piątek, 18 listopada 2016

23. " Przyjaciele "

Saga II

Sukces nigdy nie jest ostateczny. Porażka nigdy nie jest totalna. Liczy się tylko odwaga.

   – Winston Churchill


Przekręcił się na drugą stronę. Pod jego ciężarem materac, wydał z siebie charakterystyczny znak, budząc słodko, śpiącą dziewczynę. 
Otworzyła leniwie oczy, spoglądając na szerokie plecy ukochanego. Ostrożnie, ze względu na ranę, podniosła się z łóżka. Rozejrzała się po pokoju. Załamana stwierdziła, że pokój, wcale nie przypominał takiego, jak go zostawiała. Znów zapanował nieład i bałagan. Westchnęła ciężko.  Chciała po cichu się wymknąć, nie budząc go przy tym, ale podłoga nie chciała z nią współpracować. 
- Lucy, gdzie uciekasz? - poczuła jego oddech na swojej szyi. Nie miała zielonego pojęcia, jakim cudem, pojawił się za nią. Przed chwilą leżał na łóżku...
- Wcale nie uciekam. - odwróciła się uśmiechnięta. Położyła dłonie na jego karku. Pocałowała go. Intensywnie i mocno. Próbując pokazać mu, jak bardzo jej go brakowało. Długo na reakcję Natsu, czekać nie musiała. Złapał za jej policzki, przyciągając ją mocniej do siebie. Pogłębił jej pocałunek. Miała przez chwilę wrażenie, że ugną się pod nią kolana, a serce wyskoczy jej z piersi. Kiedy rozdzielił ich usta, poczuła niedosyt. Popchnęła go na łóżko, złączając ponownie ich usta.
Zaskoczony gestem Lucy, nie sprzeciwił się. Pragnął jej. Rozłączył ich wargi, słysząc cichy pomruk niezadowolenia blondynki. Zaśmiał się w duchu. Zamienił ich pozycję. Teraz on był na górze. Złapał za jej nadgarstki. Składał pocałunki, na czole, policzku, omijając usta, schodził coraz niżej. Całując delikatną skórę szyi Lucy, a potem obojczyk, sprawiał, że szalała z rozkoszy. On sam, zaczynał zatracać się w pożądaniu. 
Powrócił do jej warg, zaczynając od delikatnych muśnięć, aż do pełnych emocji, ostrych pocałunków. Jedną dłonią ściągnął z niej szarą bluzkę, która ukrywała czarny seksowny stanik. Natsu w tym momencie ciut zwolnił. Jego pocałunki były lekkie. Niepewnie, dwoma palcami, dotknął jej piersi, spoglądając w jej oczy, szukając jakiegokolwiek oporu. Heartfilia nie zamierzała mu przerywać, chciała by kontynuował. Uszczęśliwiony w duchu, odrzucił wszelkie wątpliwości. Jego pocałunki znów nabrały na sile, a dwa palce, zamieniły się w całą dłoń, która pieściła pierś dziewczyny. 
Lewą dłonią puścił nadgarstki ukochanej. Przejeżdżał opuszkami palców, po jej tali, aż natrafił na bandaż. Oderwał się od warg Lucy i spojrzał na opatrzony brzuch. Momentalnie, zniknęło jego pożądanie i cała chęć, dalszej rozkoszy. Wstał z łóżka.
- Natsu? - szepnęła, zaskoczona nagłą zmianą jego zachowania.
- Przepraszam. Zapomniałem o twojej ranie i zapędziłem się. Pójdę zrobić nam coś jeść. - szybko opuścił pokój. Wpatrywała się w drzwi, za którymi zniknął ukochany. Ogarnął ją gniew, że głupia rana wszystko im zniszczyła. Zamknęła oczy, próbując opanować, walące serce, ale nie mogła. Wspominała jego ciepło, gesty... Złapała za jakąś poduszkę i ukryła w niej swoje, zaczerwienione policzki. Żałowała, że do niczego nie doszło. W końcu po kilku minutach, wyszła z pokoju. Kierując się w stronę salonu.
- Dlaczego mnie nie obudziłeś?! - usłyszała krzyk, przepełniony gniewem.
- Bo nie mamy pewności, czy to oni. - starała się, zejść po schodach najciszej, jak mogła. Nie chciała, żeby przerywali rozmowy, szczerze to pragnęła trochę ich, podsłuchać. 
- Jak nie mamy?! Kenta to oni! 
- Nie wiesz tego.
- Jak nie wiem?! Spójrz na te zdjęcia! - wymachiwał telefonem.
- Nic na nich nie widać. Twarze są zamazane.
- Kurwa! Mówię Ci, że to moi przyjaciele! - jej serce zabiło mocniej. 
- Przyjaciele? - szepnęła, zaciskając pięści. Chłopacy dopiero teraz, zwrócili na nią uwagę. - Kto? - zeszła na piętro. Podeszła do Natsu i z groźną miną, wyciągnęła rękę.
- Lu...  
- Natsu, pokaż  mi - ostro spojrzała na ukochanego.
- Lucy...
- Natsu, jeśli to nasi przyjaciele to chcę wiedzieć! - wyrwała mu z dłoni telefon. Z uwagą przyjrzała się artykułowi. Było kilka nie wyraźnych zdjęć, jednak czerwone włosy Erzy, od gnoiły wszelkie wątpliwości. Ponownie spojrzała na Dragneela, który spuścił wzrok. Złapała za jego policzki, uniosła jego głowę tak, aby widział jej oczy. - Tylko spróbuj znów uciec lub się obwiniać. - widziała w jego oczach smutek. - Damy sobie ze wszystkim radę. Tylko będąc razem, Natsu
