko się uspokoił.
- Gray-sama! - usłyszał jej rozpaczliwy głos.
- Juvia, co się dzieje?! - obydwoje byli przestraszeni.
- Juvia doszła na miejsce. Jacyś mężczyźni włamali się i porywają dzie -
- TUTAJ JEST JESZCZE JEDNA! -
- Gra - telefon się rozłączył.
- Juvia! -
- Przyśpiesz! - krzyczał zdenerwowany Natsu. Bał się. Całe jego ciało ogarniał strach, ze zniknie. Jego jedyna w życiu szansa. Szansa na przyszłość. Niestety kiedy dojechali było już za późno. Dragneel wbiegł do środka i przeszukiwał pomieszczenie.
Fullbuster przyglądał się śladom na śniegu. Los chciał pokrzyżować im drogi, ponieważ zaczął dosyć mocno sypać śnieg. Odwrócił się i spojrzał w kierunku rogu ulicy. Coś mówiło mu, żeby poszedł tam. Poddał się instynktowi. Miał rację. Jego serce przyśpieszyło. Na śniegu była krew, a obok telefon. Była to komórka Juvi...
- Kurwa! - zgniótł urządzenie. Od tyłu zaszedł go Natsu, który sam był zdenerwowany. Oboje się bali o swoje dziewczyny. - Podaj mi swój telefon trzeba zadzwonić do reszty. - posłusznie podał smartfona.
- Pojedźmy póki są jeszcze ślady. - pomógł wstać roztrzęsionemu chłopakowi. Dopiero teraz zobaczył szkarłatną ciecz. Szybko uspokoił się w myślach, że to nie Lucy. Tym razem on zasiadł za kierownicą, a czarno-włosy zajął się powiadomieniem przyjaciół. Co chwila podawali im swoje namiary, by każdy mógł do nich dołączyć. Lucy. Błagał, by była cała. Śnieg coraz mocniej padał i powoli ślady zanikały.
- Musimy się pośpieszyć! - wyrwał mu kierownicę.
- Gray! To tam! - wskazał na ledwie wystającą wieżę. Skryli się w środku lasu. Wysiedli i bez większych słów otworzyli bagażnik.
- Byłem przygotowany - wziął swój ulubiony karabin, a Natsu swój subkarabinek. Wydawał mu się jednak jakiś inny.
- Coś ty kupił? -
- To niemiecki HK53, podobno lepszy od tamtego rosyjskiego - powiedział i zamknął drzwi. Natsu trochę pewniej przyjrzał się broni i szczerze ją polubił. Pozostało tylko ją wypróbować, a Ci którzy tknęli jego Luce idealnie się do tego nadają. Nie okaże żadnej litości.
- Idziemy? -
- Idziemy. - chwila wędrówki i byli u celu. Widzieli, że na szczycie czterech mężczyzn patrolowało teren. Musieli wymyślić, w jaki sposób pozbyć się ich po kolei. Niespodziewanie wrogowie padali jeden po drugim. Różowo-włosy próbował znaleźć źródło ich wybawienia. Nagle poczuł wibrację komórki.
Wyeliminowałem tych na górze, Gajeel zaraz powinien do was dołączyć. Alzack
Wiedzieli, że robi to dla narzeczonej, ale i tak byli wdzięczni. Nie czekając na przyjaciela, ruszyli na terytorium wroga. Po cichu weszli do zamku, szukali jakichkolwiek oznak dziewczyn.
- Nasi przyjaciele nas uratują! - słyszeli znajomy głos.
- Erza dochodzi do siebie - szepnął Dragneel. Dzięki temu, że była głośna z łatwością je znaleźli. Był tylko jeden facet, który pilnował celi. Jeden strzał i po wszystkim. Gray wycelował w samą głowę, ułożył palec na spuście i nacisnął. Wydobył się odgłos strzału, a mężczyzna leżał na ziemi.
- Trzeba było mnie słuchać - spojrzała z gniewem na martwe ciało. Chłopacy podbiegli szybko do celi. Były prawie wszystkie.
- Gdzie Lucy?! - szukał jej wzrokiem. Czarno-włosy wziął klucze od byłego strażnika i wypuścił przyjaciółki.
- Nie wiemy... Nie było jej tutaj w celi, musieli ją zabrać - powiedziała załamana. Obwiniała siebie o cały incydent.
- A Juvia? -
- Przed chwilą zabrali ją inni - chłopak sięgnął do kieszeni swojej kurtki. Podał jej wcześniej zabrany z domu pistolet.
- Masz i wyprowadź dziewczyny. Levy! Gajeel będzie po drodze, a Alzack czeka przy samochodzie. My idziemy. - przytaknęła głową i zabrała przyjaciółki. Rozdzielili się. Natsu poszedł w kierunku lewej wieży, a Gray prawej. Mieli maleńką nadzieję, że znajdą je za pierwszym razem.
Szedł szybko, lecz ostrożnie. Wypatrując wzrokiem przeciwników. Zaskoczeniem było dla niego, że nikogo nie spotkał.
- LUCY! - wykrzyczał licząc, że odpowie. Dotarł do najwyższej komnaty. Otworzył drzwi z nadzieją, lecz i ona natychmiast zniknęła. Pomieszczenie było puste, przynajmniej tak się wydawało. Na środku leżała zapisana kartka. Przeczytał zdanie i zgniótł papier. Wyjrzał przez kraty na widok. Noc zapadła na dobre, więc nie dało się ujrzeć jakichkolwiek śladów. Na ich nieszczęście śnieg wciąż padał.
- Natsu! Znalazłeś coś?! - usłyszał krzyk przyjaciela. Wyszedł z komnaty i schodził w jego stronę.
- Zostawili nam wiadomość. Zabrali je i mamy czekać, aż się z nami skontaktują. -
- Kurwa. - obu wypełniały emocje. Mieli mętlik w głowie i nie wiedzieli, co mają teraz zrobić.
Była przytomna, od kiedy włamali się do kawiarni. Niestety związali jej ręce i nogi, a na ustach miała taśmę. Nie rozumiała, dlaczego ją i dziewczyny porwali. Obserwowała wroga z ostrożnością. Nagle usłyszała wołanie ukochanego. Teraz rozumiała, czemu byłą w piwnicy. Juvia była zamknięta naprzeciwko i wyraźnie widziała na jej twarzy, że także usłyszała jego głos. Reszta przyjaciółek specjalnie została na górze, to wszystko było dla zmyłki. Przy kratach stali trzej mężczyźni. Musieli mieć coś do Natsu i Graya. Chciała mu jakoś to wszystko przekazać. Wykrzyczeć, że jest tu. Językiem próbowała delikatnie wypchać taśmę. Było to trochę obrzydliwe, ale musiała spróbować. Zaczęła przejeżdżać śliną po kleju. Trochę siłowała się z dosięgnięciem rogów, ale udało jej się. Taśma się odkleiła, a nikt z wrogów tego nie zauważył. Jedynie w oczach niebiesko-włosej, która wpatrywała się z lekkim zdziwieniem w miny Lucy, teraz pojawiła się iskierka nadziei. Blondynka miała teraz tylko jedną prośbę, aby nie było za późno. Cichutko wzięła głęboki wdech i zbierając całą odwagę w sobie, postawiła wszystko na tan jeden wyczyn. W głowie wciąż tliło się jego wołanie, a przed oczami miała jego twarz. Naprawdę chciała, by ją stąd wyciągnął.
- NATSU TU JESTEM! - strażnicy słysząc, natychmiast zareagowali. Zaczęli poszukiwać klucza od celi, by uciszyć dziewczynę. - PROSZĘ USŁYSZ MNIE! NA- poczuła ból na brzuchu.
- Wstrętna dziwko - nie wykrzyknął, lecz znacząco podniósł głos. Złapał ją za włosy i podniósł. Usta znów zakleił jej taśmą, jednak tym razem się postarał. Czuła wielki ból, kiedy ją kopał i szarpał. Jednak wciąż liczyła, że on ją usłyszał. Wierzyła, że się zjawi.
- A może użyjemy starych tortur? Widziałem w kilku salach, takie średniowieczne i w dobrym stanie. - w jej oczach pojawiło się przerażenie. Bała się. W myślach powtarzała tylko "Natsu". Czuła, że jej ciało się trzęsie. Czyżby jej nie usłyszał? Facet znów złapał ją za włosy. Wyciągnął ją z celi i prowadził w głąb korytarza. - Chłopcy idziecie na seansik? - spytał dwóch pozostałych strażników, którzy pilnowali celi blondynki. Szybko poszli w ślady swojego kolegi, a reszta żałowała, że muszą pilnować niebiesko-włosej. Zszedł z nią po schodach jeszcze niżej. Weszli do ciemnej sali. Jeden facet przy sobie zapalił światło. Oczy Lucy zaszkliły się. Była to najprawdziwsza sala średniowiecznych tortur. Poczuła wstrętny zapach rozkładających się ciał. Nie chciała patrzeć co było w jednym z ciemnych kątów. Bała się.
Wiem, że po tym rozdziale parę osób, za pewne będzie chciało mnie zabić XD Ale spokojnie! Z następnym rozdziałem mi wybaczycie! <3
środa, 11 maja 2016
15. "Poduszki mogą być niebezpieczne"
Autor:
Unknown
Obudził się późnym rankiem. Ta noc była jedną ze spokojnych. Spojrzał na śpiącą blondynkę i delikatnie odgarnął, błądzący kosmyk jej jasnych włosów. Tak słodko spała i kusząco odsłaniała szyję. Próbował się powstrzymać, jednak nie potrafił. Zbliżył swoje wargi i pozostawił na skórze mocną "pamiątkę". Następnie wstał i obejrzał pomieszczenie. Z czystej ciekawości zajrzał do szaf, niestety zobaczył same suknie i inne ubrania, nie w stylu Luce.
- Ładnie to tak grzebać? - spytała lekko rozgniewana.
- Dzień dobry - całkiem zignorował jej słowa i podszedł do niej. - Mam ciekawy pomysł - złowieszczo się uśmiechnął.
- Już się boję - zażartowała, za to on udał obrażonego.
- Skoro tak to Ci nie powiem - zamknął oczy i założył ręce.
- No żartowałam, no już się nie gniewaj na mnie - pocałowała go w policzek.
- Dalej obrażony - lekko musnęła jego wargi.
- Już? -
- Chyba sam będę musiał nałożyć na Ciebie karę - ułożył ją na środek łóżka i zaczął gilgotać.
- Natsu! Natsu przestań! Proszę! - krzyczała przez głośny śmiech.
- Jesteś pewna? - opał swoje czoło o jej. Nie odpowiedziała tylko złączyła ich usta. Za to on pogłębił pocałunek, bawiąc się jej językiem.
- Świntuch - szepnęła zarumieniona.
- Twój -
- Mój - przytulił ją do siebie, nie odrywając od niej wzroku.
- Zamieszkajmy razem - zaskoczona, uśmiechnęła się.
- Nie mam skończonych osiemnastu lat -
- To tylko sześć dni Luce -
- Luce? -
- Moja Luce - nie wiedziała co powiedzieć, dla niej to było za szybko. Jednak przy nim czuła się bezpiecznie. Kiedy patrzyła na jego błagającą minę, serce jej zmiękło. W końcu należało do niego.
- Dobrze, ale w żadnej willi - postawiła swój warunek. Zadowolony uśmiechnął się najszerzej jak potrafi.
- Dobrze, kochanie - speszyła się słysząc jego słowa. To był ich dobry początek dnia. Zaczęli mieć plany i układać razem przyszłość. Jeszcze nie wiedzieli, że z taką łatwością i szybkością ich marzenia się nie spełnią. To co przeżyli to zaledwie początek ich wspólnej, czasem samotnej walki. Czy dadzą sobie radę? W wielkiej skali zależy to od szczęścia. Nie od uczuć, ale od losu.
Wstał późnym południem. Rozejrzał się zaspanym wzrokiem po pokoju. Jedynym światłem były delikatne promienie słońca, które przepuszczały zniszczone żaluzje, po ich ostatniej nocnej "zabawie". Ciemną drewnianą podłogę zakrywały, porozrzucane ubrania. Łóżko także nie było w świetnym stanie. Pościel już wyblakła z licznymi dziurami, nadawała się do śmieci. Mimo wszystko przekręcił się na bok i próbował zasnąć.
- Gray-sama - dziewczyna weszła do pokoju. Miała na sobie jedynie granatową, koronkową bieliznę. Lekko niczym piórko, postawiła kroki w stronę okna. Odsunęła żaluzję i światło wypełniło całą sypialnię.
- Juvia...- wymamrotał, przykrywając twarz poduszką.
- Gray-sama jest już bardzo późno, masz umówione spotkanie, zapomniałeś już? - dostał oświecenia. Spojrzał na zegarek. Szybko wyskoczył z łóżka i próbował znaleźć na podłodze, jakieś w miarę czyste ubrania. Ona tylko cichutko westchnęła i podała mu wcześniej wyprasowaną koszulę.
- Dziękuję - ubrał szybko znalezione spodnie i czystą koszulę. Pozostało zrobić coś ze swoimi włosami. Poszedł do łazienki i kilka razy je zaczesał. Było już dobrze.
- Gray-sama, Juvia przygotowała śniadanie - wskazała na stół za sobą. Posłusznie zaczął zajadać się jajecznicą, a dziewczyna wzięła do ręki różne papiery.
- Gospodarka trochę spadła, to dobry czas na inwestycję. Proszę tutaj masz przemówienie i wspomagające argumenty - podała mu kartki. On delikatnie przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował. Juvia nie tylko była jego idealną kochanką, ale także bardzo pracowitą i oddaną sekretarką.
- Jesteś niezastąpiona - szepnął, biorąc kubek gotowej kawy.
- Juvia po prostu kocha Gray-sama - ich wymianę spojrzeń przerwał dźwięk telefonu. Chłopak w panice zaczął rozglądać się za rzeczą. Niebiesko-włosa ze spokojem odwróciła się i wzięła do rąk urządzenie. - Z firmy - podała mu.
- Tak? - odebrał cichutko dziękując ukochanej. Ona zaczęła sprzątać już kuchnię, wszystko wydawało by się dobrze, jednak twarz Graya natychmiast się zmieniła i poszedł do biura. Wiedziała, że musiał mieć kłopoty. Zawsze chował się by nie usłyszała. Westchnęła i dokończyła sprzątanie.
Szukał i sprawdzał cyfry na papierach.
- Jesteś pewny? -
- Panie Fullbuster, gdybym nie miał pewności, nie informowałbym pana - chłopak jeszcze raz sprawdzał papiery. Jego pracownik resztę przygotowywał na jego przybycie.
- Niedługo będę - rozłączył się i wrócił do kobiety.
- Jedziemy do firmy? - spytała gotowa do wyjścia. Znała go jak mało kto.
- Tak, ale najpierw pomogłabyś mi? -
- Juvia zawsze i wszędzie! - pełna zapału zawiązała czarny krawat. Wchodząc podała mu marynarkę. Mieszkał na trzecim piętrze nowoczesnego bloku. Musieli zejść do podziemnego parkingu. Żadne nie odezwało się. Gray sprawdzał wiadomości na telefonie, a dziewczyna szła obok niego. Widziała, że jest zdenerwowany.
- Juvia zadzwoń do Natsu, ale z mojej normalnej komórki - nie odrywał wzroku od telefonu. Niebiesko-włosa próbowała się dodzwonić. Trzy razy odezwała się poczta głosowa. Wsiedli do białego audi i po raz ostatni spróbowała się dodzwonić.
- Nic z tego Gray-sama -
- Zadzwoń do Erzy - wybrała numer, po zaledwie trzech sygnałach odezwał się znajomy głos. Juvia szybko podała komórkę ukochanemu.
- Erza idź do Natsu. Jest niebezpiecznie, rozmowy mogą być podsłuchiwane, dlatego nie mogę powiedzieć o co chodzi. Ten idiota nie odbiera telefonu! - zacisnął mocniej zęby. Martwił się o swojego przyjaciela.
- Zgoda - rozłączyła się. Mógł teraz odetchnąć z ulgą o jego bezpieczeństwo, teraz sam musiał do końca rozwiązać zagadkę oraz zakończyć ten problem.
Wciąż leżąc w łóżku rozmawiali. Rozumieli się jak nikt inny. Nagle chłopak zamilkł.
- Natsu? - spytała, spoglądając na jego twarz.
- Mam złe przeczu - nie dokończył, ponieważ oberwał jedną z poduszek.
- Ciesz się chwilą -
- Sama tego chciałaś - wziął drugą poduszkę i z lekką siłą rzucił ją w stronę Lucy. Wkrótce pokój wyglądał jak pole bitwy. W jednym rogu zrobiona z koca i kilku krzeseł baza Natsu, po drugiej składająca się z kołdry, tyłu toaletki oraz fotela baza Lucy. Zabawiali się jak małe dzieci, jednak potrzebowali takiego chwilowego oderwania. Za dużo ostatnio się wydarzyło i byli powoli zmęczeni.
- Luce! - wykrzyknął wychodząc na sam środek. - Rozejm! - i tak zdążył oberwać.
- Czyli się poddajesz? - spytała z uśmiechem. Zmierzył ją wzrokiem i szybko powrócił do bazy. Nie mógł z nią przegrać, nie z blondynką! Obudził się w nich ponowny zapał do walki. Jednak szybko go ugasiło pukanie do drzwi.
- Jest rozejm - powiedział, wychylając się z bazy do drzwi. Ukochana zgodziła się i wpatrywała w niego. Otworzył i we wejściu pojawiła się dziewczyna.
- Ile miałam czekać, żebyś ruszył dupsko?! - dostał siarczystego policzka.
- Erza, spokojnie - zareagowała i stanęła między nimi.
- Cześć Lucy - jej osobowość natychmiast się zmieniła. Znów była uwielbiającą ciasto Erzą.
- Gray ma coś ważnego Ci do powiedzenia. Nie wiem o co chodzi, ale był zdenerwowany. Mówił też, że nasze rozmowy mogą być nagrywane, najlepiej jak zaraz pojedziemy do jego firmy. - zmierzyła wzrokiem parę i spojrzała na pokój. Wszędzie były poduszki lub to co z nich zostało. - Co tu się działo do cholery? - Lucy próbowała zakryć za sobą poduszkę, którą wciąż miała w dłoniach.
- Bawiliśmy się - przyznał. Zabrał od Lucy rzecz.
- Właśnie widzę, to jest całkiem zniszczone - stwierdziła przyglądając się szafie, która byłą częstym celem Natsu.
- Naprawdę? Od poduszek? - podeszła i przyjrzała się. Nie dowierzała, że mogła się zniszczyć od uderzenia poduszki.
- Wiesz, delikatny rzut Natsu nie sprawia bólu, ani problemów, jednak rzut z całej siły może zniszczyć nawet ścianę - poczuły jak coś przelatuje im nad głowami.
- Natsu! - krzyknęła blondynka, widząc zniszczone łóżko.
- Teraz musisz spać ze mną! - już chciał się przytulić do niej, gdy poczuł przy swojej skroni lufę karabinu.
- Zrobisz tak jeszcze raz, a nie ręczę za siebie - różowo-włosy przełknął głośniej ślinę. Całkiem zapomniał o fobii przyjaciółki. Po chwili jednak się uspokoiła i odwróciła na pięcie.
- Widzimy się za pięć minut na dole. - powiedziała wychodząc.
- Co to było...? - spytała wciąż zszokowana blondynka.
- Mój błąd. Erza jest wspaniała, ale nie jest ze stali. Rzuciłem poduszką nad waszymi głowami. Przypomniał jej się pewnie moment, gdy brała udział w wojnie. Była wtedy mała i straciła rodziców, co najgorsze facet rzucił bombę, tak samo jak ja poduszkę. Straciła wtedy prawe oko. No ale dała sobie radę, a to najważniejsze! - uśmiechnął się wziął ukochaną za rękę. - Wiesz mamy tylko kilka minut i moim zdaniem, możesz tak iść, ale nie wiem czy ty...- szybko spojrzała na siebie i lekko speszona podbiegła do szuflady, którą na całe szczęście dało się otworzyć. Wzięła bieliznę i czarne leginsy. Siłowała się z szafą by wyciągnąć bluzkę jednak bez skutecznie.
- Natsu mógłbyś pomóc - powiedziała poddając się. On tylko się uśmiechnął.
- Mogę Ci dać jedną ze swoich. - westchnęła. To nie tak, że nie chciała nosić jego ubrań, chciała. Były za duże, ale wygodne, a co najważniejsze pachniały nim. Teraz mieli jechać do firmy Graya, więc trochę nie wypadało ubrać bluzę.