Jej słowa obudziły w nim, dawno zapomniane uczucia. Tylko ona tak na niego działała. A on? Musi się w końcu ogarnąć. Już za późno by odejść od Lucy. Dopóki ona będzie przy nim. Będzie dla niej dawał radę, stawał się silniejszy. Złapał za jej dłonie, które ciągle dotykały jego policzków.
- Tak księżniczko - szepnął, całując jej czoło. - Idź już z Kentą do samochodu i poczekaj na mnie. Zabiorę tylko parę rzeczy i pojedziemy do szpitala. - przytaknęła głową.
Wymusił uśmiech na twarzy i poszedł na piętro. Słowa ukochanej dodały mu siły, której potrzebował, aby ruszyć do przodu. Wszedł do sypiali i schylił się pod łóżko. Wyciągnął karton, w którym miał schowaną broń. Długo jej nie używał. Był to jego ukochany karabin, z którym parę lat temu się nie rozstawał. Zamknął oczy wspominając felerną potyczkę, w której straciła życie kobieta.
Szybko potrząsnął głową. Nie może ciągle rozpamiętywać przeszłości.
Liczy się to co jest teraz.
A teraz musi za wszelką cenę, obronić ukochaną.
Przypomniał sobie o jeszcze jednej ważnej sprawie. Wyciągnął telefon.   
- Natsu! Znalazłeś coś? 
- Gray... spójrz na wiadomości. Cały internet huczy. Znaleźli ich. Są poobijani. - usłyszał przekleństwa.
- Mamy jakąś wskazówkę, kto mógł to zrobić? 
- Nie wiem. Nie zapomnij, że Ci ludzie co porwali dziewczyny, też musieli dla kogoś pracować.
- Myślisz, że te dwie sprawy są połączone? 
- Nie jestem pewien, ale wiem, gdzie zdobyć takie informacje - nagle po drugiej stronie, zapadła cisza.
- Natsu. Miałeś więcej nie wracać do tamtych kontaktów. Oni myślą, że Ciebie wciąż nie ma. Chciałbym, żeby tak pozostało, zresztą wstrzymaj się, dopóki nie zobaczymy się z nim. Może, gdy ich zabierali coś zauważyli. - ciężko westchnął. Szybciej było by wykorzystać jego kontakty, z czasu zanim wyjechał. Był wtedy podziwianym i szanowanym przez wszystkich przeciwnikiem. To dzięki niemu, Gray'owi i Erzie udało się doprowadzić Fairy Tail do samego szczytu. Dobrze pamiętał, że sława przyniosła mu także wielu wrogów. Był co chwilę atakowany. To właśnie wtedy stał się nieczuły na ludzi ból, krew i śmierć. To wtedy powstała jego druga, ciemniejsza strona, która władała nim, aż do ostatniej jego bitwy, przy boku przyjaciół.
Byli wtedy o krok od zwycięstwa. Wszystko zależało od jednego strzału, którego autorem miał być właśnie on. Wiele godzin spędził na ćwiczeniach, więc był pewien, że nie spudłuje. Trochę za szybko, przechwalił się swoimi umiejętnościami. Pociągnął za spust, a nabój wystrzelił w stronę pobliskiego parku, przez który szła kobieta. Pamięta do dziś, jak szybko odrzucił snajperkę i karabin. Pobiegł do parku i szukał tej kobiety. Znalazł ją z raną w brzuchu. Mimo to była przytomna. Wezwał karetkę, próbował zatamować jakoś ranę, cały czas przy tym przepraszając kobietę. A ona?
Uśmiechnęła się do niego. Delikatnie dotknęła jego ręki i przemówiła.
- Jesteś podobny do mojego męża. Wybaczam Ci. - do tej pory nie mógł zrozumieć słów tej kobiety. Umierała, a jednak mu wybaczyła. To słowo zamknęło jego ciemną stronę, a on sam pękł z emocji i rozpłakał się nad umierającą kobietą.
Od tamtej pory, jego ciemna strona pojawiła się raz, dwa? Lecz zawsze próbuje nad nią, w jakiś sposób zapanować. Nie chce już jak kiedyś, zatracić zdrowy rozsądek i odbierać życie, bez większego zawahania.
Chciał wrócić w wir walki, ale jako Natsu. Taki jaki jest teraz. Dlatego powoli zaczyna chodzić na walki z Gray'em, który pomaga mu się kontrolować. Teraz jednak musi, jak najszybciej całkowicie zapanować nad sobą. Dlaczego? Żeby mógł w pełni korzystać ze swojej siły, przy obronie przyjaciół.
- Poczekam. - rozłączył się i włożył rękę do kieszeni spodni, poszukując paczki papierosów. Nie znalazł jej. Chwilę stał zamyślony, rozmyślając, gdzie zgubił papierosy. Wyszedł z budynku. Otworzył drzwi i obok siedzącej Lucy, na tylnym siedzeniu położył maszynę, przykrywając ją, tylko jakimś materiałem.
- Natsu.. - zauważył w jej oczach niepewność.
- Wziąłem na wszelki wypadek. Lucy nie wiemy, czy ktoś na nas nie czeka. - ciut spokojniejsza przytaknęła.
Zamknął drzwi i wsiadł do auta. Samochód ruszył, a on zobaczył wpatrującą się Lucy, w oddalający się domek.
- Coś się stało?
- Nie... - chciała mu wiele powiedzieć, ale obecność Kenty ją trochę zawstydzała. Wiedziała jednak, że różowo-włosy tak łatwo nie odpuści. Nagle odezwała się komórka Natsu.
- Wiesz coś? - od razu zapytał.
- Nie. Jestem w szpitalu, ale nie chcą mi udzielić żadnych informacji. 
- Cholera. My będziemy za pół godziny. 
- Będziemy czekać. 
- Jakbyś się czegoś dowiedział to dzwoń - usłyszał w odpowiedzi, tylko cichy pomruk. 