- Jedziemy do firmy, więc nie mogę ubrać bluzy -
Widząc jej zmieszanie wyszedł z pokoju. Wrócił po chwili w jednej ręce trzymając swoją granatową bluzę, a w drugiej długi, delikatnie złoty płaszcz. - Jak ubierzesz to i to, nikt nie pozna w firmie, że masz bluzę. - zabrała rzeczy i pocałowała go w policzek. Zamknęła się w łazience, przebierała się i robiła makijaż. Chciała być punktualnie, jednak kto przebrałby się i umalował w trzy minuty?
- Natsu, ale mogę się spóźnić - krzyknęła, nie wychodząc z łazienki.
- Nie martw się, ja też idę się przebrać. Jak będziesz gotowa, przyjdź do mnie - wrócił do siebie. Spojrzał w odbicie. Całą noc spał w garniturze. Najlepiej wziąłby prysznic, ale nie miał czasu. Wziął do ręki telefon i sprawdził połączenia. Zastanawiał się o co chodziło przyjacielowi. Ubrał dżinsowe spodnie i zwykłą białą bluzkę. Spojrzał na krajobraz za oknem. Była końcówka listopada, a świat w nocy został przykryty śniegiem. Sięgnął po czarną zimową kurtkę. Był prawie gotowy. Chwilę słuchał czy Lucy nie zbliża się do pokoju, po czym sięgnął do ostatniej szuflady, szafki nocnej. Wyciągnął z niej swojego ulubionego Desert Eagle. Był to sportowy pistolet, krótkiego zasięgu. Schował go w wewnętrznej kieszeni kurtki. Nigdy nikt nie wiedział, co go czeka. W idealnym momencie zamknął szafkę.
- Natsu jestem gotowa - weszła ubrana w złoty płaszcz i brązowe krótkie kozaki.
- Widzisz, nic nie widać, a zobacz co jest na zewnątrz - podeszłą do okna. Cała szczęśliwa odwróciła się do niego. - Chodźmy, bo Erza się zdenerwuje - złapał ją za rękę. Szczęśliwi, wciąż ciesząc się wzajemną obecnością, zeszli do przyjaciółki.
- Natsu, łap. - rzuciła mu kluczyki do samochodu. - Pojedziesz moim, a ja z Lucy pojedziemy jednym z Twoim -
- Nie zgadzam się -
- Zobacz to są kluczyki, od któregoś z Twoich aut. Cana mi je dała więc postanowione. Lucy idziesz ze mną - zadowolona z siebie, wzięła dziewczynę pod pachę i poszły w kierunku garażu. Blondynka była tu po raz pierwszy i szczerze zadziwił ją widok, aż tylu samochodów.
- Ciekawe, który to jest - powiedziała, spoglądając na kluczyki. Jeden z samochodów się zaświecił i szły w jego kierunku.
- Mi się wydaje czy tu jest najwięcej BMW? - rozglądała się naokoło.
- To ulubiona marka Natsu - skomentowała szybko. Znalazły czarnego volkswagena.
- Passat B6, podoba mi się. Cana wiedziała co wybrać -
- Tak w ogóle, dlaczego nie jedziemy Twoim samochodem? - wsiadły do środka.
- Jakby to ująć... mój nie należy do szybkich i nowych. To antyk, ale jestem do niego przywiązana. Jednak raz na jakiś czas, też chcę pojeździć, czymś szybszym. - przekręciła kluczyki w stacyjce, a Heartfilia zapięła pasy. Po słowach szkarłatno-włosej wątpiła, że dojadą w jednym kawałku. Męczyło ją jeszcze tylko jedno.
- Dlaczego zabrałaś mnie ze sobą? - samochód ruszył.
- Bo jesteś dziewczyną mojego przyjaciela i chciałbym Cię lepiej poznać, a poza tym... Mamy dodatkową godzinę, zanim on dojedzie na miejsce. Co powiesz na gorącą czekoladę albo ciasto? - jej oczy napełniły się nadzieją. Za to żołądek Lucy nie zapomniał, kiedy musiała posmakować każdy kawałek ciasta.
- Gorąca czekolada - stwierdziła.
- Czyli jedziemy do kawiarni Jeta i Droya - wjechały z willi. Tak jak przypuszczała, Erza łamała każdy zakaz prędkości. Dojechały w kilka minut. Blondynka rozglądała się, lecz nie znała tej dzielnicy miasta. - Mają tu najlepszą czekoladę w mieście! - przekonywała ją. Wysiadły i poszły w stronę kawiarni na rogu.
- Erza wydaje mi się, że mają zamknięta - zauważyła ciemność w budynku.
- Mają otwarte zobaczysz! - złapała ją za rękę i lekko pociągnęła do pomieszczenia. Wchodząc usłyszały ciche szmery. Wszystkie światła się włączył, lekko drażniąc jej oczy.
- Niespodzianka! - za stołów, blatów wyskoczyły dziewczyny z gangu.
- Z jakiej to okazji? - spytała ciut zakłopotana.
- Nie miałyśmy okazji wszystkie Ci się przedstawić, a Natsu Cię nigdzie samej nie puszcza, więc pomyślałam, że to dobra okazja zrobić babski dzień! -
- Jet i Droy chętnie się zgodzili, abyśmy zajęły ich kawiarnię - odezwała się Levy.
- Cana powinna do nas dołączyć później, więc póki co alkoholu brak. - odezwała się zielono-włosa dziewczyna. - Zapomniałam się przedstawić jestem Bisca - każda podchodziła i witała z uśmiechem Lucy, zapowiadał się ciekawy dzień, jeśli nawet i nie noc. A może tego trochę jej trzeba? Czasu spędzonego z nowymi przyjaciółkami?
Jestem bardzo zadowolona, że dodaję rozdziały regularnie! :D Jak się chce można wszystko osiągnąć ;3 Dziękuję serdecznie za każdy komentarz! To naprawdę wiele znaczy <3
- Ładnie to tak grzebać? - spytała lekko rozgniewana.
- Dzień dobry - całkiem zignorował jej słowa i podszedł do niej. - Mam ciekawy pomysł - złowieszczo się uśmiechnął.
- Już się boję - zażartowała, za to on udał obrażonego.
- Skoro tak to Ci nie powiem - zamknął oczy i założył ręce.
- No żartowałam, no już się nie gniewaj na mnie - pocałowała go w policzek.
- Dalej obrażony - lekko musnęła jego wargi.
- Już? -
- Chyba sam będę musiał nałożyć na Ciebie karę - ułożył ją na środek łóżka i zaczął gilgotać.
- Natsu! Natsu przestań! Proszę! - krzyczała przez głośny śmiech.
- Jesteś pewna? - opał swoje czoło o jej. Nie odpowiedziała tylko złączyła ich usta. Za to on pogłębił pocałunek, bawiąc się jej językiem.
- Świntuch - szepnęła zarumieniona.
- Twój -
- Mój - przytulił ją do siebie, nie odrywając od niej wzroku.
- Zamieszkajmy razem - zaskoczona, uśmiechnęła się.
- Nie mam skończonych osiemnastu lat -
- To tylko sześć dni Luce -
- Luce? -
- Moja Luce - nie wiedziała co powiedzieć, dla niej to było za szybko. Jednak przy nim czuła się bezpiecznie. Kiedy patrzyła na jego błagającą minę, serce jej zmiękło. W końcu należało do niego.
- Dobrze, ale w żadnej willi - postawiła swój warunek. Zadowolony uśmiechnął się najszerzej jak potrafi.
- Dobrze, kochanie - speszyła się słysząc jego słowa. To był ich dobry początek dnia. Zaczęli mieć plany i układać razem przyszłość. Jeszcze nie wiedzieli, że z taką łatwością i szybkością ich marzenia się nie spełnią. To co przeżyli to zaledwie początek ich wspólnej, czasem samotnej walki. Czy dadzą sobie radę? W wielkiej skali zależy to od szczęścia. Nie od uczuć, ale od losu.
Wstał późnym południem. Rozejrzał się zaspanym wzrokiem po pokoju. Jedynym światłem były delikatne promienie słońca, które przepuszczały zniszczone żaluzje, po ich ostatniej nocnej "zabawie". Ciemną drewnianą podłogę zakrywały, porozrzucane ubrania. Łóżko także nie było w świetnym stanie. Pościel już wyblakła z licznymi dziurami, nadawała się do śmieci. Mimo wszystko przekręcił się na bok i próbował zasnąć.
- Gray-sama - dziewczyna weszła do pokoju. Miała na sobie jedynie granatową, koronkową bieliznę. Lekko niczym piórko, postawiła kroki w stronę okna. Odsunęła żaluzję i światło wypełniło całą sypialnię.
- Juvia...- wymamrotał, przykrywając twarz poduszką.
- Gray-sama jest już bardzo późno, masz umówione spotkanie, zapomniałeś już? - dostał oświecenia. Spojrzał na zegarek. Szybko wyskoczył z łóżka i próbował znaleźć na podłodze, jakieś w miarę czyste ubrania. Ona tylko cichutko westchnęła i podała mu wcześniej wyprasowaną koszulę.
- Dziękuję - ubrał szybko znalezione spodnie i czystą koszulę. Pozostało zrobić coś ze swoimi włosami. Poszedł do łazienki i kilka razy je zaczesał. Było już dobrze.
- Gray-sama, Juvia przygotowała śniadanie - wskazała na stół za sobą. Posłusznie zaczął zajadać się jajecznicą, a dziewczyna wzięła do ręki różne papiery.
- Gospodarka trochę spadła, to dobry czas na inwestycję. Proszę tutaj masz przemówienie i wspomagające argumenty - podała mu kartki. On delikatnie przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował. Juvia nie tylko była jego idealną kochanką, ale także bardzo pracowitą i oddaną sekretarką.
- Jesteś niezastąpiona - szepnął, biorąc kubek gotowej kawy.
- Juvia po prostu kocha Gray-sama - ich wymianę spojrzeń przerwał dźwięk telefonu. Chłopak w panice zaczął rozglądać się za rzeczą. Niebiesko-włosa ze spokojem odwróciła się i wzięła do rąk urządzenie. - Z firmy - podała mu.
- Tak? - odebrał cichutko dziękując ukochanej. Ona zaczęła sprzątać już kuchnię, wszystko wydawało by się dobrze, jednak twarz Graya natychmiast się zmieniła i poszedł do biura. Wiedziała, że musiał mieć kłopoty. Zawsze chował się by nie usłyszała. Westchnęła i dokończyła sprzątanie.
Szukał i sprawdzał cyfry na papierach.
- Jesteś pewny? -
- Panie Fullbuster, gdybym nie miał pewności, nie informowałbym pana - chłopak jeszcze raz sprawdzał papiery. Jego pracownik resztę przygotowywał na jego przybycie.
- Niedługo będę - rozłączył się i wrócił do kobiety.
- Jedziemy do firmy? - spytała gotowa do wyjścia. Znała go jak mało kto.
- Tak, ale najpierw pomogłabyś mi? -
- Juvia zawsze i wszędzie! - pełna zapału zawiązała czarny krawat. Wchodząc podała mu marynarkę. Mieszkał na trzecim piętrze nowoczesnego bloku. Musieli zejść do podziemnego parkingu. Żadne nie odezwało się. Gray sprawdzał wiadomości na telefonie, a dziewczyna szła obok niego. Widziała, że jest zdenerwowany.
- Juvia zadzwoń do Natsu, ale z mojej normalnej komórki - nie odrywał wzroku od telefonu. Niebiesko-włosa próbowała się dodzwonić. Trzy razy odezwała się poczta głosowa. Wsiedli do białego audi i po raz ostatni spróbowała się dodzwonić.
- Nic z tego Gray-sama -
- Zadzwoń do Erzy - wybrała numer, po zaledwie trzech sygnałach odezwał się znajomy głos. Juvia szybko podała komórkę ukochanemu.
- Erza idź do Natsu. Jest niebezpiecznie, rozmowy mogą być podsłuchiwane, dlatego nie mogę powiedzieć o co chodzi. Ten idiota nie odbiera telefonu! - zacisnął mocniej zęby. Martwił się o swojego przyjaciela.
- Zgoda - rozłączyła się. Mógł teraz odetchnąć z ulgą o jego bezpieczeństwo, teraz sam musiał do końca rozwiązać zagadkę oraz zakończyć ten problem.
Wciąż leżąc w łóżku rozmawiali. Rozumieli się jak nikt inny. Nagle chłopak zamilkł.
- Natsu? - spytała, spoglądając na jego twarz.
- Mam złe przeczu - nie dokończył, ponieważ oberwał jedną z poduszek.
- Ciesz się chwilą -
- Sama tego chciałaś - wziął drugą poduszkę i z lekką siłą rzucił ją w stronę Lucy. Wkrótce pokój wyglądał jak pole bitwy. W jednym rogu zrobiona z koca i kilku krzeseł baza Natsu, po drugiej składająca się z kołdry, tyłu toaletki oraz fotela baza Lucy. Zabawiali się jak małe dzieci, jednak potrzebowali takiego chwilowego oderwania. Za dużo ostatnio się wydarzyło i byli powoli zmęczeni.
- Luce! - wykrzyknął wychodząc na sam środek. - Rozejm! - i tak zdążył oberwać.
- Czyli się poddajesz? - spytała z uśmiechem. Zmierzył ją wzrokiem i szybko powrócił do bazy. Nie mógł z nią przegrać, nie z blondynką! Obudził się w nich ponowny zapał do walki. Jednak szybko go ugasiło pukanie do drzwi.
- Jest rozejm - powiedział, wychylając się z bazy do drzwi. Ukochana zgodziła się i wpatrywała w niego. Otworzył i we wejściu pojawiła się dziewczyna.
- Ile miałam czekać, żebyś ruszył dupsko?! - dostał siarczystego policzka.
- Erza, spokojnie - zareagowała i stanęła między nimi.
- Cześć Lucy - jej osobowość natychmiast się zmieniła. Znów była uwielbiającą ciasto Erzą.
- Gray ma coś ważnego Ci do powiedzenia. Nie wiem o co chodzi, ale był zdenerwowany. Mówił też, że nasze rozmowy mogą być nagrywane, najlepiej jak zaraz pojedziemy do jego firmy. - zmierzyła wzrokiem parę i spojrzała na pokój. Wszędzie były poduszki lub to co z nich zostało. - Co tu się działo do cholery? - Lucy próbowała zakryć za sobą poduszkę, którą wciąż miała w dłoniach.
- Bawiliśmy się - przyznał. Zabrał od Lucy rzecz.
- Właśnie widzę, to jest całkiem zniszczone - stwierdziła przyglądając się szafie, która byłą częstym celem Natsu.
- Naprawdę? Od poduszek? - podeszła i przyjrzała się. Nie dowierzała, że mogła się zniszczyć od uderzenia poduszki.
- Wiesz, delikatny rzut Natsu nie sprawia bólu, ani problemów, jednak rzut z całej siły może zniszczyć nawet ścianę - poczuły jak coś przelatuje im nad głowami.
- Natsu! - krzyknęła blondynka, widząc zniszczone łóżko.
- Teraz musisz spać ze mną! - już chciał się przytulić do niej, gdy poczuł przy swojej skroni lufę karabinu.
- Zrobisz tak jeszcze raz, a nie ręczę za siebie - różowo-włosy przełknął głośniej ślinę. Całkiem zapomniał o fobii przyjaciółki. Po chwili jednak się uspokoiła i odwróciła na pięcie.
- Widzimy się za pięć minut na dole. - powiedziała wychodząc.
- Co to było...? - spytała wciąż zszokowana blondynka.
- Mój błąd. Erza jest wspaniała, ale nie jest ze stali. Rzuciłem poduszką nad waszymi głowami. Przypomniał jej się pewnie moment, gdy brała udział w wojnie. Była wtedy mała i straciła rodziców, co najgorsze facet rzucił bombę, tak samo jak ja poduszkę. Straciła wtedy prawe oko. No ale dała sobie radę, a to najważniejsze! - uśmiechnął się wziął ukochaną za rękę. - Wiesz mamy tylko kilka minut i moim zdaniem, możesz tak iść, ale nie wiem czy ty...- szybko spojrzała na siebie i lekko speszona podbiegła do szuflady, którą na całe szczęście dało się otworzyć. Wzięła bieliznę i czarne leginsy. Siłowała się z szafą by wyciągnąć bluzkę jednak bez skutecznie.
- Natsu mógłbyś pomóc - powiedziała poddając się. On tylko się uśmiechnął.
- Mogę Ci dać jedną ze swoich. - westchnęła. To nie tak, że nie chciała nosić jego ubrań, chciała. Były za duże, ale wygodne, a co najważniejsze pachniały nim. Teraz mieli jechać do firmy Graya, więc trochę nie wypadało ubrać bluzę.
- Jedziemy do firmy, więc nie mogę ubrać bluzy -
Widząc jej zmieszanie wyszedł z pokoju. Wrócił po chwili w jednej ręce trzymając swoją granatową bluzę, a w drugiej długi, delikatnie złoty płaszcz. - Jak ubierzesz to i to, nikt nie pozna w firmie, że masz bluzę. - zabrała rzeczy i pocałowała go w policzek. Zamknęła się w łazience, przebierała się i robiła makijaż. Chciała być punktualnie, jednak kto przebrałby się i umalował w trzy minuty?
- Natsu, ale mogę się spóźnić - krzyknęła, nie wychodząc z łazienki.
- Nie martw się, ja też idę się przebrać. Jak będziesz gotowa, przyjdź do mnie - wrócił do siebie. Spojrzał w odbicie. Całą noc spał w garniturze. Najlepiej wziąłby prysznic, ale nie miał czasu. Wziął do ręki telefon i sprawdził połączenia. Zastanawiał się o co chodziło przyjacielowi. Ubrał dżinsowe spodnie i zwykłą białą bluzkę. Spojrzał na krajobraz za oknem. Była końcówka listopada, a świat w nocy został przykryty śniegiem. Sięgnął po czarną zimową kurtkę. Był prawie gotowy. Chwilę słuchał czy Lucy nie zbliża się do pokoju, po czym sięgnął do ostatniej szuflady, szafki nocnej. Wyciągnął z niej swojego ulubionego Desert Eagle. Był to sportowy pistolet, krótkiego zasięgu. Schował go w wewnętrznej kieszeni kurtki. Nigdy nikt nie wiedział, co go czeka. W idealnym momencie zamknął szafkę.
- Natsu jestem gotowa - weszła ubrana w złoty płaszcz i brązowe krótkie kozaki.
- Widzisz, nic nie widać, a zobacz co jest na zewnątrz - podeszłą do okna. Cała szczęśliwa odwróciła się do niego. - Chodźmy, bo Erza się zdenerwuje - złapał ją za rękę. Szczęśliwi, wciąż ciesząc się wzajemną obecnością, zeszli do przyjaciółki.
- Natsu, łap. - rzuciła mu kluczyki do samochodu. - Pojedziesz moim, a ja z Lucy pojedziemy jednym z Twoim -
- Nie zgadzam się -
- Zobacz to są kluczyki, od któregoś z Twoich aut. Cana mi je dała więc postanowione. Lucy idziesz ze mną - zadowolona z siebie, wzięła dziewczynę pod pachę i poszły w kierunku garażu. Blondynka była tu po raz pierwszy i szczerze zadziwił ją widok, aż tylu samochodów.
- Ciekawe, który to jest - powiedziała, spoglądając na kluczyki. Jeden z samochodów się zaświecił i szły w jego kierunku.
- Mi się wydaje czy tu jest najwięcej BMW? - rozglądała się naokoło.
- To ulubiona marka Natsu - skomentowała szybko. Znalazły czarnego volkswagena.
- Passat B6, podoba mi się. Cana wiedziała co wybrać -
- Tak w ogóle, dlaczego nie jedziemy Twoim samochodem? - wsiadły do środka.
- Jakby to ująć... mój nie należy do szybkich i nowych. To antyk, ale jestem do niego przywiązana. Jednak raz na jakiś czas, też chcę pojeździć, czymś szybszym. - przekręciła kluczyki w stacyjce, a Heartfilia zapięła pasy. Po słowach szkarłatno-włosej wątpiła, że dojadą w jednym kawałku. Męczyło ją jeszcze tylko jedno.
- Dlaczego zabrałaś mnie ze sobą? - samochód ruszył.
- Bo jesteś dziewczyną mojego przyjaciela i chciałbym Cię lepiej poznać, a poza tym... Mamy dodatkową godzinę, zanim on dojedzie na miejsce. Co powiesz na gorącą czekoladę albo ciasto? - jej oczy napełniły się nadzieją. Za to żołądek Lucy nie zapomniał, kiedy musiała posmakować każdy kawałek ciasta.
- Gorąca czekolada - stwierdziła.
- Czyli jedziemy do kawiarni Jeta i Droya - wjechały z willi. Tak jak przypuszczała, Erza łamała każdy zakaz prędkości. Dojechały w kilka minut. Blondynka rozglądała się, lecz nie znała tej dzielnicy miasta. - Mają tu najlepszą czekoladę w mieście! - przekonywała ją. Wysiadły i poszły w stronę kawiarni na rogu.
- Erza wydaje mi się, że mają zamknięta - zauważyła ciemność w budynku.
- Mają otwarte zobaczysz! - złapała ją za rękę i lekko pociągnęła do pomieszczenia. Wchodząc usłyszały ciche szmery. Wszystkie światła się włączył, lekko drażniąc jej oczy.
- Niespodzianka! - za stołów, blatów wyskoczyły dziewczyny z gangu.
- Z jakiej to okazji? - spytała ciut zakłopotana.
- Nie miałyśmy okazji wszystkie Ci się przedstawić, a Natsu Cię nigdzie samej nie puszcza, więc pomyślałam, że to dobra okazja zrobić babski dzień! -
- Jet i Droy chętnie się zgodzili, abyśmy zajęły ich kawiarnię - odezwała się Levy.
- Cana powinna do nas dołączyć później, więc póki co alkoholu brak. - odezwała się zielono-włosa dziewczyna. - Zapomniałam się przedstawić jestem Bisca - każda podchodziła i witała z uśmiechem Lucy, zapowiadał się ciekawy dzień, jeśli nawet i nie noc. A może tego trochę jej trzeba? Czasu spędzonego z nowymi przyjaciółkami?
Jestem bardzo zadowolona, że dodaję rozdziały regularnie! :D Jak się chce można wszystko osiągnąć ;3 Dziękuję serdecznie za każdy komentarz! To naprawdę wiele znaczy <3
poniedziałek, 9 maja 2016
14. "Każdy popełnia kilka błędów"
Autor:
Unknown
- Wiesz, że Cię kocham? - powiedział patrząc jej w oczy. Ich chwila była magiczna, jak z filmu. Tylko oni, zakochani i rozgwieżdżone niebo. Mogli by trwać tak wiecznie, jednak zimny wiatr przypomniał im o porze roku.
- Ja Ciebie też - wtuliła się w niego, a on napawał się jej zapachem. Niespodziewanie z nieba zaczęły spadać płatki śniegu. - Spójrz! - poczuła jak śnieżka spadła na jej nos.
- Wracajmy do środka - widział drżące ramiona ukochanej.
- Jeszcze chwila - szepnęła. Podeszła do barierek i spojrzała na widok. Całe miasto oświetlone, wyglądało z góry jak milion gwiazd. Do tego pruszący śnieg.
- Zapowiada się biała zima - mruknął.
- Oby te święta też były białe -
- Do świąt jeszcze daleko - pocałował ją w policzek i od tyłu przytulił. Próbował, choć trochę oddać jej swojego ciepła.
- Miesiąc to nie dużo - nadymała słodko policzki.
- Dobrze, dobrze księżniczko. Teraz wracajmy bo się przeziębisz - nawet się nie złościła, za to jak ją nazwał. Jeżeli to on, to jej to nie przeszkadza. Złapała za jego dłoń, a on pociągnął ją w stronę wejścia. W sali wciąż trwały tańce.
- Skosztują państwo? - podszedł kelner z szampanem.
- Chętnie - różowo-włosy wziął jeden z kieliszków. Dziewczyna poszła w jego ślady. Po chwili do ich dwójki dołączył Igneel.
- Wracamy? - zapytał parę.
- Niegrzecznie tak uciekać przed samym końcem. - mimo wszystko puścił im oczko. Spojrzeli na siebie i kiwnięciem głowy zbierali się do wyjścia, Przed samym wyjściem zatrzymał ich, głos gospodarza.
- Pora na wyczekiwaną przez każdego chwilę! Na sam koniec balu, mój syn ma coś ważnego do ogłoszenia! - na schodach pojawił się Loki i swój wzrok skierował na Lucy. Dragneel wyczuł to i intuicyjnie zakrył ukochaną. Blondyn wyczuł jego rozdrażnienie. Szybko zmienił kierunek swojego wzroku.
- Na dzisiejszym balu, nareszcie wybrałem swoją przyszłą żonę! - tłum ludzi wyraźnie okazał swoje poruszenie. - Na moją żonę wybrałem kobietę o najpiękniejszej urodzie, zniewalającym uśmiechu oraz szczerym charakterem. Lucy Heartfililo pokaż się wszystkim! - za jego pleców wyłonił się Jude, który z zadowoleniem, bił brawo jak wszyscy obecni goście. Dziewczyna słysząc to był przerażona, za to Natsu wybuch głośnym śmiechem. Na sali natychmiast było cicho i każdy wpatrywał się w niego ze zdziwieniem.
- Muszę Cię rozczarować. Ona jest moja - przytulił blondynkę, a na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce.
- Z tego co zostałem poinformowany jej ręka jest wolna, czyż nie panie Jude? -
- Spójrz na to! - wskazał naszyjnik. - Interesowały Cię nasze skarby, prawda? - Loki od razu dokładniej przyjrzał się Natsu. - Lucy ma na sobie naszyjnik klasy białej. A wiesz co on oznacza? To nie zwykły naszyjnik. To "wieczna nadzieja" biżuteria dla żon i narzeczonych naszej rodziny. Po przez noszenie jej, oficjalnie została moją wybraną. Dzięki temu publicznie się ośmieszyłeś - odsunął lekko od siebie zszokowaną blondynkę i pociągnął ją w stronę wyjścia, zostawiając przerażonego blondyna i poruszony tłum. Igneel szybko dołączył do nich. Zatrzymał ich przed wejściem do limuzyny.
- Lucy wejdź pierwsza - posłusznie i dalej zaskoczona jego wyznaniem, wsiadła do samochodu.
- Rozpętasz teraz burzę, musisz jej powiedzieć prawdę. Inaczej oni wykorzystają to przeciwko Tobie. Musisz wytrzymać tylko tydzień. -
- Wiem -
- Jedźcie sami do domu, ja wrócę później - poklepał syna po ramieniu, dodając przy tym trochę mu odwagi. Musi jej to powiedzieć dzisiaj. Nawet jeśli nie chce. Zaczerpnął zimnego powietrza, a wypuszczając je z ust wydobyła się para. Wsiadł do auta.
- Kouta do domu. - powiedział i zamknął szybę, która dzieliła go z kierowcą. - Przepraszam za to wyznanie na balu. Musiałaś pewnie poczuć się nieswojo. - zdziwiona spojrzała na niego. Już chciała się odezwać, jednak zabrakło jej odwagi.- Wszystko było zaplanowane. Spodziewaliśmy się takiego ruchu z ich strony. - zaciskając pięści, zebrała w sobie wszystkie siły.
- Czyli to wszystko nie prawda? - wyczuł smutek i lekkie nieporozumienie w jej głosie.
- Ale o czym teraz mówisz? Naszyjnik to czyściusieńka prawda. -
- A nasze zaręczyny, a to, że jestem Twoja? - uśmiechnięty zbliżył się do niej. Delikatnie ją pocałował.
- Należysz do mnie. Co do zaręczyn - podrapał się po głowie. Wzrok próbował spuścić w ziemię. - To prawda, że te były skłamane, ale nie bez powodu. Na prawdziwe trochę poczekajmy i prawdę mówiąc, chciałby to zrobić w wielkim stylu, a nie tak - jego policzki pokrył rumieniec. Nie był przyzwyczajony mówić takiego typu słowa. Zawsze miał dziewczyny na jedną noc, lub w ogóle ich nie szanował, a one były z nim tylko dla nazwiska.
- Kocham Cię - poczuł jej uścisk.
- Już się nie gniewasz? -
- A jak mogłabym się, o coś takiego gniewać? - zadowolony odwzajemnił uścisk.
- Lucy, dziś w nocy chciałbym, o czymś ważnym z Tobą porozmawiać. - wyczuła jego lekką powagę.
- Dobrze - po chwili limuzyna się zatrzymała, przed samym wejściem do wilii. Na samym wejściu przywitała ich spita Cana.
- Natsssuuu - krzyknęła z butelką w dłoni. Próbowała się przytulić do kuzyna, jednak widząc nieczęstą powagę kuzyna, cofnęła się o kilka kroków i udawała trzeźwą. - Lucy co przeskrobałaś? - cichutko szepnęła, gdy blondynka ją minęła.
- Nic... - zdążyła odpowiedzieć. Różowo-włosy nie reagował na jej pytania, wołania. Kiedy dotarli do jego pokoju, lekko szarpnął ją i jego siła powaliła ją na łóżko.
- Natsu..? - była ciut przerażona.
- Obiecaj mi, że wysłuchasz do końca. - zadziwiona przytaknęła głową. - Powiesz mi, że mnie kochasz? - czul coraz większy strach. Za to ona po tych słowach była już całkiem spokojna. Dłonią przeczesała jego różowe bujne włosy.
- Kocham najmocniej głupku - zaśmiała się. On tylko zbliżył się i delikatnie ją pocałował. Pokój oświetlał jedynie księżyc. Odsunął się od niej i usiadł na skraju łóżka.
- Wszystko zaczęło się, kiedy byłem jeszcze mały. - blondynka z wielką uwagą go słuchała, nie przerywając, żadnego zdania. - Na wakacje wyjeżdżaliśmy do rodzinnego domu mojej mamy, to ten domek w lesie. Obok niego była wioska, która całe życie prześladowała moją mamę. Wszystko przez bycie czystej krwi. Po moim urodzeniu była nazywana wiedźmą. Ja także byłem tak traktowany. Nienawidziłem tej wioski i tych ludzi. Kiedy miałem sześć lat, mieliśmy w domu włamanie. Mama osłoniła mnie własnym ciałem - zaczął sie trząść. Blondynka zbliżyła się i dodając mu otuchy, przytuliła go. - Widziałem jak ją zabijają. Jednak nikt prócz mojego ojca mi nie uwierzył. Rozumiesz? Mówili, że to ja ją zabiłem. Kiedy po roku wyjechaliśmy po ostatnie rzeczy mamy, poszedłem do tamtego miasta. Obwiniałem ich, że to oni ją zabili. Oczywiście nikt nie zwrócił na gadanie siedmioletniego dziecka. Jednak wieczorem, pamiętam, że coś mnie ciągnęło w stronę wioski. Nie zapomnę jak obudziłem się, widząc dym za oknem. Poszedłem tam i znalazłem się w samym środku płomieni. Pamiętam, że cieszył mnie widok, kiedy ludzie, którzy męczyli mnie i mamę umierają. Nie bałem się. Nie pamiętam nic więcej. Kiedy się obudziłem byłem w szpitalu, a wszyscy powiedzieli, że to moja wina. Że ja zabiłem tych ludzi. Wiesz jakie to uczucie? Nie wiedzieć co się wtedy wydarzyło i nieść śmierć tych wszystkich rodzin? Do teraz mam koszmary. Wtedy zaczął się okres depresji. Z nikim nie rozmawiałem i stwarzałem same problemy. Biłem się i uciekałem. Gdy skończyłem piętnaście lat zacząłem regularnie chodzić na ustawki. Czara się przelała, kiedy przy jednej z bitew postrzeliłem kobietę. Uciekłem. Po tym zdarzeniu ojciec wysłał mnie za granicę, ale to nic nie dało. Głosy krzyczących, palących się ludzi do dzisiaj męczą mnie w nocy. Najgorsze, że nie pamiętam tego zdarzenia. Prawdopodobnie to uraz szoku, jednak powoli co noc zaczynają pojawiać mi się sceny, z tamtego okresu. Byłem przerażony. Wróciłem tutaj i wszystko się uspokoiło. Wtedy po powrocie spotkałem Ciebie. Wiedziałem, że jesteś cudem. Zmieniłaś mnie. Dzięki Tobie próbuję patrzeć w przyszłość, jednak ostatnio sny wróciły - cały czas słuchała go z przejęciem.
- A co z przeszłością? - spytała, kiedy skończył.
- Nie umiem się z nią pogodzić. -
- Więc zaczniemy nad tym pracować - złapała za jego rękę.
- Nie boisz się? -
- Niby czego? Każdy popełnia kilka błędów, najważniejsze jest to, że się poznaliśmy i pokochaliśmy. Ja Ci wierzę i zawsze będę w Ciebie wierzyć - dotknął jej policzka i złączył ich usta w pocałunku. Trafił na cud. Najwspanialszy i prawdopodobnie jedyny w jego życiu. Ta kobieta była jego najcenniejszym skarbem. Nie zamierzał jej już nigdy wypuszczać ze swych objęć. Zaakceptowała go w całości.
- Będę Cię kochał już na wieki - szepnął jej do ucha. Uśmiechnięta wtuliła się w jego tors i oboje leżąc na łóżku byli najszczęśliwsi na świecie, przynajmniej tak się wydawało. Gdy tylko usłyszała jego ciche chrapanie, wygramoliła się z uścisku i wróciła do swojego pokoju. Usiadła na podłodze i próbowała uspokoić myśli. Była przerażona przeszłością ukochanego, jednak nie mogła go zostawić. Kocha go. Wstała i powtarzając sobie w myślach pognała do łazienki. Wzięła prysznic, przebrała się i ułożyła w łóżku. Uspokoiła się, lecz wciąż coś nie pozwalało jej zasnąć. Nagle drzwi do pokoju sie otworzyły, a w nich pojawił się zaspany Natsu.
- Nie rób mi tak - szepnął przytulając blondynkę. - Bałem się, że zniknęłaś - pogłaskała go po głowie. Był jak zagubione dziecko. Dziecko które pokochało ją całym serduszkiem. Po chwili chłopak zasnął w jej łóżku, przykryła go kołdrą i ułożyła się obok. Tego jej brakowało. Teraz mogła spokojnie zasnąć.
Późnym wieczorem czekał przy lampie. Śnieg zaczął już powoli pokrywać całe miasto, a jego przesyłki wciąż nie było. Nareszcie facet na skuterze przyjechał.
- Cześć - przywitał się oschle, mierząc od stóp do głowy Graya.
- Cześć, spóźniłeś się -
- Myślisz, że łatwo załatwić tyle towaru? - podał mu paczkę.
- Wszystko? -
- Oczywiście, zawsze wywiązuje się z umowy. Po za tym, słyszałem pogłoski, że Salamander się pojawi. To prawdziwe źródło? -
- Tak, ma kogoś, kogo chce bronić. Powinien być teraz gorszy niż wcześniej - uśmiechnął się do znajomego.
- Kasa. - przypomniał handlarz.
- Masz, skąpcu. - podał mu cały plik banknotów.
- Całość? -
- Jak zawsze - bez sprawdzenia włożył do kieszeni. Pożegnał się i pojechał dalej. Gray z paczką wrócił do mieszkania. Po cichu wsadził karton do szafy. Niestety, obudził ją.
- Gray-sama? - w drzwiach sypialni stała niebiesko-włosa kobieta, przecierająca zaspane oczy.
- Już wracam do łóżka Juvia - mimo wszystko przyglądała mu się.
- Gray-sama znów pakujesz się w niebezpieczeństwo? Juvia nie da sobie rady bez panicza - w jej kącikach pojawiły się pierwsze łzy. Podszedł i przytulił ją.
- Wrócę cały - szepnął całując jej czoło. Początkowo ich związek był dla żartu, jednak później zaczął odwzajemniać uczucie Juvi. Ona wie czym zajmuje się jej ukochany, niekiedy nawet pomaga mu przy walkach. Są parą od kilku miesięcy, jednak dopiero od miesiąca Fullbuster zaczął traktować to na poważnie. Znała też dobrze jego przyjaciela i szczerze martwiła się o ich następny atak. Widziała, że kochanek przygotował na to wyjątkowo dużo broni i amunicji. Miała złe przeczucia, po tym jak ostatnio Natsu został zabity, coraz bardziej bała się o Graya. Co mogła jednak zrobić?
Doczekaliście się przeszłości Natsu! Jednak spokojnie akcja trwa nadal ;)
- Ja Ciebie też - wtuliła się w niego, a on napawał się jej zapachem. Niespodziewanie z nieba zaczęły spadać płatki śniegu. - Spójrz! - poczuła jak śnieżka spadła na jej nos.
- Wracajmy do środka - widział drżące ramiona ukochanej.
- Jeszcze chwila - szepnęła. Podeszła do barierek i spojrzała na widok. Całe miasto oświetlone, wyglądało z góry jak milion gwiazd. Do tego pruszący śnieg.
- Zapowiada się biała zima - mruknął.
- Oby te święta też były białe -
- Do świąt jeszcze daleko - pocałował ją w policzek i od tyłu przytulił. Próbował, choć trochę oddać jej swojego ciepła.
- Miesiąc to nie dużo - nadymała słodko policzki.
- Dobrze, dobrze księżniczko. Teraz wracajmy bo się przeziębisz - nawet się nie złościła, za to jak ją nazwał. Jeżeli to on, to jej to nie przeszkadza. Złapała za jego dłoń, a on pociągnął ją w stronę wejścia. W sali wciąż trwały tańce.
- Skosztują państwo? - podszedł kelner z szampanem.
- Chętnie - różowo-włosy wziął jeden z kieliszków. Dziewczyna poszła w jego ślady. Po chwili do ich dwójki dołączył Igneel.
- Wracamy? - zapytał parę.
- Niegrzecznie tak uciekać przed samym końcem. - mimo wszystko puścił im oczko. Spojrzeli na siebie i kiwnięciem głowy zbierali się do wyjścia, Przed samym wyjściem zatrzymał ich, głos gospodarza.
- Pora na wyczekiwaną przez każdego chwilę! Na sam koniec balu, mój syn ma coś ważnego do ogłoszenia! - na schodach pojawił się Loki i swój wzrok skierował na Lucy. Dragneel wyczuł to i intuicyjnie zakrył ukochaną. Blondyn wyczuł jego rozdrażnienie. Szybko zmienił kierunek swojego wzroku.
- Na dzisiejszym balu, nareszcie wybrałem swoją przyszłą żonę! - tłum ludzi wyraźnie okazał swoje poruszenie. - Na moją żonę wybrałem kobietę o najpiękniejszej urodzie, zniewalającym uśmiechu oraz szczerym charakterem. Lucy Heartfililo pokaż się wszystkim! - za jego pleców wyłonił się Jude, który z zadowoleniem, bił brawo jak wszyscy obecni goście. Dziewczyna słysząc to był przerażona, za to Natsu wybuch głośnym śmiechem. Na sali natychmiast było cicho i każdy wpatrywał się w niego ze zdziwieniem.
- Muszę Cię rozczarować. Ona jest moja - przytulił blondynkę, a na jej policzkach pojawiły się delikatne rumieńce.
- Z tego co zostałem poinformowany jej ręka jest wolna, czyż nie panie Jude? -
- Spójrz na to! - wskazał naszyjnik. - Interesowały Cię nasze skarby, prawda? - Loki od razu dokładniej przyjrzał się Natsu. - Lucy ma na sobie naszyjnik klasy białej. A wiesz co on oznacza? To nie zwykły naszyjnik. To "wieczna nadzieja" biżuteria dla żon i narzeczonych naszej rodziny. Po przez noszenie jej, oficjalnie została moją wybraną. Dzięki temu publicznie się ośmieszyłeś - odsunął lekko od siebie zszokowaną blondynkę i pociągnął ją w stronę wyjścia, zostawiając przerażonego blondyna i poruszony tłum. Igneel szybko dołączył do nich. Zatrzymał ich przed wejściem do limuzyny.
- Lucy wejdź pierwsza - posłusznie i dalej zaskoczona jego wyznaniem, wsiadła do samochodu.
- Rozpętasz teraz burzę, musisz jej powiedzieć prawdę. Inaczej oni wykorzystają to przeciwko Tobie. Musisz wytrzymać tylko tydzień. -
- Wiem -
- Jedźcie sami do domu, ja wrócę później - poklepał syna po ramieniu, dodając przy tym trochę mu odwagi. Musi jej to powiedzieć dzisiaj. Nawet jeśli nie chce. Zaczerpnął zimnego powietrza, a wypuszczając je z ust wydobyła się para. Wsiadł do auta.
- Kouta do domu. - powiedział i zamknął szybę, która dzieliła go z kierowcą. - Przepraszam za to wyznanie na balu. Musiałaś pewnie poczuć się nieswojo. - zdziwiona spojrzała na niego. Już chciała się odezwać, jednak zabrakło jej odwagi.- Wszystko było zaplanowane. Spodziewaliśmy się takiego ruchu z ich strony. - zaciskając pięści, zebrała w sobie wszystkie siły.
- Czyli to wszystko nie prawda? - wyczuł smutek i lekkie nieporozumienie w jej głosie.
- Ale o czym teraz mówisz? Naszyjnik to czyściusieńka prawda. -
- A nasze zaręczyny, a to, że jestem Twoja? - uśmiechnięty zbliżył się do niej. Delikatnie ją pocałował.