Kenta podrzucił ich pod ogromny budynek, a sam pojechał, zaparkować samochód. Para weszła do szpitala, rozglądając się za przyjacielem. Gray szybko ich zauważył.
- Tutaj! - pomachał do nich. Poszli w jego kierunku. Lucy od razu zauważyła, płaczącą Juvię.
- Juvia co się stało? - Fullbuster spojrzał na dziewczyny.
- Obwinia się, że to jej wina. - Natsu zmierzył dziewczynę przyjaciela.
- Juvia. To nie Twoja wina. Chciałaś mnie odnaleźć i za to Ci dziękuję. To wszystko moja wina, obiecuję, że znajdę tego kto Cię wykorzystał. - Lucy uśmiechnęła się, słysząc jego słowa, a Juvia podniosła wzrok.
- Gray-sama jesteś zły na Juvię? - spytała.
- Nie. - podszedł do kobiety i patrząc w jej oczy, wyszeptał kilka słów, których ani Natsu, ani Lucy nie zrozumieli. Za to Juvia wydała się być po nich jak nowo narodzona.
Chłopacy poszli do lekarza, a dziewczyny zostały same. Rozmowę miedzy nimi zaczęła niebiesko-włosa.
- Wiesz Lucy, Juvia była przez jakiś czas zazdrosna, że masz Natsu - zszokowana, spojrzała na nią.
- Juvia, a ty nie jesteś z Gray'em?
- Juvia nie to chciała powiedzieć! Juvia kocha panicza Gray'a. Ale.. Juvia była zazdrosna, o to w jaki sposób Natsu na Ciebie patrzy. Juvia i inni widzą, jak bardzo musi Cię kochać. Juvia  chciałaby, żeby Gray-sama też tak na nią patrzył. Czasem Juvii wydaje się, że on jest z nią tylko dla wygody.
- Wygody?
- Juvia u niego pracuje, robi obiad, kolację, kanapki do pracy. Przygotowuje ubrania, papiery. Juvia jest też łóżkową partnerką Gray'a. Lucy co Juvia ma robić? - zdziwiona, nagłym wyznaniem dziewczyny na początku, nie wiedziała co powiedzieć. Chwilę jednak pomyślała, co ona zrobiła by na jej miejscu?
- Jesteście jak małżeństwo. Mieszkacie razem, kochacie się, ale zabrakło już wam trochę namiętności. Czemu po prostu nie porozmawiasz z Gray'em? Wydaje mi się, że to najlepszy pomysł. a jak to nie podziała, to wymyślimy coś innego. - uśmiechnęła się i poczuła ramiona dziewczyny na swoich barkach.
- Dziękuję Lucy - ich pogawędkę przerwały kroki różowo-włosego.

Natsu podszedł, cały czas przyglądając się blondynce. Złapał ją za rękę. Odwzajemniła uścisk i spojrzała w jego oczy. Przytulił ją, szepcząc do ucha.
- Będzie dobrze. Jeszcze się zemścimy. - słysząc ostatnie słowo, jej ciało lekko zadrżało z przerażenia.


A o to i jest! Dziękuję za wszystkie komentarze jesteście wspaniali <3 

piątek, 4 listopada 2016

22. " Zasadzka "

- Gajeel! Znalazłam go! - szczęśliwa, krzyczała do chłopaka.
- Gdzie jest? 
- Próbuje uciec! Zbliża się do wyjścia! - czarno-włosy przyśpieszył, biegł w kierunku drzwi. Nie zamierzał, pozwolić mu uciec. Nie chciał, skompromitować się w oczach dziewczyny, którą kochał. Wybiegli z budynku. Levy rozglądała się, w którym kierunku mógł uciec Natsu. - Widzę go! Jest po prawej! - ruszyli w jego kierunku. Natsu, jednak sprytnie im umykał. 
W końcu po półgodzinnej gonitwie, udało im się dogonić chłopaka, który przez przypadek, skręcił w ślepą uliczkę. 
Gajeel postawił dziewczynę z powrotem na ziemię. 
- Natsu, chodź. Wróć z nami do Lucy. Nie obwiniaj się już, o to co się stało. Nie miałeś na to wpływu. - próbowała łagodnie, przekonać go do powrotu. 
- Nie miałem wpływu? - odezwał się, dziwny, nieznajomy głos. Intuicyjnie chłopak, przeciągnął niebiesko-włosą bliżej siebie. 
- Natsu? - szepnęła niepewnie. Mężczyzna, który do tej pory stał odwrócony do nich plecami, spojrzał na dziewczynę. Nie był to na pewno Natsu. Miał brązowe oczy, zadarty, szeroki nos i bliznę na brodzie.
- Szukałaś Natsu Dragneel'a? Muszę Cię rozczarować! Wpadłaś w naszą pułapkę! - za parą zajechał samochód, odcinając im drogę ucieczki. Byli otoczeni, a jedyną uzbrojoną osobą był Gajeel. Wyciągnął swój pistolet, próbując obronić Levy. 
- Chłopcy! Połknęli przynętę! - krzyknął, ściągając różową perukę.   - Zabierzcie ich! Tylko mają być żywi - podkreślił głosem ostanie słowo. 
Gajeel spojrzał, na otaczających go przeciwników. Już zamierzał, rzucić się w wir walki, jednak poczuł, drżenie ramion niebiesko-włosej. Westchnął głęboko. Nie uda mu się ich uratować, jednocześnie broniąc Levy. 
Rzucił swój pistolet. 
- Poddajemy się. - zaskoczona spojrzała na niego.
- Co ty wyprawiasz?! - wrzasnęła. Nie zdążył, jej odpowiedzieć... Przeciwnicy rozdzielili ich i wepchnęli do auta. Tam pozbawili przytomności. 

Hanted Castle, godzina 9:45

Erza stała na środku budynku z założonymi rękami. Ludzie omijali ją szerokim łukiem, przez przerażającą aurę, którą wytwarzała. 
- Natsu Dragneel'u! I tak Cię znajdę więc lepiej, żebyś sam się pokazał! - wydarła się na całe lotnisko. Nie przejmowała się mijającymi ją ludźmi. Była zła. Levy z Gajeelem nie odezwali się, co oznaczało, że Natsu nie było w ich miejscu. Coś przeczuwała, że tym razem jej się poszczęści. Nagle usłyszała gwizdanie. Odwróciła się w tamtą stronę. Zobaczyła go. Różowa czupryna, próbowała jej zwiać. - Natsu!! - wykrzyczała i z wielkim gniewem, ruszyła w pościg. Chłopak miał pecha, że trafił akurat na nią. To właśnie szkarłatno-włosa, najmocniej chciała złapać Natsu, by wcześniej mogła się z nim policzyć, za gówniarskie zachowanie. 
Skręciła za chłopakiem do parku. Wtedy nagle się zatrzymał. Wciąż stał odwrócony do niej plecami. - Ile chciałeś przede mną jeszcze uciekać? Dobrze, że w końcu poszedłeś po rozum do głowy. - zbliżała się do niego. - Lucy za Tobą tęskni. Oczywiście nie wie, że uciekłeś. Ochroniliśmy Ci dupę - nagle Dragneel odwrócił się. Wciąż ze spuszczoną głową, zbliżył się do dziewczyny. Ona zauważyła od razu, że to nie jej przyjaciel. Inna budowa ciała, inne rysy ramion, jednak było już za późno. Poczuła przy szyi zimno, ostrego sztyletu.
- I co powiesz teraz Tytanio? - kątek oka zauważyła, wychodzących wrogów z krzaków i otaczających ją. Była pewna, że nie ma szans. Nie była przygotowana do walki. Mimo wszystko nie zamierzała się poddać. Szybkim ruchem odsunęła się do tyłu i uderzyła z kolana, w brzuch chłopaka, który udawał Natsu. Wyrwała mu nóż, próbowała się bronić. Przeciwko dorosłym mężczyzną było to nie lada wyzwaniem, ale jednak wygrywała, aż jeden z nich nie wyciągnął broni. Dostała jeden strzał w lewą nogę. To jej jednak nie powstrzymało. Wciąż pomimo rany, wciąż dawała sobie z nimi radę.. Mężczyźni widząc, że nie mają z nią szans, wystrzelili kolejny pocisk. Tym razem w drugą nogę. Wykorzystując chwilę nieuwagi Erzy, jeden z nich podbiegł do niej i pozbawił ją przytomności. 
- Żyje? - spytał facet w peruce. 
- Przeżyje. 