- Należysz do mnie. Co do zaręczyn - podrapał się po głowie. Wzrok próbował spuścić w ziemię. - To prawda, że te były skłamane, ale nie bez powodu. Na prawdziwe trochę poczekajmy i prawdę mówiąc, chciałby to zrobić w wielkim stylu, a nie tak - jego policzki pokrył rumieniec. Nie był przyzwyczajony mówić takiego typu słowa. Zawsze miał dziewczyny na jedną noc, lub w ogóle ich nie szanował, a one były z nim tylko dla nazwiska.
- Kocham Cię - poczuł jej uścisk.
- Już się nie gniewasz? -
- A jak mogłabym się, o coś takiego gniewać? - zadowolony odwzajemnił uścisk.
- Lucy, dziś w nocy chciałbym, o czymś ważnym z Tobą porozmawiać. - wyczuła jego lekką powagę.
- Dobrze - po chwili limuzyna się zatrzymała, przed samym wejściem do wilii. Na samym wejściu przywitała ich spita Cana.
- Natsssuuu - krzyknęła z butelką w dłoni. Próbowała się przytulić do kuzyna, jednak widząc nieczęstą powagę kuzyna, cofnęła się o kilka kroków i udawała trzeźwą. - Lucy co przeskrobałaś? - cichutko szepnęła, gdy blondynka ją minęła.
- Nic... - zdążyła odpowiedzieć. Różowo-włosy nie reagował na jej pytania, wołania. Kiedy dotarli do jego pokoju, lekko szarpnął ją i jego siła powaliła ją na łóżko.
- Natsu..? - była ciut przerażona.
- Obiecaj mi, że wysłuchasz do końca. - zadziwiona przytaknęła głową. - Powiesz mi, że mnie kochasz? - czul coraz większy strach. Za to ona po tych słowach była już całkiem spokojna. Dłonią przeczesała jego różowe bujne włosy.
- Kocham najmocniej głupku - zaśmiała się. On tylko zbliżył się i delikatnie ją pocałował. Pokój oświetlał jedynie księżyc. Odsunął się od niej i usiadł na skraju łóżka.
- Wszystko zaczęło się, kiedy byłem jeszcze mały. - blondynka z wielką uwagą go słuchała, nie przerywając, żadnego zdania. - Na wakacje wyjeżdżaliśmy do rodzinnego domu mojej mamy, to ten domek w lesie. Obok niego była wioska, która całe życie prześladowała moją mamę. Wszystko przez bycie czystej krwi. Po moim urodzeniu była nazywana wiedźmą. Ja także byłem tak traktowany. Nienawidziłem tej wioski i tych ludzi. Kiedy miałem sześć lat, mieliśmy w domu włamanie. Mama osłoniła mnie własnym ciałem - zaczął sie trząść. Blondynka zbliżyła się i dodając mu otuchy, przytuliła go. - Widziałem jak ją zabijają. Jednak nikt prócz mojego ojca mi nie uwierzył. Rozumiesz? Mówili, że to ja ją zabiłem. Kiedy po roku wyjechaliśmy po ostatnie rzeczy mamy, poszedłem do tamtego miasta. Obwiniałem ich, że to oni ją zabili. Oczywiście nikt nie zwrócił na gadanie siedmioletniego dziecka. Jednak wieczorem, pamiętam, że coś mnie ciągnęło w stronę wioski. Nie zapomnę jak obudziłem się, widząc dym za oknem. Poszedłem tam i znalazłem się w samym środku płomieni. Pamiętam, że cieszył mnie widok, kiedy ludzie, którzy męczyli mnie i mamę umierają. Nie bałem się. Nie pamiętam nic więcej. Kiedy się obudziłem byłem w szpitalu, a wszyscy powiedzieli, że to moja wina. Że ja zabiłem tych ludzi. Wiesz jakie to uczucie? Nie wiedzieć co się wtedy wydarzyło i nieść śmierć tych wszystkich rodzin? Do teraz mam koszmary. Wtedy zaczął się okres depresji. Z nikim nie rozmawiałem i stwarzałem same problemy. Biłem się i uciekałem. Gdy skończyłem piętnaście lat zacząłem regularnie chodzić na ustawki. Czara się przelała, kiedy przy jednej z bitew postrzeliłem kobietę. Uciekłem. Po tym zdarzeniu ojciec wysłał mnie za granicę, ale to nic nie dało. Głosy krzyczących, palących się ludzi do dzisiaj męczą mnie w nocy. Najgorsze, że nie pamiętam tego zdarzenia. Prawdopodobnie to uraz szoku, jednak powoli co noc zaczynają pojawiać mi się sceny, z tamtego okresu. Byłem przerażony. Wróciłem tutaj i wszystko się uspokoiło. Wtedy po powrocie spotkałem Ciebie. Wiedziałem, że jesteś cudem. Zmieniłaś mnie. Dzięki Tobie próbuję patrzeć w przyszłość, jednak ostatnio sny wróciły - cały czas słuchała go z przejęciem.
- A co z przeszłością? - spytała, kiedy skończył.
- Nie umiem się z nią pogodzić. -
- Więc zaczniemy nad tym pracować - złapała za jego rękę.
- Nie boisz się? -
- Niby czego? Każdy popełnia kilka błędów, najważniejsze jest to, że się poznaliśmy i pokochaliśmy. Ja Ci wierzę i zawsze będę w Ciebie wierzyć - dotknął jej policzka i złączył ich usta w pocałunku. Trafił na cud. Najwspanialszy i prawdopodobnie jedyny w jego życiu. Ta kobieta była jego najcenniejszym skarbem. Nie zamierzał jej już nigdy wypuszczać ze swych objęć. Zaakceptowała go w całości.
- Będę Cię kochał już na wieki - szepnął jej do ucha. Uśmiechnięta wtuliła się w jego tors i oboje leżąc na łóżku byli najszczęśliwsi na świecie, przynajmniej tak się wydawało. Gdy tylko usłyszała jego ciche chrapanie, wygramoliła się z uścisku i wróciła do swojego pokoju. Usiadła na podłodze i próbowała uspokoić myśli. Była przerażona przeszłością ukochanego, jednak nie mogła go zostawić. Kocha go. Wstała i powtarzając sobie w myślach pognała do łazienki. Wzięła prysznic, przebrała się i ułożyła w łóżku. Uspokoiła się, lecz wciąż coś nie pozwalało jej zasnąć. Nagle drzwi do pokoju sie otworzyły, a w nich pojawił się zaspany Natsu.
- Nie rób mi tak - szepnął przytulając blondynkę. - Bałem się, że zniknęłaś - pogłaskała go po głowie. Był jak zagubione dziecko. Dziecko które pokochało ją całym serduszkiem. Po chwili chłopak zasnął w jej łóżku, przykryła go kołdrą i ułożyła się obok. Tego jej brakowało. Teraz mogła spokojnie zasnąć.
Późnym wieczorem czekał przy lampie. Śnieg zaczął już powoli pokrywać całe miasto, a jego przesyłki wciąż nie było. Nareszcie facet na skuterze przyjechał.
- Cześć - przywitał się oschle, mierząc od stóp do głowy Graya.
- Cześć, spóźniłeś się -
- Myślisz, że łatwo załatwić tyle towaru? - podał mu paczkę.
- Wszystko? -
- Oczywiście, zawsze wywiązuje się z umowy. Po za tym, słyszałem pogłoski, że Salamander się pojawi. To prawdziwe źródło? -
- Tak, ma kogoś, kogo chce bronić. Powinien być teraz gorszy niż wcześniej - uśmiechnął się do znajomego.
- Kasa. - przypomniał handlarz.
- Masz, skąpcu. - podał mu cały plik banknotów.
- Całość? -
- Jak zawsze - bez sprawdzenia włożył do kieszeni. Pożegnał się i pojechał dalej. Gray z paczką wrócił do mieszkania. Po cichu wsadził karton do szafy. Niestety, obudził ją.
- Gray-sama? - w drzwiach sypialni stała niebiesko-włosa kobieta, przecierająca zaspane oczy.
- Już wracam do łóżka Juvia - mimo wszystko przyglądała mu się.
- Gray-sama znów pakujesz się w niebezpieczeństwo? Juvia nie da sobie rady bez panicza - w jej kącikach pojawiły się pierwsze łzy. Podszedł i przytulił ją.
- Wrócę cały - szepnął całując jej czoło. Początkowo ich związek był dla żartu, jednak później zaczął odwzajemniać uczucie Juvi. Ona wie czym zajmuje się jej ukochany, niekiedy nawet pomaga mu przy walkach. Są parą od kilku miesięcy, jednak dopiero od miesiąca Fullbuster zaczął traktować to na poważnie. Znała też dobrze jego przyjaciela i szczerze martwiła się o ich następny atak. Widziała, że kochanek przygotował na to wyjątkowo dużo broni i amunicji. Miała złe przeczucia, po tym jak ostatnio Natsu został zabity, coraz bardziej bała się o Graya. Co mogła jednak zrobić?
Doczekaliście się przeszłości Natsu! Jednak spokojnie akcja trwa nadal ;)
piątek, 6 maja 2016
13. "Bal"
Autor:
Unknown
Wyruszyli z budynku nie odzywając się, ani jednym słowem. Mimo wszystko chłopak nie puścił jej dłoni. Cieszył się uniknięcia spotkania z Lis, ale także czuł złość na ojca, który zataił przed nim informację, do kogo jadą. Co jakiś czas mierzył go wzrokiem. Nie zamierzał poruszać tematu przy Lucy. Jej czas na jego przeszłość nadejdzie jutro. Chyba, że będzie padać wtedy zrezygnuje z tego pomysłu. Pomimo jego starań, ona zauważyła, że coś jest nie tak.
- Jeśli mogę spytać, kto jest organizatorem balu? - zapytała, próbując przełamać napiętą atmosferę.
- Bal organizuje rodzina założycieli założycieli miasta. Tam mamy tylko dwa spotkania, jako właściciel firmy i jego następca - zatrzymali się, wyjrzała za okno i zobaczyła znajomy budynek. Wysiadła przy pomocy Natsu i zachwycała się widokiem pięknej, starej rezydencji. Była położona na najwyższym wzgórzu miasta, dlatego powietrze było cięższe, lecz dla niej przyjemne.
- Lucy, chodź musimy iść - powiedział łapiąc ją za rękę. Dalej był zły.
- Natsu wy macie spotkania, więc może ja pójdę już do sali balowej? - mężczyzna widział w jej oczach, o co jej chodzi. Chciała, żeby porozmawiali.
- Nie pusz-
- To dobry pomysł. Pokażesz mu, że dajesz sobie radę sama i nie musi być, aż tak nadopiekuńczy- puścił do niej oczko i trochę zażartował z syna. Zadowolona podjęła się najtrudniejszej części jej planu. Przekonania Natsu.
- Natsu dam sobie radę -
- Nie zgadzam się -
- Nie możesz jej kontrolować - widocznie te słowa na niego podziałały.
- Dobrze, ale masz mi obiecać, że nic Ci się nie stanie i będziesz na mnie czekać - uśmiechnięta zgodziła się. Teraz rozeszli się w dwie strony, widziała jak oddalający się ukochany, robi minę zbitego szczeniaczka. Ona jednak nie zmieniła swojej decyzji. To prawda, że chciała być z nim. Ale teraz on musi dogadać się z ojcem. Faktycznie była ciekawa o co chodzi chłopakowi, ale nie chciała być wścibska. Musiała się psychicznie przygotować do spotkania z ojcem oraz wciąż zastanawiała się, nad niewypowiedzianymi słowami Natsu. Zamiast na salę balową poszła do ogrodu. W domu założycieli była cztery razy, więc wiedziała, gdzie jest najlepsze miejsce do zebrania myśli. Spoglądała na złotą fontannę.
- Lucy? - usłyszała znajomy głos. Odwróciła się i zobaczyła starego przyjaciela.
- Loki! - przytulili się na przywitanie.
- Co ty tu robisz? Bal zaczyna się za godzinę, a Twój ojciec nie ma żadnych teraz spotkań. Chyba, że się mylę -
- Nie, nie mylisz się - odsunęła i spojrzała na blondyna. Ostatni raz widzieli się rok temu. Ale nic się nie zmienił. Zmierzył Lucy wzrokiem.
- Wyglądasz, naprawdę pięknie - jego uwagę przyciągnął naszyjnik. - Czy to możliwe, że to jeden ze skarbów Dragneelów?! - zbliżył się i dotknął biżuterii.
- Tak, to z nimi tutaj przybyłam - odpowiedziała z lekką dumą.
- Teraz rozumiem, mój ojciec faktycznie ma dziś z nimi spotkanie. Chce ich o coś prosić - poprawił okulary.
- Prosić? Twój ojciec? -
- Lucy, wiesz czym naprawdę są skarby Dragneelów? - przeszli razem kilka kroków i usiedli na jednej z ławek.
- Nie. Dziś pierwszy raz o nich usłyszałam. -
- To bardzo drażliwy temat, tylko nieliczni o tym wiedzą.- spojrzał na zaskoczoną dziewczynę. - Zacznijmy od tego, że Dragneelowie są bardzo pokoleniową rodziną. Wywodzą się z Fiore, jednak kilka pokoleń przebywało za granicą. Teraz osiedli się tutaj w Crocus. Pewnie zostaną na dłużej. W ich rodzinie od zawsze istniał skarbiec, który z pokolenia na pokolenia się powiększa. Nikt nie wie co tam jest. Jednak każdy z ich skarbów ma swoją klasę, która określa, jak ważny jest dla rodziny. Wyróżniają trzy.
Szare, które najczęściej są noszone przez narzeczoną.
Czarne, które wyciągają tylko przy ważnych uroczystościach. Nosi je jedynie małżonka, lub córka.
Oraz Białe. Białe jako jedyne mają swój limit, do tej grupy przyznawanych jest dwadzieścia, najważniejszych klejnotów. Nikt nigdy nie wie, kiedy i kto może je nosić. - Lucy intuicyjnie spojrzała na biżuterię.
- Skąd to wszystko wiesz? -
- To są informacje, które zbieraliśmy przez dziesięć lat. Trochę mało, ponieważ nadal nie wiemy co jest w skarbcu. Dzisiaj pierwszy raz na oczy widzę, jakikolwiek ich skarb. Ten naszyjnik, jest oczywiście Lucy bezcenny, ale wiesz może, do jakiej klasy należy? - przypomniała sobie, że ma na sobie jeden z dwudziestu skarbów. Jednak zauważyła jego dziwne ruchu i wzrok, którym wpatrywał się w biżuterię. Poczuła, że nie może mu ufać.
- Nie pamiętam, chyba mi nie mówili jakiej jest klasy. Wiem tylko, że nazywa się "Wieczna nadzieja" - skłamała, ale miała rację. Po chwili pojawił się niebezpieczny błysk w oczach chłopaka.
- Jeśli kiedykolwiek będziesz widziała te skarby, powiesz mi? - przytaknęła głową. Czuła, że Loki chce ją wykorzystać.
- O co Twój ojciec, chce ich prosić? -myślała, że uda jej się zmienić temat.
- Mój ojciec pragnie wejść do ich skarbca. Wierzy, że mogą tam być rzeczy związane z historią Fiore. Dlatego dziś ich poprosi o umożliwienie mu wejścia i przeszukania go. - jeszcze raz dotknął naszyjnika. - Najbardziej interesują go klejnoty klasy białej, jest ciekawy, czym jest dwudziestka najważniejszych rzeczy. Nikt prócz Dragneelów oczywiście nie wie co tam jest, oczywiście nikt obcy dla nich, aż do dziś ich nie nosił. Jak to możliwe, że właśnie ty masz na sobie skarb? Jak to zrobiłaś? - jego szaleńczy wzrok, coraz bardziej ja irytował. Wstała i udając uśmiech, zrobiła krok do tyłu.
- Nic nie zrobiłam. Ojciec Natsu sam mi go przyniósł. -
- Natsu? Młody Dragneel? Nie mów mi, że ty z nim... - wstał i z wściekłością w oczach, złapał za jej drobne ramiona.
- Loki, to boli -
- Nie zbliżaj się do niego. Tylko nie ty. -
- Dlaczego tak mówisz? - próbowała go od siebie odepchnąć.
- Lucy, uwierz mi on jest niebezpieczny. -
- Nie mów tak o nim -
- On jest mordercą! - udało jej się udepnąć przyjaciela.
- Nie mów tak o osobie, którą kocham! - jej oczy się szkliły.
- Chcesz być z osobą, która zabiła całą wioskę?! Która zamordowała wielu ludzi?! Która była płatnym zabójcą?! -
- Kłamiesz...- stała cała sparaliżowana. Loki próbował wykorzystać chwilę jej nie uwagi i zabrać naszyjnik. - Więc tylko na tym Ci zależy?! Wiedziałam! Wiedziałam, że to były kłamstwa! On nigdy by tego nie zrobił! - pobiegła do środka. Za to Loki zaczął się śmiać.
- To była prawda, przyjaciółko. Wkrótce się o tym przekonasz. - nie poszedł za nią. Usiadł z powrotem na ławce i cierpliwe czekał, na przyjazd Juda Heartfilii.
Natsu udało się dogadać z ojcem. Wyjaśnili sobie wszystko i gdy ostatecznie odrzucili, prośbę założyciela, spotkanie się skończyło.
- Nie podoba mi się to - skomentował.
- Mi też. Będziemy musieli uważać. - powiedział i wyprzedził ojca. - Pójdę do Lucy - ruszył w kierunku sali balowej. Goście zaczęli się już zbierać, dlatego nie lada wyzwaniem było znalezienie blondynki. Oczywiście udało mu się. Zszedł po krętych schodach i podszedł do smutnej ukochanej. Nie zauważyła go i cały czas spoglądała w okno, widząc przybywających gości. - Lucy - szepnął. Na dźwięk jego głos odwróciła się. Teraz zauważył jej lekko podpuchnięte oczy. - Czemu płakałaś? -
- To nic takiego, po prostu wspomnienia - skłamała. On uwierzył i więcej nie pytał. Nie chciał być nachalny, gdyby ona tego chciała, powiedziała by mu o co chodzi. Wziął ją za rękę i uśmiechnął się.
- Nie zapomnij, że tu jestem. - jej twarz się rozpromieniła.
- Wiem, dziękuję - usłyszeli dźwięk trąbek i razem z innymi gośćmi, spojrzeli na schody. Organizatorzy balu byli trzyosobową rodziną. Głowa i potomek założycieli Hayato Karube, jego małżonka Aria, oraz ich adoptowany syn Loki.
- Witam serdecznie oraz otwieram stu dwudziesty bal "Czerwonej Róży"! Ogłaszam również, że pod czas balu zostanie wybrana żona, dla mojego syna! Pora rozpocząć tańce! - po sali rozniosła się muzyka. Różowo-włosy w starym stylu ukłonił się i całując dłoń ukochanej, poprosił ją do tańca. Zgodziła się i szczęśliwa ruszyła z nim na parkiet. Czuła na sobie czyiś wzrok, jednak próbowała to zignorować. Liczył się dla niej ten taniec w jego objęciach. Była ciut zaskoczona, że faktycznie chłopak potrafi całkiem dobrze tańczyć. Po chwili z sufitu zaczęły spadać płatki róż.
- Pasują do siebie prawda, Jude? - podszedł do starego przyjaciela.
- Moja córka zasługuje na kogoś lepszego. -
- Pamiętasz, jak byli dziećmi? Lucy nie chciała się z nikim innym bawić, tylko z Natsu. Może to przeznaczenie? -
- Bujda. To wszystko przez to, że Hana z Twoim synem byli u nas prawie codziennie. -
- Już wtedy mówiliśmy, że będą razem -
- To było zanim Twój syn przeszedł na złą stronę - lekko zawstydzony, spojrzał na przyjaciela.
- Dlaczego ją bijesz? Nie przypomina Ci Layli? -
- To mój interes, a Lucy nie przypomina Layli. Ona jest jej podróbką. - wyczuł złość w jego głosie. Nie mógł z nim znaleźć wspólnego języka, od kiedy zmarła matka blondynki. Jude już zamierzał odejść, gdy Igneel zatrzymał go.
- Pozwól jej być szczęśliwej -
- Nigdy. - odszedł. Czerwono-włosy spojrzał w kierunku syna. Winił siebie za jego przeszłość.
- Może drinka? - zapytał kelner z tacą.
- Nie, dziękuję - odszedł w kierunku balkonu. Przeczuwał coś złego.
- Nareszcie się nie smucisz - szepnął, prowadząc ich kroki.
- Dziękuję Natsu - dłonią, którą miał na biodrze blondynki, przyciągnął ją bliżej siebie. Chciał ją pocałować, kiedy ona go zatrzymała. Położyła na jego wargach palec, lekko odpychając jego głowę. - Natsu, tu jest masa ludzi - szepnęła zawstydzona.