Domek mamy Natsu, godzina 10:10

Gdy tylko samochód się zatrzymał, natychmiast otworzyła drzwi i próbowała biec, jednak uniemożliwiła jej to wciąż boląca rana na brzuchu. Stanęła na werandzie i mocniej zabiło jej serce. Nacisnęła klamkę, popychając drzwi do przodu. Otworzyły się bez żadnego sprzeciwu. Wnętrze wypełnione było zapachem jajecznicy, a w kominku palił się ogień. Weszła do środka i skierowała się do kuchni. Był tu. Zlew pełen naczyń to potwierdzał. Podeszła do palącego się ognia. Palił się resztkami sił, co oznaczało, że wyszedł z jakieś dwie godziny temu. Odwróciła się i najszybciej, jak mogła poszła w kierunku wodospadu, ignorując krzyki zdezorientowanego Kenty. 
Czuła, że powietrze tutaj było chłodniejsze niż w Crocus. Starała się, zwrócić na wszystko uwagę, jakby wszędzie, mogła go znaleźć. Słyszała coraz głośniejszy szum wody. Coraz bardziej próbowała przyśpieszyć. Jej serce przyśpieszyło swój bieg... Widząc zarys wodospadu, zaczęła biec, nie zwracając uwagi na swoją ranę, na ból. Interesowało ją tylko dotarcie do celu. Gdy wreszcie ujrzała upragniony krajobraz, upadła na kolana, z bólu, bez siły i z zawodu. Nie było go. Jej oczy napełniły się łzami.
- Natsu! - wrzasnęła, próbując wykrzyczeć cały swój ból. Całą swoją tęsknotę. I nagle wydarzył się cud. Za jednej ze skał, zauważyła wychodzące różowe kosmyki włosów. Próbowała się podnieść, jednak nie miała już siły. Różowe włosy były coraz bardziej widoczne, aż zobaczyła chłopaka w całości. 
- Lu..cy? - szepnął zaskoczony. Stał naprzeciwko niej. Cały i zdrowy. W jednej ręce, trzymając wędkę. Nie spodziewał się jej, wskazywał na to jego wyraz twarzy i duże oczy. - Lucy! - rzucił przedmiot i podbiegł do niej. Uklęknął przy niej i mocno przytulił. - Idiotko. Miałaś leżeć jeszcze w szpitalu - powiedział, ogrzewając ją swoim ciepłem.
- Zniknąłeś. Bez słowa. Musiałam Cię odszukać głupku! - spojrzała w jego oczy. - Nigdy mi tak nie rób! - wykrzyknęła, zalewając się łzami. 
Dopiero widząc jej łzy, zrozumiał jaki błąd popełnił.
- Chciałem Cię chronić! To przez moją przeszłość, zostałaś ranna... Nie chciałem, żeby to się powtórzyło - poczuł na swoim policzku, delikatną dłoń. 
- Żyję. Zniosę wszystko i przeżyję. Robię to tylko dla Ciebie i nawet, jeżeli będąc przy Tobie, ktoś ma na mnie polować lub mnie ranić, nie odejdę. Bo nie umiem, żyć bez Ciebie. Unikanie nieszczęść, nie jest drogą do szczęścia! Natsu! 
- Obiecuję Ci. Stanę się silniejszy, żebym mógł Cię zawsze obronić - chciała mu odpowiedzieć. Powiedzieć, że nie musi, jednak nie zdążyła. Połączył ich usta w delikatny pocałunku. 
- Tęskniłam 
- Ja też - dotknął swoim czołem, jej czoła. Poczuł, że drży. - Wracajmy. - przytaknęła. Próbowała się podnieść, ale ból był nie do zniesienia. 
Nie odzywając się, wziął ją na ręce. Była jego. Tylko jego. 
- Lucy, jak mnie znalazłaś? - spytał, idąc do domku. 
- Wierzyłam.
- Wierzyłaś? 
- Wierzyłam, że tu jesteś. Nie uwierzyłam innym, gdy mówili, że wylatujesz. Oni pojechali na lotniska, a ja tu. - zmarszczył brwi. Czegoś tutaj nie rozumiał.
- Jak to na lotniska? 
- A nie próbowałeś nas zmylić? Zarezerwowałeś cztery bilety, o różnych godzinach, z innych lotnisk. - zaskoczony, wpatrywał się w jej oczy.
- Nie. Cały czas byłem tutaj, obmyślając kto, na mnie poluje. 
- Czyli to nie ty? 
- Nie, ale coraz bardziej, nie podoba mi się ta sytuacja. Kto pojechał? 
- Gray z Juvią, Erza, Levy z Gajeelem i Mira. - widział już zarys chatki. Rozmyślał, o co może chodzić, w tej całej zagadce. Wierzył jednak w przyjaciół, w końcu byli silni. Nagle przez jego głowę przebiegła myśl, a jeśli nie są uzbrojeni? Nie pojechali na bitwę, lecz na odnalezienie go. 
- Lucy, jak tylko wrócimy, musimy skontaktować się z nimi - spojrzał na ukochaną. Ta lekko przytaknęła głową. - Dobrze się czujesz? - zauważył, że robi się coraz bledsza. 
- Tak, nie martw się - wyszeptała słabiutkim głosem.
- Zaraz będziemy w domu.  - przyśpieszył. Jej zapewnienie nie uspokoiło go. Wchodząc do domu, od razu ułożył ją delikatnie na kanapie. Rozpiął bluzę i ujrzał całą zakrwawioną, na brzuchu bluzkę. 
- Kurwa! - pobiegł do kuchni, wyciągnął apteczkę i wyciągnął z niej, czysty, gruby bandaż. 
- Natsu, co ty robisz? - zapytał, wchodząc do salonu.
- Lucy krwawi! - odsunął chłopaka i podniósł materiał. Jego oczom ukazał się brzuch Lucy, z którego leciała krew. Sprawdził czy szwy są całe. Na całe szczęście, dziewczyna tylko przeciążyła ranę. Wziął rzeczy z apteczki i ostrożnie, oczyszczał ranę. Na sam koniec owinął brzuch blondynki bandażem. 
- Powinno pomóc. Miała dużo szczęścia, że szwy nie pękły. Ale teraz musi uważać. - 
Natsu przybliżył się do ukochanej. Przesunął kosmyk włosów, który nachodził na jej oczy. Przeklinał siebie w myślach, jednak teraz już nie będzie uciekał.
- Natsu... zadzwoń do nich - przypomniała mu. Spokojniejszy o jej życie złapał za telefon. Wybrał numer do przyjaciela. 

Ancient Ruins, godzina 10:55

Stała przed budynkiem lotniska, rozglądając się po bokach. Wzrokiem poszukiwała swojego przyjaciela. Za pięć minut samolot, wystartuje. Była przekonana, że Natsu się tu nie pojawi. Ale zawsze trzeba próbować do końca. 
- Przepraszam Panią - odwróciła się do mężczyzny. Plecami do ulicy. Właśnie wtedy zajechał samochód, a popchnięta Mira idealnie, trafiła do jego środka. 
- Co - próbowała krzyknąć, ale osoba za nią, przycisnęła do jej ust i nosa, chustkę z środkiem usypiającym. 
- To było łatwe. - zwrócił się do innych.
- Wystarczyło trochę zmienić plan. - zaśmiał się drugi.
- Ciekawe co innych grup. Teraz pozostała tylko Oshibana. - cała dwójka zaśmiała się. 

Hotel w Oshibanie, godzina 11:05

Gray gorączkowo maszerował po korytarzu. 
- Juvia! Zaraz spóźnimy się na samolot i go nie znajdziemy! - zaczął walić do drzwi, za którymi była dziewczyna. Siedziała w łazience od półgodziny. Nagle jego telefon wydał z siebie dźwięk. Pełen nadziei, rzucił się na łóżko. Szczęśliwy, widząc od kogo jest, odebrał.
- Natsu! Nareszcie się odezwałeś! 
- Gray! Gdzie jesteś? - wyczuł w jego głosie niepokój. 
- W Oshibanie. Durniu, co miały znaczyć cztery bilety? Aż tak nie chciałeś, abyśmy Cię znaleźli?
- Gray to nie tak! Ja nie mam nic wspólnego z tymi biletami! - zdziwiony, aż usiadł z wrażenia.
- Jak to?
- Cały czas byłem w Waas Forest. Lucy mnie znalazła. 
- Jak to Lucy? Gdzie ona jest? Powinna być w szpitalu! 
- Pomińmy ten fakt. Skup się na tych zasranych biletach! Jesteś na lotnisku? 
- Nie. Dzięki Juvii, mieliśmy teraz wychodzić. 
- A co z resztą? 
- Nie mam z nimi kontaktu od rana! Kurwa! Przecież mogłem się skapnąć, że coś jest nie tak! - wstał i uderzył w ścianę. Zaskoczona Juvia od razu wyszła z łazienki. 
- Nic teraz nie zrobimy. Ja spróbuję dodzwonić się do Erzy, a ty do reszty. Musimy sprawdzić co z nimi. Coś mi tu cuchnie. - rozłączył się, pozostawiając dalej rozkojarzonego Gray'a.
- Gray-sama? - podeszła do niego i spojrzała mu w oczy.
- Dziękuję Juvia. Dziękuję, że nas zatrzymałaś - nie rozumiała zbytnio, o co chodziło, jednak czuła się szczęśliwa, że mogła mu jakkolwiek pomóc.