- No i co? Niech każdy wie, że Cię kocham - z rumieńcami na twarzy, położyła dłoń na jego policzku i pozwoliła mu się pocałować. Z początku było to delikatne muśnięcie jej warg, jednak z każdą chwilą pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny.
- Jesteś szalony - szepnęła cała czerwona, przytulając się do niego.
- Wiem, to co uciekamy do domu? - nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ jakiś blondyn porwał mu ją z przed nosa.
- Odbijany! - krzyknął uciekając. Już chciał pognać w jego stronę, lecz nie mógł zostawić na pastwę losu dziewczyny, którą Loki porzucił. Chwilę z nią przetańczył, ciągle mając Lucy w zasięgu wzroku. Gdy jego dłoń znalazła się na pośladku dziewczyny, szybko zjawił się i powstrzymując chęć uderzenia go, wymienił się partnerami.
- Odbijany, srany - szepną i porwał z powrotem blondynkę. Ona zadowolona przytuliła się do jego torsu. Słyszała bicie jego serca. On był człowiekiem jak każdy. Miał emocje. Dlatego nie wierzyła w tamte słowa.
- Natsu - spojrzała w jego oczy. Uśmiechnął się jak najszerzej potrafił.
- Chodź - pociągnął ją za rękę na balkon. Na zewnątrz była już noc. Byli sami, więc delikatnie przycisnął ją do ściany i namiętnie pocałował. W blasku gwiazd i z nim, była najszczęśliwsza na ziemi. Czego mogła by chcieć więcej? Miała wszystko. Pocałunek, którym ją obdarzył nie był jakiś normalny. Był najbardziej intensywny i namiętny. Czuła, że zaraz zmiękną jej kolana z przyjemności.
- Natsu - kiedy skończył szepnęła cichutko. Dłonią dotknęła swoich warg, które jeszcze przed chwilą był pieszczone, przez ukochanego. On złapał za jej rękę i sam swoimi palcami przejechał przez jej usta.
- Jesteś moja. - szepną, lekko przygryzając płatek jej ucha. Zamierzał jeszcze mocniej ją w sobie rozkochać. Ale czy to było możliwe? Prawdopodobnie ona już kocha go całym sercem. Jednak czy zniesie jego przeszłość?
Wkrótce przeszłość Natsu, czy jesteście gotowi? ;3
- Jeśli mogę spytać, kto jest organizatorem balu? - zapytała, próbując przełamać napiętą atmosferę.
- Bal organizuje rodzina założycieli założycieli miasta. Tam mamy tylko dwa spotkania, jako właściciel firmy i jego następca - zatrzymali się, wyjrzała za okno i zobaczyła znajomy budynek. Wysiadła przy pomocy Natsu i zachwycała się widokiem pięknej, starej rezydencji. Była położona na najwyższym wzgórzu miasta, dlatego powietrze było cięższe, lecz dla niej przyjemne.
- Lucy, chodź musimy iść - powiedział łapiąc ją za rękę. Dalej był zły.
- Natsu wy macie spotkania, więc może ja pójdę już do sali balowej? - mężczyzna widział w jej oczach, o co jej chodzi. Chciała, żeby porozmawiali.
- Nie pusz-
- To dobry pomysł. Pokażesz mu, że dajesz sobie radę sama i nie musi być, aż tak nadopiekuńczy- puścił do niej oczko i trochę zażartował z syna. Zadowolona podjęła się najtrudniejszej części jej planu. Przekonania Natsu.
- Natsu dam sobie radę -
- Nie zgadzam się -
- Nie możesz jej kontrolować - widocznie te słowa na niego podziałały.
- Dobrze, ale masz mi obiecać, że nic Ci się nie stanie i będziesz na mnie czekać - uśmiechnięta zgodziła się. Teraz rozeszli się w dwie strony, widziała jak oddalający się ukochany, robi minę zbitego szczeniaczka. Ona jednak nie zmieniła swojej decyzji. To prawda, że chciała być z nim. Ale teraz on musi dogadać się z ojcem. Faktycznie była ciekawa o co chodzi chłopakowi, ale nie chciała być wścibska. Musiała się psychicznie przygotować do spotkania z ojcem oraz wciąż zastanawiała się, nad niewypowiedzianymi słowami Natsu. Zamiast na salę balową poszła do ogrodu. W domu założycieli była cztery razy, więc wiedziała, gdzie jest najlepsze miejsce do zebrania myśli. Spoglądała na złotą fontannę.
- Lucy? - usłyszała znajomy głos. Odwróciła się i zobaczyła starego przyjaciela.
- Loki! - przytulili się na przywitanie.
- Co ty tu robisz? Bal zaczyna się za godzinę, a Twój ojciec nie ma żadnych teraz spotkań. Chyba, że się mylę -
- Nie, nie mylisz się - odsunęła i spojrzała na blondyna. Ostatni raz widzieli się rok temu. Ale nic się nie zmienił. Zmierzył Lucy wzrokiem.
- Wyglądasz, naprawdę pięknie - jego uwagę przyciągnął naszyjnik. - Czy to możliwe, że to jeden ze skarbów Dragneelów?! - zbliżył się i dotknął biżuterii.
- Tak, to z nimi tutaj przybyłam - odpowiedziała z lekką dumą.
- Teraz rozumiem, mój ojciec faktycznie ma dziś z nimi spotkanie. Chce ich o coś prosić - poprawił okulary.
- Prosić? Twój ojciec? -
- Lucy, wiesz czym naprawdę są skarby Dragneelów? - przeszli razem kilka kroków i usiedli na jednej z ławek.
- Nie. Dziś pierwszy raz o nich usłyszałam. -
- To bardzo drażliwy temat, tylko nieliczni o tym wiedzą.- spojrzał na zaskoczoną dziewczynę. - Zacznijmy od tego, że Dragneelowie są bardzo pokoleniową rodziną. Wywodzą się z Fiore, jednak kilka pokoleń przebywało za granicą. Teraz osiedli się tutaj w Crocus. Pewnie zostaną na dłużej. W ich rodzinie od zawsze istniał skarbiec, który z pokolenia na pokolenia się powiększa. Nikt nie wie co tam jest. Jednak każdy z ich skarbów ma swoją klasę, która określa, jak ważny jest dla rodziny. Wyróżniają trzy.
Szare, które najczęściej są noszone przez narzeczoną.
Czarne, które wyciągają tylko przy ważnych uroczystościach. Nosi je jedynie małżonka, lub córka.
Oraz Białe. Białe jako jedyne mają swój limit, do tej grupy przyznawanych jest dwadzieścia, najważniejszych klejnotów. Nikt nigdy nie wie, kiedy i kto może je nosić. - Lucy intuicyjnie spojrzała na biżuterię.
- Skąd to wszystko wiesz? -
- To są informacje, które zbieraliśmy przez dziesięć lat. Trochę mało, ponieważ nadal nie wiemy co jest w skarbcu. Dzisiaj pierwszy raz na oczy widzę, jakikolwiek ich skarb. Ten naszyjnik, jest oczywiście Lucy bezcenny, ale wiesz może, do jakiej klasy należy? - przypomniała sobie, że ma na sobie jeden z dwudziestu skarbów. Jednak zauważyła jego dziwne ruchu i wzrok, którym wpatrywał się w biżuterię. Poczuła, że nie może mu ufać.
- Nie pamiętam, chyba mi nie mówili jakiej jest klasy. Wiem tylko, że nazywa się "Wieczna nadzieja" - skłamała, ale miała rację. Po chwili pojawił się niebezpieczny błysk w oczach chłopaka.
- Jeśli kiedykolwiek będziesz widziała te skarby, powiesz mi? - przytaknęła głową. Czuła, że Loki chce ją wykorzystać.
- O co Twój ojciec, chce ich prosić? -myślała, że uda jej się zmienić temat.
- Mój ojciec pragnie wejść do ich skarbca. Wierzy, że mogą tam być rzeczy związane z historią Fiore. Dlatego dziś ich poprosi o umożliwienie mu wejścia i przeszukania go. - jeszcze raz dotknął naszyjnika. - Najbardziej interesują go klejnoty klasy białej, jest ciekawy, czym jest dwudziestka najważniejszych rzeczy. Nikt prócz Dragneelów oczywiście nie wie co tam jest, oczywiście nikt obcy dla nich, aż do dziś ich nie nosił. Jak to możliwe, że właśnie ty masz na sobie skarb? Jak to zrobiłaś? - jego szaleńczy wzrok, coraz bardziej ja irytował. Wstała i udając uśmiech, zrobiła krok do tyłu.
- Nic nie zrobiłam. Ojciec Natsu sam mi go przyniósł. -
- Natsu? Młody Dragneel? Nie mów mi, że ty z nim... - wstał i z wściekłością w oczach, złapał za jej drobne ramiona.
- Loki, to boli -
- Nie zbliżaj się do niego. Tylko nie ty. -
- Dlaczego tak mówisz? - próbowała go od siebie odepchnąć.
- Lucy, uwierz mi on jest niebezpieczny. -
- Nie mów tak o nim -
- On jest mordercą! - udało jej się udepnąć przyjaciela.
- Nie mów tak o osobie, którą kocham! - jej oczy się szkliły.
- Chcesz być z osobą, która zabiła całą wioskę?! Która zamordowała wielu ludzi?! Która była płatnym zabójcą?! -
- Kłamiesz...- stała cała sparaliżowana. Loki próbował wykorzystać chwilę jej nie uwagi i zabrać naszyjnik. - Więc tylko na tym Ci zależy?! Wiedziałam! Wiedziałam, że to były kłamstwa! On nigdy by tego nie zrobił! - pobiegła do środka. Za to Loki zaczął się śmiać.
- To była prawda, przyjaciółko. Wkrótce się o tym przekonasz. - nie poszedł za nią. Usiadł z powrotem na ławce i cierpliwe czekał, na przyjazd Juda Heartfilii.
Natsu udało się dogadać z ojcem. Wyjaśnili sobie wszystko i gdy ostatecznie odrzucili, prośbę założyciela, spotkanie się skończyło.
- Nie podoba mi się to - skomentował.
- Mi też. Będziemy musieli uważać. - powiedział i wyprzedził ojca. - Pójdę do Lucy - ruszył w kierunku sali balowej. Goście zaczęli się już zbierać, dlatego nie lada wyzwaniem było znalezienie blondynki. Oczywiście udało mu się. Zszedł po krętych schodach i podszedł do smutnej ukochanej. Nie zauważyła go i cały czas spoglądała w okno, widząc przybywających gości. - Lucy - szepnął. Na dźwięk jego głos odwróciła się. Teraz zauważył jej lekko podpuchnięte oczy. - Czemu płakałaś? -
- To nic takiego, po prostu wspomnienia - skłamała. On uwierzył i więcej nie pytał. Nie chciał być nachalny, gdyby ona tego chciała, powiedziała by mu o co chodzi. Wziął ją za rękę i uśmiechnął się.
- Nie zapomnij, że tu jestem. - jej twarz się rozpromieniła.
- Wiem, dziękuję - usłyszeli dźwięk trąbek i razem z innymi gośćmi, spojrzeli na schody. Organizatorzy balu byli trzyosobową rodziną. Głowa i potomek założycieli Hayato Karube, jego małżonka Aria, oraz ich adoptowany syn Loki.
- Witam serdecznie oraz otwieram stu dwudziesty bal "Czerwonej Róży"! Ogłaszam również, że pod czas balu zostanie wybrana żona, dla mojego syna! Pora rozpocząć tańce! - po sali rozniosła się muzyka. Różowo-włosy w starym stylu ukłonił się i całując dłoń ukochanej, poprosił ją do tańca. Zgodziła się i szczęśliwa ruszyła z nim na parkiet. Czuła na sobie czyiś wzrok, jednak próbowała to zignorować. Liczył się dla niej ten taniec w jego objęciach. Była ciut zaskoczona, że faktycznie chłopak potrafi całkiem dobrze tańczyć. Po chwili z sufitu zaczęły spadać płatki róż.
- Pasują do siebie prawda, Jude? - podszedł do starego przyjaciela.
- Moja córka zasługuje na kogoś lepszego. -
- Pamiętasz, jak byli dziećmi? Lucy nie chciała się z nikim innym bawić, tylko z Natsu. Może to przeznaczenie? -
- Bujda. To wszystko przez to, że Hana z Twoim synem byli u nas prawie codziennie. -
- Już wtedy mówiliśmy, że będą razem -
- To było zanim Twój syn przeszedł na złą stronę - lekko zawstydzony, spojrzał na przyjaciela.
- Dlaczego ją bijesz? Nie przypomina Ci Layli? -
- To mój interes, a Lucy nie przypomina Layli. Ona jest jej podróbką. - wyczuł złość w jego głosie. Nie mógł z nim znaleźć wspólnego języka, od kiedy zmarła matka blondynki. Jude już zamierzał odejść, gdy Igneel zatrzymał go.
- Pozwól jej być szczęśliwej -
- Nigdy. - odszedł. Czerwono-włosy spojrzał w kierunku syna. Winił siebie za jego przeszłość.
- Może drinka? - zapytał kelner z tacą.
- Nie, dziękuję - odszedł w kierunku balkonu. Przeczuwał coś złego.
- Nareszcie się nie smucisz - szepnął, prowadząc ich kroki.
- Dziękuję Natsu - dłonią, którą miał na biodrze blondynki, przyciągnął ją bliżej siebie. Chciał ją pocałować, kiedy ona go zatrzymała. Położyła na jego wargach palec, lekko odpychając jego głowę. - Natsu, tu jest masa ludzi - szepnęła zawstydzona.
- No i co? Niech każdy wie, że Cię kocham - z rumieńcami na twarzy, położyła dłoń na jego policzku i pozwoliła mu się pocałować. Z początku było to delikatne muśnięcie jej warg, jednak z każdą chwilą pocałunek stawał się coraz bardziej namiętny.
- Jesteś szalony - szepnęła cała czerwona, przytulając się do niego.
- Wiem, to co uciekamy do domu? - nie zdążyła odpowiedzieć, ponieważ jakiś blondyn porwał mu ją z przed nosa.
- Odbijany! - krzyknął uciekając. Już chciał pognać w jego stronę, lecz nie mógł zostawić na pastwę losu dziewczyny, którą Loki porzucił. Chwilę z nią przetańczył, ciągle mając Lucy w zasięgu wzroku. Gdy jego dłoń znalazła się na pośladku dziewczyny, szybko zjawił się i powstrzymując chęć uderzenia go, wymienił się partnerami.
- Odbijany, srany - szepną i porwał z powrotem blondynkę. Ona zadowolona przytuliła się do jego torsu. Słyszała bicie jego serca. On był człowiekiem jak każdy. Miał emocje. Dlatego nie wierzyła w tamte słowa.
- Natsu - spojrzała w jego oczy. Uśmiechnął się jak najszerzej potrafił.
- Chodź - pociągnął ją za rękę na balkon. Na zewnątrz była już noc. Byli sami, więc delikatnie przycisnął ją do ściany i namiętnie pocałował. W blasku gwiazd i z nim, była najszczęśliwsza na ziemi. Czego mogła by chcieć więcej? Miała wszystko. Pocałunek, którym ją obdarzył nie był jakiś normalny. Był najbardziej intensywny i namiętny. Czuła, że zaraz zmiękną jej kolana z przyjemności.
- Natsu - kiedy skończył szepnęła cichutko. Dłonią dotknęła swoich warg, które jeszcze przed chwilą był pieszczone, przez ukochanego. On złapał za jej rękę i sam swoimi palcami przejechał przez jej usta.
- Jesteś moja. - szepną, lekko przygryzając płatek jej ucha. Zamierzał jeszcze mocniej ją w sobie rozkochać. Ale czy to było możliwe? Prawdopodobnie ona już kocha go całym sercem. Jednak czy zniesie jego przeszłość?
Wkrótce przeszłość Natsu, czy jesteście gotowi? ;3
środa, 4 maja 2016
12. " Przyjaciółka"
Autor:
Unknown
Yukino z sukienką i różnymi dodatkami wybierała się do panienki. Była zadowolona, że młody panicz jej zaufał. Delikatne promienie słońca, oświecały stopnie schodów. Niespodziewanie usłyszała krzyk i przyśpieszyła kroki. Na całe szczęście różowo-włosy siedział, na środku korytarza.
- Dlaczego panicz siedzi? Co to był za krzyk - podniósł się i szeroko uśmiechnął.
- Tylko małe nieporozumienie, spokojnie. - widział przedmioty, które trzymała służąca.
- Więc, ja już pójdę - skierowała się do drzwi blondynki.
- Tylko nie zapomnij zapukać - ostrzegł ją, masując sobie obolałą brodę. Poszedł do swojego pokoju. Spojrzał na tacę ze śniadaniem i wziął jedną z kanapek. Musiał sam się przygotować. Otworzył wielką, ciemną szafę i wyciągnął z niej czarny garnitur, który miał przy spotkaniu z ukochaną. Cały czas, w jego głowie była ona i nie przeszkadzało mu to. Czuł, że nareszcie ma dla kogo naprawdę żyć. Jednakże miał złe przeczucia, co do balu. Ubrał czarne spodnie i białą koszulę. Pozostało tylko wybrać krawat. Niespodziewanie, usłyszał wielki krzyk ukochanej.
Lucy cała speszona, krążyła po pokoju. Próbowała uspokoić serce. Nagle usłyszała pukanie do drzwi.
- Co?! - rozgniewana, wciąż na ręczniku otworzyła. Widząc przerażoną służącą, było jej wstyd. Spuściła głowę. - Przepraszam ja myślałam, że to Natsu - dziewczyna pewniej weszła do środka i kładąc ubranie na łóżku, zmierzyła blondwłosą wzrokiem.
- Przyszłam z rozkazu pana Igneela, by wystroić Cię na bal - zamknęła drzwi i popchnęła Lucy na środek pokoju.
- Jaki bal? - zdziwiona wpatrywała się w nią.
- To już nie moje zadanie informować panienkę, ja mam tylko panienkę wyszykować - uśmiechnęła się niewinnie i ściągnęła z Heartfilii ręcznik.
- Cooo ty robisz?! - zawstydzona nie wiedziała, jak się zachować. W domu pozwalała się ubrać, tylko trzem służącym, które były z nią od dziecka.
- Szykuje panienke- puściła do niej oczko. Cała scena wydawałaby się, jak z jakieś dobrej komedii.
- Dam sobie radę sama! - próbowała czymś zakryć swoje nagie ciało.
- Ależ nie ma się czego wstydzić. Nie mogę pozwolić panience samej się ubrać, to muszę być ja. Więc proszę współpracować - wzięła do rąk majtki i gorset. Speszona blondynka, szybko zabrała jej bieliznę i trochę spokojniejsza ją ubrała. Pozostało jedynie zapiąć gorset, co było największą karą na świecie. - Panienko Lucy proszę wciągnąć brzuch! - siłowała się z sznurkami.
- Już dawno wciągnęłam! - wykrzyczała na jednym tchu. W kilku sekundach białowłosej udało się, w idealnych wymiarach zawiązać gorset. Co sprawiło wielki krzyk dziewczyny. Obie wystraszone spojrzały w kierunku drzwi.
- Lucy! Lucy! Wszystko w porządku?! - tym razem nie wszedł do pokoju, lecz zdenerwowany walił w drzwi.
- Tak Natsu - spojrzały się sobie w oczy i zaczęły śmiać.
- Wystarczy jeden krzyk by przywołać panicza - odezwała się pewniej Yukino. - Tak właściwie nie zdążyłam się przedstawić, jestem Yukino. Yukino Agria - zaskoczona spojrzała na służącą.
- Argia?! - wykrzyczała lekko roztrzęsiona.
- Widzę, że panienka sobie przypomniała - nagle poczuła, jak blondynka przytula ją do siebie.
- Przepraszam, przepraszam! - z jej oczu zaczęły lecieć łzy. - Przepraszam, że nie przyszłam wtedy i przepraszam, że nie poznałam Cię od razu - białowłosa otarła jej łzy i uśmiechnęła się szeroko.
- To było dziesięć lat temu, ale nic się nie zmieniłaś. - stwierdziła przyglądając się przyjaciółce.
- Ty za to bardzo. Gdzie się podziały Twoje niebieskie długie włosy? Co z opaloną karnacją? - pytała, patrząc ja bierze kosmetyczkę z łóżka. Wyciągnęła najróżniejsze specyfiki i zaczęła nakładać Lucy jakąś maseczkę.
- Moje włosy same po czasie zaczęły robić się białe, dlatego je ścięłam, Jeśli chodzi o moją karnację to nie mam już dostępu, do wakacyjnego słońca. - skończyła i spojrzała na zegar, specyfik powinien za chwilę wyschnąć, a po trzech minutach być ściągnięty. Dzięki niemu twarz dziewczyny miała być wygładzona i wypoczęta.