Natsu chodził w kółko, ciągle próbując dodzwonić się do przyjaciółki i przeklinając pod nosem. 
- Natsu, spokojnie - próbowała go, uspokoić. 
- Lucy... - usiał obok niej i w swoje dłonie, ujął jej policzki. - Jak dobrze, że ty przyjechałaś tutaj. Nie wiem co bym zrobił, gdybym teraz dowiedział się, że ty też zniknęłaś. - blondynka, która czuła już się lepiej, złapała za jego dłonie. 
- Odnajdziemy ich. - sama się bała, ale starała się to ukryć przed nim. W końcu i tak się obwiniał. 
Ciut spokojniejszy, głaskał policzek Lucy, dopóki nie zasnęła Nie budząc ukochanej, wstał z kanapy i wyszedł na ganek. Nie przewidział, że jego zniknięcie, może ktoś wykorzystać. Czuł się winny. Nie powinien w ogóle, odchodzić od łóżka Heartfilii. Właśnie "powinien", a jednak tego nie zrobił. Wyciągnął ze spodni paczkę papierosów, które towarzyszyły mu od wyjazdu z Crocus. 
- Miałeś nie palić. - upomniał go lokaj.
- Wiem, ale w takich sytuacjach nie mogę się powstrzymać. - odpalił jednego i wciągnął cały dym nikotynowy. - Jak spotkałeś Lucy? To nie był przypadek prawda?
- Czysty przypadek. Normalnie nie zwróciłbym uwagi na Twoją dziewczynę, ale pamiętałem Twoje słowa w samochodzie. - przez chwilę wpatrywał się w przyjaciela, nie rozumiejąc, o czym mów. - Nie pamiętasz już? 
- Chyba nie.
- Jak odwoziłem was, co Lucy się upiła - złapał się za podbródek, intensywnie myśląc.
- Gdy Cię wypuścili. Wmawiałeś mi wtedy, że jest inna - nagle dostał olśnienia.
- Bo to prawda. Ona jest inna, jest jedyna w swoim rodzaju. - poczuł dłoń, na swoim ramieniu.
- Już mi się tu nie rozczulaj. Widzę Twoje sińce pod oczami. Kiedy ostatni raz spałeś? - spuścił głowę w dół, od kiedy odszedł od blondynki, co noc śniły mu się ten sam koszmar. - Ja zajmę się dzwonieniem, a ty zabierz Lucy i idźcie spać. - nie odpowiedział nic. Spalił do końca papierosa i wrócił do środka. Przyjrzał się ukochanej, która ledwie trzymała się na tej kanapie. Kenata miał rację. Podniósł ją. Ostrożnie i delikatnie. 
- Natsu? - szepnęła, nie otwierając oczu. 
- Ciii idziemy spać - wszedł po schodach i otworzył drzwi do pokoju, w którym znów zdążył, panować bałagan. Ułożył ukochaną na łóżku, przykrywając kołdrą. 
- Nie odchodź znowu. - szepnęła. Posłusznie położył się obok i lekko objął ją. Czując jej zapach, ciepło i delikatną dłoń, którą trzymał, zasnął szybko. Tym razem nie śnił o koszmarach. Miał radosny sen, w którym on i Lucy biegli po łące, trzymając się za ręce. Jego kącik ust, uniósł się ku górze, gdy śnił. 

Następnego ranka, znów czekał na niego koszmar. 
" Znaleziono czwórkę, nieprzytomnych nastolatków"
" Jedna z dziewczyn jest w stanie ciężkim."
" Trójka jest poobijana" 

Koniec sagi I ! 


 Czekam na wasze komentarze, które uwielbiam czytać i bardzo motywują mnie do pracy! :D Jak wam się podobał rozdział? Bo ja jestem z niego zadowolona, a najbardziej z tego, że zaczynamy drugą sagę *.* Dalej nie mogę w to uwierzyć! Naprawdę udało mi się, już tyle napisać! 
Dziękuję wszystkim moim czytelnikom <3 To dzięki wam, brnę do przodu :*
Do kolejnego rozdziału! 




sobota, 29 października 2016

21. " Zmienne uczucia Gray'a"

Jeszcze przez chwilę wpatrywała się w niebo. Jej wzrok wyrażał, tęsknotę oraz smutek, przez który lekko zaszkliły się jej oczy. Skupiona na widoku, nie usłyszała, zbliżających się kroków.
- Niesamowita noc? Prawda? - ciut wystraszona, odwróciła głowę w kierunku głosu. Lekarz zamiast krzyczeć, podszedł do niej i razem z Lucy, wpatrywał się w gwiazdy.
- Tak...- niepewnie szepnęła.
- Ale i tak Ciebie nie powinno tu być - intuicyjnie, skierowała wzrok na swoją ranę. Cały czas, czuła lekki ból stojąc, jednak próbowała go ukryć.
- Daję sobie radę. -
- Próbujesz mnie, czy siebie oszukać? Bo ja znam Twoje wyniki. - westchnęła ciężko.
- Chce, jak najszybciej stąd wyjść. -
- To wracaj do łóżka, jeśli zaczniesz współpracować, a wyniki się nie pogorszą, pomyślę nad jutrzejszym wypisem - zaskoczona spojrzała na mężczyznę. On tylko się uśmiechnął i wrócił do jednego z pokoi.
Z uśmiechem na ustach, spełniła jego polecenie. Ostrożnie, położyła się w łóżku. Zamknęła oczy i jeszcze raz, odczuła pustkę w sercu. Nie była pewna, który ból był gorszy. Rana? Czy tęsknota? Odrzuciła wszystkie myśli na bok i spróbowała się przespać. Sen przyszedł szybko...

Jesienne słońce przedostawało się do ich pokoju, przez wciąż zepsute żaluzje, których nie mieli czasu wymienić. Jednakże ono nie dawało rady, obudzić dwojga, śpiących kochanków. Dał radę dopiero dźwięk budzika, oraz promienie słoneczne, skierowane prosto w twarz chłopaka. Z niezadowolenia zmarszczył brwi. Przetarł oczy dłonią i podniósł swoje powieki. Odwrócił się na bok i złapał za telefon, wyłączając drażliwy budzik. Zerknął wciąż zaspanym wzrokiem, na ukazującą się godzinę w komórce. Nie zadowolony podniósł się i poszukał swoich ubrań. Odnalazł jakieś dwudniowe bokserki i dżinsowe spodnie. Zrezygnował z dalszych poszukiwań, jakieś "świeżej" bluzki. Obejrzał się za siebie i przyjrzał śpiącej ukochanej. Wczorajszego wieczoru cały czas nie mógł zapomnieć, o Lucy. Co chwilę analizował jak jej pomóc, oraz wyzywał od najgorszych swojego przyjaciela. Aby chodź na chwilę przestać o niej myśleć, trochę z Juvią się zabawili. To pomogło, aż do teraz. Jej twarz znów pojawiała się, w myślach  Graya.
Odwrócił się na pięcie i poszedł w kierunku kuchni. Złapał za czajnik, napełnił go wodą i wstawił na gaz. Przez chwilę wpatrywał się, w palący się błękitny płomień. Nawet teraz, ciągle w jego głowie była blondynka. Czemu, aż tak się nią przejmował? Czy to dlatego, że przywróciła "starego" Natsu? A może, dlatego, że jest taka krucha i delikatna? Jego serce zabiło mocniej. Martwił się o nią. Chciał ją zobaczyć. Ale tak właściwie dlaczego?
Z zamysłu wyrwał go gwizdek czajnika. Przygotował dwie kawy, jedną czarną, drugą z mlekiem i łyżeczką cukru, taką jak zawsze piła Juvia. Wziął kubki do rąk, aby obudzić ich aromatem dziewczynę.
Mocny zapach napoju wypełnił całe pomieszczenie, docierając do nosa niebiesko-włosej. Przekręciła się na drugi bok i leniwie otworzyła oczy. Na widok, pół nagiego mężczyzny z kawą, uśmiechnęła się.
- Dzień dobry Gary-sama - przywitała się, biorąc jeden z kubków.
- Dzień dobry. - przyglądał jej się. Próbując sobie wyobrazić na jej miejscu blondynkę. Szybko, jednak odzyskał panowanie nad sobą i odrzucił wyobraźnię. - Dziś musimy wyjechać. -
- Tak, Juvia zaraz zacznie pakować walizkę z rzeczami.
- Ja jeszcze muszę podjechać do firmy, wypełnić ostatnie dokumenty. Wiesz może, gdzie jest jakaś czysta koszula? - zapytał, wypijając duszkiem cały ciepły napój.
- W łazience, powinna wisieć, dopiero uprana - schylił się i pocałował ją w czoło.
- Dziękuję. - wyniósł naczynie. Ubrał się, zabrał telefon i już zmierzał do wyjścia, kiedy usłyszał głos kobiety.
- Gray-sama zapomniałeś teczki, dobrze się czujesz? - unikał jej wzroku.Cały czas myślał o Heartfilii i czuł się z tym źle.
- Tak, tak. Na razie, wrócę za godzinę - ucałował jej policzek i wybiegł z domu.
Ona tylko zaskoczona, dotknęła dłonią policzka. Zauważyła już wczoraj, zmianę zachowania ukochanego. Może się rozchorował? Odpaliła laptopa i zaczęła szukać na internecie, różnych objawów chorób. Martwiła się o ukochanego.
Gray podszedł do auta, otworzył drzwi. Teczkę rzucił na tyle siedzenia. Nie zamierzał jechać do pracy. Odpalił samochód i ruszył w kierunku szpitala.