- A co z Twoimi rodzicami? Dlaczego jesteś tutaj? Czy Dragneelowie, to nie najwięksi wrogie Twojego ojca? - przyjaciółka spuściła głowę.
- Mój ojciec zbankrutował. Próbował sprzedać własną rodzinę, aby uratować firmę. Niestety mężczyzna, który chciał kupić moją matkę okazał się oszustem. Związał ojca i chciał ukraść z domu wszystko co najcenniejsze, jednakże tam nic nie było. Służące schowały mnie w tajnym pomieszczeniu, ale słyszałam. Słyszałam krzyki mojej rodziny, gdy ich zabijał. To było dwa lata temu. Od tamtej pory próbowałam jakoś przetrwać. Jednak nikt nie chciał mi dać pracy, nie miałam gdzie mieszkać, ponieważ dom został zniszczony. Kręciłam sie w kółko na ulicy, właśnie wtedy spotkałam panicza i jego ojca. Panicz Natsu wyciągnął do mnie dłoń z pomocą, a Pan Igneel dał mi pracę oraz dach nad głową - zaczęła ściągać maseczkę. - Jestem im z całego serca wdzięczna, jednakże z tego co słyszałam od pokojówek Lucy, wybrałaś sobie ciężki orzech do zgryzienia -
- Jak niby ciężki orzech do zgryzienia? - Yukino skończyła i teraz mogła nałożyć makijaż.
- Tylko nie otwieraj oczu.- ostrzegła.- Jest tu wiele pokojówek, kucharek, które znają panicza Natsu od małego. Wiesz o tym, że tak naprawdę jego matka nie zmarła przez chorobę, tylko została zamordowana? - blondynka mimo poprzedniego ostrzeżenia otworzyła oczy. Widziała zmartwioną twarz przyjaciółki. - No mówiłam, żebyś nie otwierała! Zniszczysz moje dzieło - posłuchała jej.
- Skąd tyle wiesz? -
- Mówiłam. Starsze pokojówki wiedzą jeszcze więcej, ale nie tak łatwo cokolwiek od nich wyciągnąć. Na razie wiem tylko, że panicz ma jakiś mroczny sekret, którego strzeże cały dom. Jestem pewna, że ty szybciej się dowiesz ode mnie. - nagle w głowie Lucy zaczęły odbijać się zdania, które ojciec i Gray jej mówili. Ukochany był kiedyś karany, ale za co? - Skończyłam - uniosła powieki i spojrzała w swoje odbicie. Makijaż był delikatny, jednak podkreślający jej czekoladowe tęczówki.
- Jest pięknie Yukino - pochwaliła ją. Przyjaciółka uniosła jej włosy.
- O co z nimi? Spinamy czy wolisz je trochę pofalować i zostawić? - spytała o zdanie.
- Zostawmy je - cichutko szepnęła. Yukino wzięła tylko lokówkę i delikatnie je podkręciła. Dziwiła się, że tak długie włosy są tak zdrowe.
- Została nam jeszcze suknia. Jesteś gotowa ujrzeć cudo? - podniosła z łóżka ubranie i pokazała blondynce. Sukienka była czerwona. Tylko tyle zdołała ujrzeć, ponieważ po chwili pokojówka ubrała ją. - Zamknij oczy na chwilę - czuła jak ostatnie zamki są delikatnie zapinane. - Zrób dwa kroki do przodu i otwórz oczy -
- Jest przepiękna - widziała swoje odbicie w lustrze. Suknia była u góry dopasowana, a na dole rozchodziła się na boki, cały dolny materiał przyozdobiony był tiulem.
- No to jesteś gotowa, chodźmy sprawdzić co u panicza - spojrzała jeszcze raz na śliczną blondynkę. - Zapomniałabym o butach! Proszę - włożyła na stopy czerwone szpilki.
- Dziękuję - powiedziała patrząc na przyjaciółkę. Nagle usłyszały pukanie do drzwi.
- Yukino - odezwał się męski, poważny głos. - Czy Lucy już gotowa? - bez słowa otworzyła mu i pokazała swoje dzieło.
- Dzień dobry - przywitała się blondynka.
- Dobry, wglądasz ślicznie ale czegoś mi brakuje... - przez chwilę zmierzył ukochaną syna. - Yukino -
- Tak, Panie Igneel? -
- Pójdziesz ze mną do skarbca. Lucy poczekaj na nas chwilkę, a co do naszych zdjęć, musimy je niestety przełożyć - wyszli z pomieszczenia. Jeszcze raz przyjrzała się swojemu odbiciu. Uniosła delikatnie suknie i obróciła się. Czuła się fantastycznie, bezpiecznie, ale brakowało jej opinii Natsu. Ostrożnie opuściła pokój i poszła do ukochanego. Gdy weszła do pokoju nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Zaskoczony chłopak wpatrywał się, w nią, z wrażeniem.
- Wyglądasz ślicznie -
- Za to Tobie przyda się pomoc. To który w końcu wybierasz? - wskazała na całe łóżko, które było pokryte krawatami.
- Czerwony, tak jak Twoja sukienka - wzięła w wybranym kolorze i zawiązywała mu.
- Umiem sam - mruknął. Jednak cieszył się, że przynajmniej przez chwilę, mogą być blisko siebie.
- Gotowe - szepnęła i chciała się odsunąć, jednak ramiona ukochanego, uniemożliwiły jej to.
- Zostańmy tak jeszcze przez chwilę - bał się. Bał się, że ona także zniknie. Nagle poczuł jak odwzajemnia jego uścisk. Ten jeden gest wystarczył by uspokoić jego serce.
- No jak pięknie - usłyszeli głos we wejściu. Oboje zawstydzeni, zobaczyli Igneela i Yukino, wpatrujących się w nich. - Widzisz Yukino? Dlatego właśnie "to" wybrałem - para się lekko od siebie odsunęła, jednak różowo-włosy wciąż trzymał ją za rękę.
- Proszę Lucy - otworzyła opakowanie i ich oczom ukazał się bezcenny naszyjnik.
- To naszyjnik wiecznej nadziei, nasz jeden z dwudziestu skarbów rodziny Dragneel. - wyjaśnił chłopak, biorąc cudo do ręki.
- Ale ja nie mogę tego ubrać, to wasz rodzinny skarb i nie mam prawa - mimo sprzeciwów Natsu założył jej biżuterię.
- Masz największe prawo do noszenia go. Zapomniałaś już? Jesteśmy razem - ponownie złapał ją za dłoń.
Igneel nie mógł, na patrzeć się, na zmianę syna. To był jego i Hany syn. Wrażliwy, romantyczny, szanujący życie. Musiał odwrócić wzrok by nie rozpłakać się. To dzięki Lucy znowu był sobą. Miał nadzieję, że wkrótce będzie mógł ogłosić oficjalne zaręczyny, a dziewczyna zaakceptuje przeszłość młodego Dragneela.
- Ruszajmy, bo się spóźnimy. - powiedział i wyszedł pierwszy. Chłopak spojrzał na biurko. Sięgnął po jedną z kanapek ukochanej. Bez pytania i ostrzeżenia, wepchnął jej jedzonko. Nie miała nawet chwili, by się sprzeciwić.
- Właśnie, na jaki my bal idziemy i czemu nic mi nie powiedziałeś? - nadymała lekko policzki.
- Chciałem, to mnie wykopałaś! - bronił się.
- Bo wszedłeś bez pukania! - podczas "małżeńskiej" sprzeczki, zaczęli podążać za właścicielem domu.
- Bo nie było Cię w pokoju!-
- Nie mogę, kąpać się w swoim pokoju?! -
- Możesz, ale się przestraszyłem! - doszli do postawionej przed domem limuzyny.
- No dobra moje stare małżeństwo, wsiadamy - posłusznie chłopak przepuścił ukochaną i po chwili oboje byli w samochodzie.
- Przepraszam - odezwał się różowo-włosy. Lucy słysząc to odwróciła się i uśmiechnęła. Już nie była na niego zła.
- Nic się nie stało, ja też przepraszam. - przytulili się do siebie. - To gdzie jedziemy?-
- Mamy kilka spotkań dotyczących firmy, a potem musimy stawić się na balu. Możesz spotkać swojego ojca - poczuł jak jej uścisk stał się mocniejszy.
- Będziesz ze mną? -
- Oczywiście - uśmiechnął się szeroko, dodając jej otuchy. Całej scenie przyglądał się Igneel, jednak nie chciał im przeszkadzać. Liczyło się dla niego szczęście Natsu.
Po godzinie jazdy byli już na miejscu. Pogoda im dopisywała i pomimo środka listopada, mocno świeciło słońce. Liście opadały z drzew i pod wpływem wiatru, unosiły się w powietrzu. Zajechali pod wejście wysokiego wieżowca. Cały pokryty był oknami, a każdy promień odbijał się na wiele sposobów. Dragneel głośniej przełknął ślinę i pomógł wysiąść dziewczynie. Strach opanował jego umysł. Wiedział jednak, że kiedyś będzie musiał zmierzyć się z nią, twarzą w twarz. Ciągle szli za jego ojcem, który prowadził ich przez białe, puste korytarze. Weszli do windy i Lucy zauważyła zmieszanie na jego twarzy.
- Coś się stało? - szepnęła. Spojrzał w jej oczy. Widział w nich troskę i miłość. Była dla niego czymś więcej niż ukochaną, była aniołem. Jego aniołem, a także lekiem. Jego lekiem. Ratowała go, jednocześnie pchając ku pogodzeniu z przeszłością. Ale czy to było dla niego możliwe? Dlaczego ktoś takich jak on, dostał szansę być z nią? Cud, że go pokochała? Mimo, że był najszczęśliwszy na ziemi, jak to w ludzkiej naturze, czuł w sobie niepewność. Niepewność czy to, że jest z nim jest tylko chwilowe. Wjechali na najwyższe piętro, drzwi windy otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Widząc kto znajduje się w pomieszczeniu, odetchnął z ulgą. Sala była duża, jednak prócz długiego,jasnego stołu i krzeseł, nic więcej tam nie było. W wielkim fotelu siedział starszy mężczyzna, który widząc gości, podszedł i uścisnął dłoń Igneela. Obok niego był tylko syn. Szczęście uśmiechnęło się do Natsu.
- Moje córki niestety, nie mogły przybyć na zebranie, jednak mam na dzieję, że wkrótce zaaranżujemy wspólne spotkanie. Co o tym myślicie? Natsu może poznałbyś wybranka Lis? - cały czas trzymała się blisko niego, więc zdołała zobaczyć na jego twarzy, lekkie zażenowanie. Wiele razy była na spotkaniach biznesowych, ale nigdy nie czuła w nich tak sympatycznej atmosfery, jak tutaj. Usiedli przy stole.
- Ja także mam taką nadzieję - skłamał.
- A kim jest ta panienka? Czyżby przyszła pani Dragneel, skoro jest tutaj obecna? - lekko po czerwieniona, już miała wstać i się przedstawić, jednak ukochany ją wyprzedził. Zaciekawiona co odpowie, czuła jak jej serce przyśpiesza. Różowo-włosy już otworzył usta i miał wydobyć się z nich głos, gdy winda się otworzyła. Blondynka zwróciła swój wzrok w jej stronę. Mira przeprosiła za przerwanie i podeszła do ojca. On zrobił trochę poważną minę i znów skupił się na towarzyszach. Zaczął rozmowę dotyczącą ich wzajemnej współpracy i warunków. Atmosfera się jednak zmieniła, jakby poganiał ich do szybszego wyjścia. Nie tylko ona to zauważyła. Nikt nie zareagował, wręcz przeciwnie Igneel dołączył do szybkiego spotkania i razem po kilku minutach mieli umówione warunki. Normalnie spisywaliby teraz umowę, lecz starszy Strauss podniósł się z miejsca, poinformował o kolejnym spotkaniu, przeprosił i wyszedł. Nie rozumiała spotkania, które trwało jeszcze chwilę temu. Z myśli wyrwała ją ręka Natsu.
- Co jest? - spytał przyglądając jej się. Weszliśmy do windy.
- Dlaczego tu była Mira? I dlaczego spotkanie tak szybko się skończyło? -
- Panienka Mira jest córką właściciela banku, który od jakiegoś czasu zaczął dobrze pracować. Postanowiłem wprowadzić kilka lokat w tym miejscu. Widocznie coś musiało się, że nas tak szybko wypuścili - zamyślił się czerwono-włosy. Zatrzymali się. Dziewczyna wysiadła pierwsza. Wciąż zastanawiała się, co chciał wtedy odpowiedzieć chłopak.
Bardzo, bardzo dziękuje! Jestem taka szczęśliwa z waszych komentarzy! <3
- Dlaczego panicz siedzi? Co to był za krzyk - podniósł się i szeroko uśmiechnął.
- Tylko małe nieporozumienie, spokojnie. - widział przedmioty, które trzymała służąca.
- Więc, ja już pójdę - skierowała się do drzwi blondynki.
- Tylko nie zapomnij zapukać - ostrzegł ją, masując sobie obolałą brodę. Poszedł do swojego pokoju. Spojrzał na tacę ze śniadaniem i wziął jedną z kanapek. Musiał sam się przygotować. Otworzył wielką, ciemną szafę i wyciągnął z niej czarny garnitur, który miał przy spotkaniu z ukochaną. Cały czas, w jego głowie była ona i nie przeszkadzało mu to. Czuł, że nareszcie ma dla kogo naprawdę żyć. Jednakże miał złe przeczucia, co do balu. Ubrał czarne spodnie i białą koszulę. Pozostało tylko wybrać krawat. Niespodziewanie, usłyszał wielki krzyk ukochanej.
Lucy cała speszona, krążyła po pokoju. Próbowała uspokoić serce. Nagle usłyszała pukanie do drzwi.
- Co?! - rozgniewana, wciąż na ręczniku otworzyła. Widząc przerażoną służącą, było jej wstyd. Spuściła głowę. - Przepraszam ja myślałam, że to Natsu - dziewczyna pewniej weszła do środka i kładąc ubranie na łóżku, zmierzyła blondwłosą wzrokiem.
- Przyszłam z rozkazu pana Igneela, by wystroić Cię na bal - zamknęła drzwi i popchnęła Lucy na środek pokoju.
- Jaki bal? - zdziwiona wpatrywała się w nią.
- To już nie moje zadanie informować panienkę, ja mam tylko panienkę wyszykować - uśmiechnęła się niewinnie i ściągnęła z Heartfilii ręcznik.
- Cooo ty robisz?! - zawstydzona nie wiedziała, jak się zachować. W domu pozwalała się ubrać, tylko trzem służącym, które były z nią od dziecka.
- Szykuje panienke- puściła do niej oczko. Cała scena wydawałaby się, jak z jakieś dobrej komedii.
- Dam sobie radę sama! - próbowała czymś zakryć swoje nagie ciało.
- Ależ nie ma się czego wstydzić. Nie mogę pozwolić panience samej się ubrać, to muszę być ja. Więc proszę współpracować - wzięła do rąk majtki i gorset. Speszona blondynka, szybko zabrała jej bieliznę i trochę spokojniejsza ją ubrała. Pozostało jedynie zapiąć gorset, co było największą karą na świecie. - Panienko Lucy proszę wciągnąć brzuch! - siłowała się z sznurkami.
- Już dawno wciągnęłam! - wykrzyczała na jednym tchu. W kilku sekundach białowłosej udało się, w idealnych wymiarach zawiązać gorset. Co sprawiło wielki krzyk dziewczyny. Obie wystraszone spojrzały w kierunku drzwi.
- Lucy! Lucy! Wszystko w porządku?! - tym razem nie wszedł do pokoju, lecz zdenerwowany walił w drzwi.
- Tak Natsu - spojrzały się sobie w oczy i zaczęły śmiać.
- Wystarczy jeden krzyk by przywołać panicza - odezwała się pewniej Yukino. - Tak właściwie nie zdążyłam się przedstawić, jestem Yukino. Yukino Agria - zaskoczona spojrzała na służącą.
- Argia?! - wykrzyczała lekko roztrzęsiona.
- Widzę, że panienka sobie przypomniała - nagle poczuła, jak blondynka przytula ją do siebie.
- Przepraszam, przepraszam! - z jej oczu zaczęły lecieć łzy. - Przepraszam, że nie przyszłam wtedy i przepraszam, że nie poznałam Cię od razu - białowłosa otarła jej łzy i uśmiechnęła się szeroko.
- To było dziesięć lat temu, ale nic się nie zmieniłaś. - stwierdziła przyglądając się przyjaciółce.
- Ty za to bardzo. Gdzie się podziały Twoje niebieskie długie włosy? Co z opaloną karnacją? - pytała, patrząc ja bierze kosmetyczkę z łóżka. Wyciągnęła najróżniejsze specyfiki i zaczęła nakładać Lucy jakąś maseczkę.
- Moje włosy same po czasie zaczęły robić się białe, dlatego je ścięłam, Jeśli chodzi o moją karnację to nie mam już dostępu, do wakacyjnego słońca. - skończyła i spojrzała na zegar, specyfik powinien za chwilę wyschnąć, a po trzech minutach być ściągnięty. Dzięki niemu twarz dziewczyny miała być wygładzona i wypoczęta.
- A co z Twoimi rodzicami? Dlaczego jesteś tutaj? Czy Dragneelowie, to nie najwięksi wrogie Twojego ojca? - przyjaciółka spuściła głowę.
- Mój ojciec zbankrutował. Próbował sprzedać własną rodzinę, aby uratować firmę. Niestety mężczyzna, który chciał kupić moją matkę okazał się oszustem. Związał ojca i chciał ukraść z domu wszystko co najcenniejsze, jednakże tam nic nie było. Służące schowały mnie w tajnym pomieszczeniu, ale słyszałam. Słyszałam krzyki mojej rodziny, gdy ich zabijał. To było dwa lata temu. Od tamtej pory próbowałam jakoś przetrwać. Jednak nikt nie chciał mi dać pracy, nie miałam gdzie mieszkać, ponieważ dom został zniszczony. Kręciłam sie w kółko na ulicy, właśnie wtedy spotkałam panicza i jego ojca. Panicz Natsu wyciągnął do mnie dłoń z pomocą, a Pan Igneel dał mi pracę oraz dach nad głową - zaczęła ściągać maseczkę. - Jestem im z całego serca wdzięczna, jednakże z tego co słyszałam od pokojówek Lucy, wybrałaś sobie ciężki orzech do zgryzienia -
- Jak niby ciężki orzech do zgryzienia? - Yukino skończyła i teraz mogła nałożyć makijaż.
- Tylko nie otwieraj oczu.- ostrzegła.- Jest tu wiele pokojówek, kucharek, które znają panicza Natsu od małego. Wiesz o tym, że tak naprawdę jego matka nie zmarła przez chorobę, tylko została zamordowana? - blondynka mimo poprzedniego ostrzeżenia otworzyła oczy. Widziała zmartwioną twarz przyjaciółki. - No mówiłam, żebyś nie otwierała! Zniszczysz moje dzieło - posłuchała jej.
- Skąd tyle wiesz? -
- Mówiłam. Starsze pokojówki wiedzą jeszcze więcej, ale nie tak łatwo cokolwiek od nich wyciągnąć. Na razie wiem tylko, że panicz ma jakiś mroczny sekret, którego strzeże cały dom. Jestem pewna, że ty szybciej się dowiesz ode mnie. - nagle w głowie Lucy zaczęły odbijać się zdania, które ojciec i Gray jej mówili. Ukochany był kiedyś karany, ale za co? - Skończyłam - uniosła powieki i spojrzała w swoje odbicie. Makijaż był delikatny, jednak podkreślający jej czekoladowe tęczówki.
- Jest pięknie Yukino - pochwaliła ją. Przyjaciółka uniosła jej włosy.
- O co z nimi? Spinamy czy wolisz je trochę pofalować i zostawić? - spytała o zdanie.
- Zostawmy je - cichutko szepnęła. Yukino wzięła tylko lokówkę i delikatnie je podkręciła. Dziwiła się, że tak długie włosy są tak zdrowe.
- Została nam jeszcze suknia. Jesteś gotowa ujrzeć cudo? - podniosła z łóżka ubranie i pokazała blondynce. Sukienka była czerwona. Tylko tyle zdołała ujrzeć, ponieważ po chwili pokojówka ubrała ją. - Zamknij oczy na chwilę - czuła jak ostatnie zamki są delikatnie zapinane. - Zrób dwa kroki do przodu i otwórz oczy -
- Jest przepiękna - widziała swoje odbicie w lustrze. Suknia była u góry dopasowana, a na dole rozchodziła się na boki, cały dolny materiał przyozdobiony był tiulem.
- No to jesteś gotowa, chodźmy sprawdzić co u panicza - spojrzała jeszcze raz na śliczną blondynkę. - Zapomniałabym o butach! Proszę - włożyła na stopy czerwone szpilki.
- Dziękuję - powiedziała patrząc na przyjaciółkę. Nagle usłyszały pukanie do drzwi.
- Yukino - odezwał się męski, poważny głos. - Czy Lucy już gotowa? - bez słowa otworzyła mu i pokazała swoje dzieło.
- Dzień dobry - przywitała się blondynka.
- Dobry, wglądasz ślicznie ale czegoś mi brakuje... - przez chwilę zmierzył ukochaną syna. - Yukino -
- Tak, Panie Igneel? -
- Pójdziesz ze mną do skarbca. Lucy poczekaj na nas chwilkę, a co do naszych zdjęć, musimy je niestety przełożyć - wyszli z pomieszczenia. Jeszcze raz przyjrzała się swojemu odbiciu. Uniosła delikatnie suknie i obróciła się. Czuła się fantastycznie, bezpiecznie, ale brakowało jej opinii Natsu. Ostrożnie opuściła pokój i poszła do ukochanego. Gdy weszła do pokoju nie mogła powstrzymać się od śmiechu. Zaskoczony chłopak wpatrywał się, w nią, z wrażeniem.
- Wyglądasz ślicznie -
- Za to Tobie przyda się pomoc. To który w końcu wybierasz? - wskazała na całe łóżko, które było pokryte krawatami.
- Czerwony, tak jak Twoja sukienka - wzięła w wybranym kolorze i zawiązywała mu.
- Umiem sam - mruknął. Jednak cieszył się, że przynajmniej przez chwilę, mogą być blisko siebie.
- Gotowe - szepnęła i chciała się odsunąć, jednak ramiona ukochanego, uniemożliwiły jej to.
- Zostańmy tak jeszcze przez chwilę - bał się. Bał się, że ona także zniknie. Nagle poczuł jak odwzajemnia jego uścisk. Ten jeden gest wystarczył by uspokoić jego serce.
- No jak pięknie - usłyszeli głos we wejściu. Oboje zawstydzeni, zobaczyli Igneela i Yukino, wpatrujących się w nich. - Widzisz Yukino? Dlatego właśnie "to" wybrałem - para się lekko od siebie odsunęła, jednak różowo-włosy wciąż trzymał ją za rękę.
- Proszę Lucy - otworzyła opakowanie i ich oczom ukazał się bezcenny naszyjnik.
- To naszyjnik wiecznej nadziei, nasz jeden z dwudziestu skarbów rodziny Dragneel. - wyjaśnił chłopak, biorąc cudo do ręki.
- Ale ja nie mogę tego ubrać, to wasz rodzinny skarb i nie mam prawa - mimo sprzeciwów Natsu założył jej biżuterię.
- Masz największe prawo do noszenia go. Zapomniałaś już? Jesteśmy razem - ponownie złapał ją za dłoń.
Igneel nie mógł, na patrzeć się, na zmianę syna. To był jego i Hany syn. Wrażliwy, romantyczny, szanujący życie. Musiał odwrócić wzrok by nie rozpłakać się. To dzięki Lucy znowu był sobą. Miał nadzieję, że wkrótce będzie mógł ogłosić oficjalne zaręczyny, a dziewczyna zaakceptuje przeszłość młodego Dragneela.
- Ruszajmy, bo się spóźnimy. - powiedział i wyszedł pierwszy. Chłopak spojrzał na biurko. Sięgnął po jedną z kanapek ukochanej. Bez pytania i ostrzeżenia, wepchnął jej jedzonko. Nie miała nawet chwili, by się sprzeciwić.
- Właśnie, na jaki my bal idziemy i czemu nic mi nie powiedziałeś? - nadymała lekko policzki.
- Chciałem, to mnie wykopałaś! - bronił się.
- Bo wszedłeś bez pukania! - podczas "małżeńskiej" sprzeczki, zaczęli podążać za właścicielem domu.
- Bo nie było Cię w pokoju!-
- Nie mogę, kąpać się w swoim pokoju?! -
- Możesz, ale się przestraszyłem! - doszli do postawionej przed domem limuzyny.
- No dobra moje stare małżeństwo, wsiadamy - posłusznie chłopak przepuścił ukochaną i po chwili oboje byli w samochodzie.
- Przepraszam - odezwał się różowo-włosy. Lucy słysząc to odwróciła się i uśmiechnęła. Już nie była na niego zła.
- Nic się nie stało, ja też przepraszam. - przytulili się do siebie. - To gdzie jedziemy?-
- Mamy kilka spotkań dotyczących firmy, a potem musimy stawić się na balu. Możesz spotkać swojego ojca - poczuł jak jej uścisk stał się mocniejszy.
- Będziesz ze mną? -
- Oczywiście - uśmiechnął się szeroko, dodając jej otuchy. Całej scenie przyglądał się Igneel, jednak nie chciał im przeszkadzać. Liczyło się dla niego szczęście Natsu.
Po godzinie jazdy byli już na miejscu. Pogoda im dopisywała i pomimo środka listopada, mocno świeciło słońce. Liście opadały z drzew i pod wpływem wiatru, unosiły się w powietrzu. Zajechali pod wejście wysokiego wieżowca. Cały pokryty był oknami, a każdy promień odbijał się na wiele sposobów. Dragneel głośniej przełknął ślinę i pomógł wysiąść dziewczynie. Strach opanował jego umysł. Wiedział jednak, że kiedyś będzie musiał zmierzyć się z nią, twarzą w twarz. Ciągle szli za jego ojcem, który prowadził ich przez białe, puste korytarze. Weszli do windy i Lucy zauważyła zmieszanie na jego twarzy.
- Coś się stało? - szepnęła. Spojrzał w jej oczy. Widział w nich troskę i miłość. Była dla niego czymś więcej niż ukochaną, była aniołem. Jego aniołem, a także lekiem. Jego lekiem. Ratowała go, jednocześnie pchając ku pogodzeniu z przeszłością. Ale czy to było dla niego możliwe? Dlaczego ktoś takich jak on, dostał szansę być z nią? Cud, że go pokochała? Mimo, że był najszczęśliwszy na ziemi, jak to w ludzkiej naturze, czuł w sobie niepewność. Niepewność czy to, że jest z nim jest tylko chwilowe. Wjechali na najwyższe piętro, drzwi windy otworzyły się z głośnym skrzypnięciem. Widząc kto znajduje się w pomieszczeniu, odetchnął z ulgą. Sala była duża, jednak prócz długiego,jasnego stołu i krzeseł, nic więcej tam nie było. W wielkim fotelu siedział starszy mężczyzna, który widząc gości, podszedł i uścisnął dłoń Igneela. Obok niego był tylko syn. Szczęście uśmiechnęło się do Natsu.
- Moje córki niestety, nie mogły przybyć na zebranie, jednak mam na dzieję, że wkrótce zaaranżujemy wspólne spotkanie. Co o tym myślicie? Natsu może poznałbyś wybranka Lis? - cały czas trzymała się blisko niego, więc zdołała zobaczyć na jego twarzy, lekkie zażenowanie. Wiele razy była na spotkaniach biznesowych, ale nigdy nie czuła w nich tak sympatycznej atmosfery, jak tutaj. Usiedli przy stole.
- Ja także mam taką nadzieję - skłamał.
- A kim jest ta panienka? Czyżby przyszła pani Dragneel, skoro jest tutaj obecna? - lekko po czerwieniona, już miała wstać i się przedstawić, jednak ukochany ją wyprzedził. Zaciekawiona co odpowie, czuła jak jej serce przyśpiesza. Różowo-włosy już otworzył usta i miał wydobyć się z nich głos, gdy winda się otworzyła. Blondynka zwróciła swój wzrok w jej stronę. Mira przeprosiła za przerwanie i podeszła do ojca. On zrobił trochę poważną minę i znów skupił się na towarzyszach. Zaczął rozmowę dotyczącą ich wzajemnej współpracy i warunków. Atmosfera się jednak zmieniła, jakby poganiał ich do szybszego wyjścia. Nie tylko ona to zauważyła. Nikt nie zareagował, wręcz przeciwnie Igneel dołączył do szybkiego spotkania i razem po kilku minutach mieli umówione warunki. Normalnie spisywaliby teraz umowę, lecz starszy Strauss podniósł się z miejsca, poinformował o kolejnym spotkaniu, przeprosił i wyszedł. Nie rozumiała spotkania, które trwało jeszcze chwilę temu. Z myśli wyrwała ją ręka Natsu.
- Co jest? - spytał przyglądając jej się. Weszliśmy do windy.
- Dlaczego tu była Mira? I dlaczego spotkanie tak szybko się skończyło? -
- Panienka Mira jest córką właściciela banku, który od jakiegoś czasu zaczął dobrze pracować. Postanowiłem wprowadzić kilka lokat w tym miejscu. Widocznie coś musiało się, że nas tak szybko wypuścili - zamyślił się czerwono-włosy. Zatrzymali się. Dziewczyna wysiadła pierwsza. Wciąż zastanawiała się, co chciał wtedy odpowiedzieć chłopak.
Bardzo, bardzo dziękuje! Jestem taka szczęśliwa z waszych komentarzy! <3
poniedziałek, 2 maja 2016
11. " Powroty snów "
Autor:
Unknown
Po zjedzeniu każdego rodzaju ciasta, oboje byli najedzeni. W barze panowała sympatyczna atmosfera.
- Więcej nic nie zjem! - krzyknął klepiąc się po pełnym brzuchu.
- Natsu radziłbym Ci się odwrócić - powiedział Gray śmiejąc się. Przyjaciel odwrócił się i przeraził. W jego kierunku szła Mira, pchając na wózku wielką upieczoną wołowinę.
- Cofam moje słowa - z jego ust zaczęła lecieć ślinka. Wszyscy przy stole zaśmiali się głośno, z jego zmiany zdania.
- Natsu nie śliń się - blondynka zwróciła mu uwagę, uśmiechając się. Po chwili biało-włosa była przy ich stoliku.
- Robimy imprezkę, ze względu na powrót Natsu! - wykrzyczał jakiś niski staruszek, na blacie baru.
- Natsu, kto to jest - szepnęła.
- Mistrz naszego gangu - odpowiedział zadowolony. Każdy w barze świętował jego powrót, to nie tak, że to była jakaś szczególna okazja dla wszystkich. Po prostu szukali jakiegoś powodu do zrobienia imprezki. Gdy nadeszła okazja, postanowili ją wykorzystać. Alkohol dzięki Canie lał się, możliwe, że nawet hektolitrami. Lucy z umiarem jako wciąż niepełnoletnia wypiła tylko szklankę i to wystarczyło, był jej ciało które nigdy nie piło alkoholu, upiło się. Wszyscy śmiali się i wygłupiali do późnej nocy. Kiedy nadszedł czas rozstania przyjaciół, trzeźwa Levi i półprzytomny Gray nieśli śpiącego i dobrze upitego Gajeela. Natsu, który miał mocną głowę zajął się ukochaną. Mira skończyła dopiero zmianę w barze i zabrała ze sobą pijaną Erze. Za to Cana mocno spała gdzieś pod stolikiem, w zamkniętym barze. Nikt jednak się tym nie przejmował, bardziej martwili się o spiżarnie z alkoholem, która już nie raz została opróżniona przez Alberonę. Szybciej wezwany Kenta czekał w samochodzie. Dragneel pomógł wsiąść ukochanej i sam wszedł do limuzyny. Usiadł, a Lucy opierając się o jego ramię zasnęła.
- Kiedy wróciłeś? - zapytał radosny różowo-włosy, przyglądając się słodko śpiącej dziewczynie.
- Dziś nad ranem, aż tak ją upiłeś? Zazwyczaj wolałeś takie, które wiedzą co robią - stwierdził przyglądając się w lusterku parze.
- Z nią jest inaczej. Teraz jest inaczej. - delikatnie odgarnął jej złoty kosmyk włosów.
- Byłem tego świadkiem. -
- Jak właściwie mnie uratowaliście? -
- Dzięki informacją, które kiedyś dostałem od znajomych, mieliśmy czym szantażować rodzinę Eucliffe. Twój ojciec zabronił im inwestowania w swoją firmę przez godzinę. Nie uwierzysz co się stało. - samochód zatrzymał się przed bramą. - I firma już dawno podupadała, dzięki wielkiemu majątkowi próbowali ją ratować, twój ojciec dobrze wszystko rozmyślił i teraz ich firmy należą do niego - znów ruszyli.
- Teraz rozumiem. - zatrzymali się przed domem. Natsu próbował dobudzić jakoś Lucy, jednak się nie udało. Wziął ją na barana, a Kenta pomógł otworzyć mu drzwi wejściowe. Miał tylko nadzieję, że jego tata już śpi i nie zobaczy w jakim stanie przywiózł ukochaną. W posiadłości panowała całkowita cisza.
- Na..tsu - zaczęła szeptać. Różowo-włosem udało się po cichu dostać na trzecie piętro. Wszedł do swojego pokoju i powoli położył dziewczynę na łóżku. Nagle otworzyła oczy i wciąż pijanym wzrokiem patrzyła na ukochanego.
- Idź spać, spokojnie jesteśmy u mnie - blondynka wstała z łóżka i zaczęła ściągać spodnie. - Co ty robisz? - spytał próbując ją powstrzymać.
- Idem spac - powiedziała z pijańską czkawką.
- Ale nie musisz się rozbierać - próbował nie podnosić głosu.
- Muse! Spi sie w pizamie! - nie udało się mu jej powstrzymać. Stała na bieliźnie rozglądając się dookoła. Zarumieniony różowo-włosy miał tylko nadzieję, że zaraz pójdzie spać. Jednak się mylił. Dziewczyna zaczęła szarpać się zapięciem stanika, gdy go odpięła do jej głowy wpadł szaleńczy pomysł. Rzuciła się na Natsu, który siedział na łóżku i odwrócił głowę. Powaliła go i pocałowała.
- Ty mnie lozbiez do konca - szepnęła mu do ucha. Dotknął jednego z jej policzków, był zarumieniony. Niestety przez alkohol. Przekręcił się i teraz to on był górą. Pragnął ją, jednak nie wykorzysta jej po pijaku. Podszedł do komody i wyciągnął z niej bluzkę na krótkim rękawku. Ubrał w nią Lucy. Wiele samokontroli wymagał od niego ten wieczór. Obiecał sobie, że następnym razem nie pozwoli jej pić, albo ją tego nauczy. Wszystko zależało od wyboru blondynki.
- Teraz idź spać - powiedział i ucałował ją w czoło, sam chciał się przebrać. Ona przytulona do jednej poduszki wciąż wpatrywała się w niego. Ściągnął bluzkę i mogła podziwiać jego wyrzeźbione mięśnie. Nawet po pijaku stwierdziła, że był przystojny. Niestety długo podziwiać go nie mogła, ponieważ chłopak wziął bokserki na przebranie i wszedł do łazienki. Lekko zawiedziona odwróciła się i pogrążyła w snach.
Podszedł do umywalki i przemył zimną wodą całą twarz. Spojrzał na swoje odbicie. Kilka blizn świadczyło o tym ile zniósł i przeżył, dlatego je lubił. A teraz był po prostu szczęśliwy, że wrócił do domu z Lucy. Czuł jednak lekki strach przed wyjawieniem jej prawdy o sobie. Przebrał się i wrócił do sypialni. Zbliżył się do łózka i spojrzał na blondynkę. Uwielbiał przyglądać jej się, gdy słodko spała. Ułożył się obok i ostrożnie przytulił Heartfilię. Czegoś mu jednak brakowało. Złożył na jej czole pocałunek. To mu musiało wystarczyć. Przez jakiś czas leżał, nie mogąc usnąć. Nagle poczuł jak, jego uścisk zostaje odwzajemniony.
- Kocham Cię - wyszeptała cichutko. To mu pomogło zasnąć i po chwili oboje śnili.
- Mamo! Mamo! To w ją zabiliście! To wy mi ją odebraliście! - siedmioletni chłopiec stał na rynku i krzyczał do ludzi. Oczywiście każdy go ignorował. - TO WSZYSTKO WASZA WINA! - zaczął płakać. Dzieci w podobnym wieku zaczęły go obrzucać kamieniami. Zawsze to robiły, jednak teraz nie zdawały sobie sprawy co zrobiły. - ZEMSZCZĘ SIĘ ZA NIĄ! - wykrzyczał i uciekł z miasta. Nie chciał tam być, ani chwili dłużej. Wrócił do swojego domu. Później była ciemność. Następną rzeczą jaką pamiętał była radość z umierających, palących się żywcem ludzi i widok całego podpalonego miasta. - Nasze rachunki zostały wyrównane. Śmierć za śmierć - powiedział stojąc w płomieniach.
Obudził się cały spocony i przerażony. Rozejrzał się po pokoju i uspokoił serce. Promienie słońca oświetlały pomieszczenie. Już spokojniej spojrzał na ukochaną, cieszył się, że jej nie obudził. Ostrożnie wstał by nie przebudzić dziewczyny, ruszył w kierunku łazienki. Pozbył się swoich bokserek i wszedł pod prysznic. Nie miał pojęcia dlaczego "te" sny były coraz częstsze. Zanurzył głowę w chłodnej wodzie. Musiał jej to powiedzieć. Tylko kiedy? Dziś? Jutro? Jutro. Postanowił i zakręcił prysznic. Owinął ręcznik wokół bioder i przypomniał sobie, że zapomniał wziąć ubrań na zmianę. Mając nadzieję, że blondynka wciąż śpi, wyszedł po ciuchy. Szczęście mu dopisało. Po cichu podszedł do komody i próbował otworzyć szufladę. Lekko poirytowany zaczął coraz więcej wkładać w to siły. Przeklinał w myślach cholerną szafkę. Ułożył stopę pod idealnym kątem i z całej siły ciągnął szufladę, obiema dłońmi. Nagle usłyszał za sobą śmiech.
- Nie potrafisz nawet komody otworzyć? - spytała stając z łóżka. Czuła jak jej głowa, dawała jej popalić, za wczorajsze picie. Gestem ręki odsunęła chłopaka i podeszła do jego problemu. Delikatnie uniosła szufladę w górę. Teraz bezproblemowo ją otworzyła. - Proszę -
- Dziękuję - przytulił ją i pocałował. Zabrał ze sobą ubrań i zniknął w łazience. Ona tymczasem podeszła do stojącego, długiego lustra. Miała na sobie niebieską bluzkę chłopaka i swoją różową parę majtek. Zamknęła oczy i starała się przypomnieć, jak się wczoraj ubrała i znalazła u Natsu. Nagle wydarzenia z poprzedniego dnia stanęły jej przed oczami. Cała zawstydzona, czerwona na twarzy, podeszła do łóżka i schowała głowę w poduszkę.
- Jestem idiotką - szepnęła do siebie. Niespodziewanie drzwi do pokoju otworzyły się z wielkim hukiem.
- NATSU!! - wykrzyczała wbiegająca do pomieszczenia Cana. Lucy zdziwiona i przerażona, nie ruszyła się, ani o centymetr. Chłopak tylko wysuną głowę z łazienki, żeby sprawdzić kto robi zamieszanie. - JAK MOGŁEŚ TAK BEZ SERCA MNIE TAM ZOSTAWIĆ?! - złapała za jego włosy i zaczęła go ostro policzkować.
- Cana... - odezwała się blondynka widząc całą sytuację.
- Co? - brunetka zmierzyła ją wzrokiem. Widząc przyjaciółkę jedynie w bluzce kuzyna i bieliźnie, poczuła się źle. Musiała im przeszkodzić. Speszona przestała bić różowo-włosego i wyszła z pokoju, ciągle powtarzając pod nosem"Więc to tak, tak".
- Rozumiesz cokolwiek z tego, co tu się stało? - spytał zaskoczony, dotykając obolałych policzków.
- Nic, a nic. - powiedziała wciąż patrząc na drzwi.
- Ehhh, pójdę po nasze śniadanie. Lucy łazienka już jest wolna, mogę przynieść Ci Twoje ubrania na zmianę - Lucy stanęła przed oczami scena, gdy ukochany ją wczoraj ubierał.
- Dam sobie radę! - powiedziała chowając rumieńce.
- Jak chcesz, wrócę niedługo - opuścił pokój. Ona jeszcze chwilę posiedziała na materacu, po czym wyszła na korytarz do swojego pomieszczenia. Wyjęła tym razem dobrze dobrane pod jej ciało ciuchy i chwilę się zastanawiała. Czuła się trochę niepewnie w tym domu. Do tego wczorajsza impreza, po której wróciła pijana. Weszła do swojej łazienki i napuściła wody do wanny. Potrzebowała relaksującej kąpieli, by powoli dojść do siebie. Liczyła też, że dzięki niej ból głowy jakimś cudem ustąpi.
Nie poszedł po śniadanie, jak powiedział Lucy. Zbliżył się do biura Igneela. Nie wiedział jak się zachować. Może nie powinien wejść do środka?
- Wejdź, czekam na Ciebie - usłyszał za drzwi. Posłusznie wszedł do środka i usiadł na jednym z foteli.
- Skąd wiedziałeś, że jestem? - zapytał nie patrząc ojcu w oczy. Mężczyzna odszedł od biurka i spojrzał w wielkie okna.
- Słyszałem jak się zbliżałeś. Natsu idioto - podszedł do syna. On myślał, że zacznie się wykład czy coś w tym stylu, jednak nie dziś. Poczuł jak Igneel dusi go w uścisku.
- Przepraszam - szepnął, jednak na ojcu zrobiło to wrażenie. On ten bezwstydny narwaniec przeprasza? Było to dla niego wielkim, pozytywnym zaskoczeniem. Zacisnął dłoń w pięść i zaczął szybko przejeżdżać włosy Natsu, sprawiając mu przy tym lekki ból.
- Nie przepraszaj tylko się mi za to odwdzięcz - powiedział z uśmiechem na ustach.
- Jak? - udało mu się wyrwać z uścisku. Masując obolałe miejsce nie spuszczał wzroku z taty.
- Dziś jest bal, a przed nim kilka spotkań. Chciałbym, żebyście razem ze mną tam pojechali. Będziesz mi potrzebny do negocjacji, a Lucy ma okazję zobaczyć się z ojcem - zauważył jak syn z gniewu zacisnął pięści.- Spokojnie nic jej nie zrobi przy tylu ludziach. - uspokoił go. Wciąż jednak miał pytanie.
- No dobrze, ale tato co z Lucy? Jak zrobiłeś, że może u nas zostać? -
- Nic nie zrobiłem. Ojciec Lucy zachowuje się jakby w ogóle nie istniała. Jednakże stracił kilka wpływowych poparć i transakcji. Za tydzień zrobimy wielką imprezkę, z okazji jej osiemnastych urodzin, co ty na to? - uśmiechnięty spojrzał na młodego Dragneela, pokładał w nim wielkie nadzieje, ale do niczego prócz ślubu go nie zmuszał.
- Jeśli do tej pory będzie chciała mieć ze mną coś wspólnego, to oczywiście. - bał się w głębi serca, bał sie jak cholera.
- Chcesz jej powiedzieć? -
- Nie mam innego wyjścia, wolę powiedzieć jej to sam. - wstał z fotela i kierując się do drzwi rzucił ostatnie pytanie.
- O której te spotkania i bal? - złapał za klamkę.
- Zjedzcie coś i jedziemy, a zapomniałbym! Ubierzcie się dostojnie. Yukino zajmie się Lucy, ale ty sam za siebie odpowiadasz - opuścił gabinet. Zszedł do kuchni, w której już czekały kucharki i jednak pokojówka.
- Yukino - zwrócił się do młodej służącej.
- Tak paniczu? - ukłoniła się delikatnie.
- Liczę na Ciebie - zaufał dziewczynie i poszedł do kucharek, które wyszykowały śniadanie na tacy dla pary.
- Pomogę paniczowi! -
- Nie trzeba, dam sobie radę - wziął jedzenie i wyszedł z pomieszczenia. Yukino była nowa, dołączyła do zespołu pokojówek dzięki Igneelowi, który uratował ją z ulicy. Wrócił do swojego pokoju zastanawiając się, jak będzie wyglądać spotkanie Lucy z ojcem. Martwił się o nią. Położył tacę na biurku i usiadł na fotelu, rozmyślając. Coś mu jednak nie pasowało. Nie słyszał strumienia wody. Delikatnie zapukał w do łazienki.
- Lucy jesteś tam? - nie usłyszał odpowiedzi. Przypomniał mu się incydent z łazienką, w domku jego matki. Przestraszony nie czekał dłużej. - Wchodzę - otworzył drzwi i odetchnął z ulgą. Nic takiego nie miało miejsca, a ukochanej tu nie było. Postanowił sprawdzić jeszcze pokój naprzeciwko, w którym znajdowały się rzeczy dla Lucy. Bez pukania otworzył drzwi i zobaczył blondynkę jedynie na ręczniku.
- PUKA SIĘ IDIOTO! - wykrzyczała i wykopała go z pomieszczenia. Ich twarze były czerwone jak buraki. Oboje się nie spodziewali takiej niezręcznej sytuacji.
Bardzo, ale to bardzo dziękuję za aktywność! Bardzo mnie cieszy, że ktoś czyta to co piszę, a tym bardziej, że komuś się to podoba! Staram się włożyć całe serce w tego bloga więc liczę na owocną współpracę czytelnicy! <3
- Więcej nic nie zjem! - krzyknął klepiąc się po pełnym brzuchu.
- Natsu radziłbym Ci się odwrócić - powiedział Gray śmiejąc się. Przyjaciel odwrócił się i przeraził. W jego kierunku szła Mira, pchając na wózku wielką upieczoną wołowinę.
- Cofam moje słowa - z jego ust zaczęła lecieć ślinka. Wszyscy przy stole zaśmiali się głośno, z jego zmiany zdania.
- Natsu nie śliń się - blondynka zwróciła mu uwagę, uśmiechając się. Po chwili biało-włosa była przy ich stoliku.
- Robimy imprezkę, ze względu na powrót Natsu! - wykrzyczał jakiś niski staruszek, na blacie baru.
- Natsu, kto to jest - szepnęła.
- Mistrz naszego gangu - odpowiedział zadowolony. Każdy w barze świętował jego powrót, to nie tak, że to była jakaś szczególna okazja dla wszystkich. Po prostu szukali jakiegoś powodu do zrobienia imprezki. Gdy nadeszła okazja, postanowili ją wykorzystać. Alkohol dzięki Canie lał się, możliwe, że nawet hektolitrami. Lucy z umiarem jako wciąż niepełnoletnia wypiła tylko szklankę i to wystarczyło, był jej ciało które nigdy nie piło alkoholu, upiło się. Wszyscy śmiali się i wygłupiali do późnej nocy. Kiedy nadszedł czas rozstania przyjaciół, trzeźwa Levi i półprzytomny Gray nieśli śpiącego i dobrze upitego Gajeela. Natsu, który miał mocną głowę zajął się ukochaną. Mira skończyła dopiero zmianę w barze i zabrała ze sobą pijaną Erze. Za to Cana mocno spała gdzieś pod stolikiem, w zamkniętym barze. Nikt jednak się tym nie przejmował, bardziej martwili się o spiżarnie z alkoholem, która już nie raz została opróżniona przez Alberonę. Szybciej wezwany Kenta czekał w samochodzie. Dragneel pomógł wsiąść ukochanej i sam wszedł do limuzyny. Usiadł, a Lucy opierając się o jego ramię zasnęła.
- Kiedy wróciłeś? - zapytał radosny różowo-włosy, przyglądając się słodko śpiącej dziewczynie.
- Dziś nad ranem, aż tak ją upiłeś? Zazwyczaj wolałeś takie, które wiedzą co robią - stwierdził przyglądając się w lusterku parze.
- Z nią jest inaczej. Teraz jest inaczej. - delikatnie odgarnął jej złoty kosmyk włosów.
- Byłem tego świadkiem. -
- Jak właściwie mnie uratowaliście? -
- Dzięki informacją, które kiedyś dostałem od znajomych, mieliśmy czym szantażować rodzinę Eucliffe. Twój ojciec zabronił im inwestowania w swoją firmę przez godzinę. Nie uwierzysz co się stało. - samochód zatrzymał się przed bramą. - I firma już dawno podupadała, dzięki wielkiemu majątkowi próbowali ją ratować, twój ojciec dobrze wszystko rozmyślił i teraz ich firmy należą do niego - znów ruszyli.
- Teraz rozumiem. - zatrzymali się przed domem. Natsu próbował dobudzić jakoś Lucy, jednak się nie udało. Wziął ją na barana, a Kenta pomógł otworzyć mu drzwi wejściowe. Miał tylko nadzieję, że jego tata już śpi i nie zobaczy w jakim stanie przywiózł ukochaną. W posiadłości panowała całkowita cisza.
- Na..tsu - zaczęła szeptać. Różowo-włosem udało się po cichu dostać na trzecie piętro. Wszedł do swojego pokoju i powoli położył dziewczynę na łóżku. Nagle otworzyła oczy i wciąż pijanym wzrokiem patrzyła na ukochanego.
- Idź spać, spokojnie jesteśmy u mnie - blondynka wstała z łóżka i zaczęła ściągać spodnie. - Co ty robisz? - spytał próbując ją powstrzymać.
- Idem spac - powiedziała z pijańską czkawką.
- Ale nie musisz się rozbierać - próbował nie podnosić głosu.
- Muse! Spi sie w pizamie! - nie udało się mu jej powstrzymać. Stała na bieliźnie rozglądając się dookoła. Zarumieniony różowo-włosy miał tylko nadzieję, że zaraz pójdzie spać. Jednak się mylił. Dziewczyna zaczęła szarpać się zapięciem stanika, gdy go odpięła do jej głowy wpadł szaleńczy pomysł. Rzuciła się na Natsu, który siedział na łóżku i odwrócił głowę. Powaliła go i pocałowała.
- Ty mnie lozbiez do konca - szepnęła mu do ucha. Dotknął jednego z jej policzków, był zarumieniony. Niestety przez alkohol. Przekręcił się i teraz to on był górą. Pragnął ją, jednak nie wykorzysta jej po pijaku. Podszedł do komody i wyciągnął z niej bluzkę na krótkim rękawku. Ubrał w nią Lucy. Wiele samokontroli wymagał od niego ten wieczór. Obiecał sobie, że następnym razem nie pozwoli jej pić, albo ją tego nauczy. Wszystko zależało od wyboru blondynki.
- Teraz idź spać - powiedział i ucałował ją w czoło, sam chciał się przebrać. Ona przytulona do jednej poduszki wciąż wpatrywała się w niego. Ściągnął bluzkę i mogła podziwiać jego wyrzeźbione mięśnie. Nawet po pijaku stwierdziła, że był przystojny. Niestety długo podziwiać go nie mogła, ponieważ chłopak wziął bokserki na przebranie i wszedł do łazienki. Lekko zawiedziona odwróciła się i pogrążyła w snach.
Podszedł do umywalki i przemył zimną wodą całą twarz. Spojrzał na swoje odbicie. Kilka blizn świadczyło o tym ile zniósł i przeżył, dlatego je lubił. A teraz był po prostu szczęśliwy, że wrócił do domu z Lucy. Czuł jednak lekki strach przed wyjawieniem jej prawdy o sobie. Przebrał się i wrócił do sypialni. Zbliżył się do łózka i spojrzał na blondynkę. Uwielbiał przyglądać jej się, gdy słodko spała. Ułożył się obok i ostrożnie przytulił Heartfilię. Czegoś mu jednak brakowało. Złożył na jej czole pocałunek. To mu musiało wystarczyć. Przez jakiś czas leżał, nie mogąc usnąć. Nagle poczuł jak, jego uścisk zostaje odwzajemniony.
- Kocham Cię - wyszeptała cichutko. To mu pomogło zasnąć i po chwili oboje śnili.
- Mamo! Mamo! To w ją zabiliście! To wy mi ją odebraliście! - siedmioletni chłopiec stał na rynku i krzyczał do ludzi. Oczywiście każdy go ignorował. - TO WSZYSTKO WASZA WINA! - zaczął płakać. Dzieci w podobnym wieku zaczęły go obrzucać kamieniami. Zawsze to robiły, jednak teraz nie zdawały sobie sprawy co zrobiły. - ZEMSZCZĘ SIĘ ZA NIĄ! - wykrzyczał i uciekł z miasta. Nie chciał tam być, ani chwili dłużej. Wrócił do swojego domu. Później była ciemność. Następną rzeczą jaką pamiętał była radość z umierających, palących się żywcem ludzi i widok całego podpalonego miasta. - Nasze rachunki zostały wyrównane. Śmierć za śmierć - powiedział stojąc w płomieniach.
Obudził się cały spocony i przerażony. Rozejrzał się po pokoju i uspokoił serce. Promienie słońca oświetlały pomieszczenie. Już spokojniej spojrzał na ukochaną, cieszył się, że jej nie obudził. Ostrożnie wstał by nie przebudzić dziewczyny, ruszył w kierunku łazienki. Pozbył się swoich bokserek i wszedł pod prysznic. Nie miał pojęcia dlaczego "te" sny były coraz częstsze. Zanurzył głowę w chłodnej wodzie. Musiał jej to powiedzieć. Tylko kiedy? Dziś? Jutro? Jutro. Postanowił i zakręcił prysznic. Owinął ręcznik wokół bioder i przypomniał sobie, że zapomniał wziąć ubrań na zmianę. Mając nadzieję, że blondynka wciąż śpi, wyszedł po ciuchy. Szczęście mu dopisało. Po cichu podszedł do komody i próbował otworzyć szufladę. Lekko poirytowany zaczął coraz więcej wkładać w to siły. Przeklinał w myślach cholerną szafkę. Ułożył stopę pod idealnym kątem i z całej siły ciągnął szufladę, obiema dłońmi. Nagle usłyszał za sobą śmiech.
- Nie potrafisz nawet komody otworzyć? - spytała stając z łóżka. Czuła jak jej głowa, dawała jej popalić, za wczorajsze picie. Gestem ręki odsunęła chłopaka i podeszła do jego problemu. Delikatnie uniosła szufladę w górę. Teraz bezproblemowo ją otworzyła. - Proszę -
- Dziękuję - przytulił ją i pocałował. Zabrał ze sobą ubrań i zniknął w łazience. Ona tymczasem podeszła do stojącego, długiego lustra. Miała na sobie niebieską bluzkę chłopaka i swoją różową parę majtek. Zamknęła oczy i starała się przypomnieć, jak się wczoraj ubrała i znalazła u Natsu. Nagle wydarzenia z poprzedniego dnia stanęły jej przed oczami. Cała zawstydzona, czerwona na twarzy, podeszła do łóżka i schowała głowę w poduszkę.
- Jestem idiotką - szepnęła do siebie. Niespodziewanie drzwi do pokoju otworzyły się z wielkim hukiem.
- NATSU!! - wykrzyczała wbiegająca do pomieszczenia Cana. Lucy zdziwiona i przerażona, nie ruszyła się, ani o centymetr. Chłopak tylko wysuną głowę z łazienki, żeby sprawdzić kto robi zamieszanie. - JAK MOGŁEŚ TAK BEZ SERCA MNIE TAM ZOSTAWIĆ?! - złapała za jego włosy i zaczęła go ostro policzkować.
- Cana... - odezwała się blondynka widząc całą sytuację.
- Co? - brunetka zmierzyła ją wzrokiem. Widząc przyjaciółkę jedynie w bluzce kuzyna i bieliźnie, poczuła się źle. Musiała im przeszkodzić. Speszona przestała bić różowo-włosego i wyszła z pokoju, ciągle powtarzając pod nosem"Więc to tak, tak".
- Rozumiesz cokolwiek z tego, co tu się stało? - spytał zaskoczony, dotykając obolałych policzków.
- Nic, a nic. - powiedziała wciąż patrząc na drzwi.
- Ehhh, pójdę po nasze śniadanie. Lucy łazienka już jest wolna, mogę przynieść Ci Twoje ubrania na zmianę - Lucy stanęła przed oczami scena, gdy ukochany ją wczoraj ubierał.
- Dam sobie radę! - powiedziała chowając rumieńce.
- Jak chcesz, wrócę niedługo - opuścił pokój. Ona jeszcze chwilę posiedziała na materacu, po czym wyszła na korytarz do swojego pomieszczenia. Wyjęła tym razem dobrze dobrane pod jej ciało ciuchy i chwilę się zastanawiała. Czuła się trochę niepewnie w tym domu. Do tego wczorajsza impreza, po której wróciła pijana. Weszła do swojej łazienki i napuściła wody do wanny. Potrzebowała relaksującej kąpieli, by powoli dojść do siebie. Liczyła też, że dzięki niej ból głowy jakimś cudem ustąpi.
Nie poszedł po śniadanie, jak powiedział Lucy. Zbliżył się do biura Igneela. Nie wiedział jak się zachować. Może nie powinien wejść do środka?
- Wejdź, czekam na Ciebie - usłyszał za drzwi. Posłusznie wszedł do środka i usiadł na jednym z foteli.
- Skąd wiedziałeś, że jestem? - zapytał nie patrząc ojcu w oczy. Mężczyzna odszedł od biurka i spojrzał w wielkie okna.
- Słyszałem jak się zbliżałeś. Natsu idioto - podszedł do syna. On myślał, że zacznie się wykład czy coś w tym stylu, jednak nie dziś. Poczuł jak Igneel dusi go w uścisku.
- Przepraszam - szepnął, jednak na ojcu zrobiło to wrażenie. On ten bezwstydny narwaniec przeprasza? Było to dla niego wielkim, pozytywnym zaskoczeniem. Zacisnął dłoń w pięść i zaczął szybko przejeżdżać włosy Natsu, sprawiając mu przy tym lekki ból.
- Nie przepraszaj tylko się mi za to odwdzięcz - powiedział z uśmiechem na ustach.
- Jak? - udało mu się wyrwać z uścisku. Masując obolałe miejsce nie spuszczał wzroku z taty.
- Dziś jest bal, a przed nim kilka spotkań. Chciałbym, żebyście razem ze mną tam pojechali. Będziesz mi potrzebny do negocjacji, a Lucy ma okazję zobaczyć się z ojcem - zauważył jak syn z gniewu zacisnął pięści.- Spokojnie nic jej nie zrobi przy tylu ludziach. - uspokoił go. Wciąż jednak miał pytanie.
- No dobrze, ale tato co z Lucy? Jak zrobiłeś, że może u nas zostać? -
- Nic nie zrobiłem. Ojciec Lucy zachowuje się jakby w ogóle nie istniała. Jednakże stracił kilka wpływowych poparć i transakcji. Za tydzień zrobimy wielką imprezkę, z okazji jej osiemnastych urodzin, co ty na to? - uśmiechnięty spojrzał na młodego Dragneela, pokładał w nim wielkie nadzieje, ale do niczego prócz ślubu go nie zmuszał.
- Jeśli do tej pory będzie chciała mieć ze mną coś wspólnego, to oczywiście. - bał się w głębi serca, bał sie jak cholera.
- Chcesz jej powiedzieć? -
- Nie mam innego wyjścia, wolę powiedzieć jej to sam. - wstał z fotela i kierując się do drzwi rzucił ostatnie pytanie.
- O której te spotkania i bal? - złapał za klamkę.
- Zjedzcie coś i jedziemy, a zapomniałbym! Ubierzcie się dostojnie. Yukino zajmie się Lucy, ale ty sam za siebie odpowiadasz - opuścił gabinet. Zszedł do kuchni, w której już czekały kucharki i jednak pokojówka.
- Yukino - zwrócił się do młodej służącej.
- Tak paniczu? - ukłoniła się delikatnie.
- Liczę na Ciebie - zaufał dziewczynie i poszedł do kucharek, które wyszykowały śniadanie na tacy dla pary.
- Pomogę paniczowi! -
- Nie trzeba, dam sobie radę - wziął jedzenie i wyszedł z pomieszczenia. Yukino była nowa, dołączyła do zespołu pokojówek dzięki Igneelowi, który uratował ją z ulicy. Wrócił do swojego pokoju zastanawiając się, jak będzie wyglądać spotkanie Lucy z ojcem. Martwił się o nią. Położył tacę na biurku i usiadł na fotelu, rozmyślając. Coś mu jednak nie pasowało. Nie słyszał strumienia wody. Delikatnie zapukał w do łazienki.
- Lucy jesteś tam? - nie usłyszał odpowiedzi. Przypomniał mu się incydent z łazienką, w domku jego matki. Przestraszony nie czekał dłużej. - Wchodzę - otworzył drzwi i odetchnął z ulgą. Nic takiego nie miało miejsca, a ukochanej tu nie było. Postanowił sprawdzić jeszcze pokój naprzeciwko, w którym znajdowały się rzeczy dla Lucy. Bez pukania otworzył drzwi i zobaczył blondynkę jedynie na ręczniku.
- PUKA SIĘ IDIOTO! - wykrzyczała i wykopała go z pomieszczenia. Ich twarze były czerwone jak buraki. Oboje się nie spodziewali takiej niezręcznej sytuacji.
Bardzo, ale to bardzo dziękuję za aktywność! Bardzo mnie cieszy, że ktoś czyta to co piszę, a tym bardziej, że komuś się to podoba! Staram się włożyć całe serce w tego bloga więc liczę na owocną współpracę czytelnicy! <3
Subskrybuj:
Posty (Atom)