Obudził ją dźwięk pukania do drzwi. Szybko skierowała w ich stronę swój wzrok.
- Proszę - szepnęła, delikatnie ziewając oraz dłonią, przeczesując swoje kosmyki włosy. Czuła się lepiej niż wczoraj. Rana powoli, sprawiała coraz mniej bólu.
Drzwi do jej pokoju otworzyły się nieśmiało. Weszła przez nie dziewczyna, w jej wieku. Miała krótkie białe włosy, a w rękach trzymała bukiet tulipanów.
- Cześć.
- Znamy się? - spytała zaskoczona, jeszcze raz mierząc Lisannę od stóp, do czubka głowy. Ona nie przejmując się jej słowami, przysunęła sobie krzesło i usiadła przy łóżku.
- To kim jestem, nie ma znaczenia. Przyszłam Cię ostrzec.
- Ostrzec?
- Tak. Przed Twoimi przyjaciółmi - powiedziała z sarkazmem. - Okłamują Cię.
- Niby w czym?
- Natsu wcale nie wyjechał do pracy. - Oczy Heartfilii nie ukrywały zaskoczenia.
- Gdzie on jest? - spuściła wzrok.
- Nikt tego nie wie. Uciekł od Ciebie. Widocznie miał dość takiej słabej dziewczyny, jak ty. Już kiedyś też uciekł, wtedy na cały rok za granicę, bardzo możliwe, że i tym razem. - Zacisnęła mocniej dłonie. - Twoi przyjaciele, a raczej jego, bo okłamują Cię, by ratować jego dupę. Nie byłoby całej tej szopki, gdybyś nie była taką histeryczką i normalnie zniosła jego odejście, a tak uciekł, żeby Ci nic nie mówić, abyś nic sobie nie zrobiła. Rozumiesz? Odczep się od nas wszystkich. Nigdy nie byłaś i nie będziesz częścią Fairy Tail. - wstała z krzesła. Położyła bukiet na stoliku. - A zapomniałabym. Natsu jest mój. Zapamiętaj. - rzuciła ostrzeżenie w jej stronę. Wychodząc, mocno trzasnęła drzwiami. Zostawiając całą roztrzęsioną dziewczynę samą.
Z jej oczu leciały łzy, który próbowała z całej siły powstrzymać. Jej serce pękało z niepewności. Ta dziewczyna, kim mogła być? Czy mówiła prawdę? Jej ramiona zaczęły drżeć. Próbowała być silna. Bardzo chciała ukryć swoje emocje, tylko jak? Pierwszy raz jej uczucia były tak silne, że nawet siłą woli nie potrafiła ich, powstrzymać.
Spojrzała na tulipany. Nagle ogarnął ją gniew. Wzięła do rąk kwiaty i zaczęła niszczyć je na strzępy, próbując w ten sposób wyładować swój gniew. Kiedy z nich już nic nie pozostało, nie poczuła ulgi. Pękła. Jak bańka mydlana, jednakże tym razem udało jej się opanować emocje.
- Witaj Lucy! Jak się czujesz? - nieoczekiwanie do pokoju wszedł, rozpromieniony Gray. Przyjrzał się strzępom, rozsypanych tulipanów, a następnie samej Lucy. Zauważył lekki drżenie jej ciała i opuchnięte oczy. Nie pytając, o wiele po prostu podszedł do dziewczyny. Z czułością i delikatnością objął ją w swoje ramiona. Tak jakby chciał powiedzieć "jesteś bezpieczna". Lucy, jednak odepchnęła go i spojrzała mu w oczy.
- Gdzie jest Natsu? - zapytała, głosem pozbawionym uczuć. Chłopak zaraz zrozumiał, że ona już wie. Wziął głęboki oddech...
- Nie wiem. Nikt nie wie. Zniknął.
- Uciekł?
- Możliwe. Mamy kilka poszlak, gdzie może być. Dlatego nie chcieliśmy Cię martwić. - spojrzał w jej czekoladowe oczy i zrozumiał, że w tej chwili powie jej wszystko. Działa na niego jak narkotyk. Nie zauważył tego przy ich pierwszym spotkaniu, jednak teraz każda część jego ciała, chciała wpatrywać się w jej niepowtarzalnie, piękne tęczówki.
- Jakie macie poszlaki?
- Mamy cztery bilety lotnicze na niego[...] - opowiedział jej cały plan ze szczegółami. Ona tylko słuchała, nie przerywając mu.
- Dlaczego od razu mi nie powiedzieliście?
- Baliśmy się, że się załamiesz.
- Nie potrzebnie - przybrała jedną ze swoich masek i uśmiechnęła się do chłopaka.
- Napra- przerwał mu telefon. - To Juvia.
- Możesz spokojnie odebrać, ja i tak mam iść zaraz na badania. Dzięki za odwiedziny - wstał i nie pewnie wyszedł z pokoju. Zaskoczył go jej uśmiech. Odrzucił połączenie w komórce i chwilę, stał przy drzwiach pokoju blondynki. Usłyszał jej gorzki płacz... Spodziewał się tego. Próbowała być silna, ale to dalej Lucy.
Zacisnął mocniej zęby, złapał za klamkę. Chwila niepewności, czy na pewno chce tam wejść? Wpatrywał się z niepokojem na białe drzwi. Gdy do jego uszu, znów doleciał dźwięk jej płaczu, wszystkie obawy zniknęły. Szybko wszedł do środka i nie wiele mówiąc, przytulił blondynkę.
 Tym razem go nie odepchnęła. Rozpłakała się na dobre. Wciąż powtarzając sobie w głowie jedno pytanie, jedno słowo "dlaczego?".
- Już Lucy... ciii... Wszystko będzie dobrze on wróci. Jeszcze dziś jedziemy za nim na lotniska. Znajdziemy go. - spojrzała na przyjaciela. Delikatnie przytaknęła głową.
- Dziękuję, ale czy możesz już iść? Chcę zostać sama. - zrozumiał to. Wypuścił ją z objęć i wyszedł z pomieszczenia. Nie odwracając się za siebie, żeby nie spojrzeć w jej podpuchnięte, czerwone od łez oczy.

Kiedy tylko Gray wyszedł z pokoju, postanowiła przestać się mazać. Ta biało-włosa dziewczyna miała rację, musi przestać być kruchą i delikatną. Wzięła do ręki telefon i wysłała sms'a do Cany. Była pewna, że ona jak najszybciej przyjdzie do szpitala. Teraz pozostało jedynie czekać. Rozejrzała się po pokoju. Wstała z lekkim bólem i zaczęła zbierać, to co zostało z tulipanów. Przy skłonach rana mocniej, dawała o sobie znać. Mimo wszystko pozbierała kwiaty.
- Lucy!! - do pokoju wpadła Cana z kilkoma torbami.
- Część Cana - przywitała się i zabrała rzeczy od przyjaciółki.
- Zabrałam chyba wszystko, o co prosiłaś. - Heartfilia razem z torbą, weszła do łazienki. Przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Jej policzki wciąż były pokryte plastrami. Próbowała jakoś doprowadzić się do porządku dziennego. Dodała swojej twarzy blasku, przy pomocy podkładu. Sińce zakrył korektor i puder. Jeszcze parę kosmetyków... Przyjrzała się swojej twarzy, wyglądała lepiej.
Zerknęła do ubrań, przyniesionych przez Canę. Już po chwili miała na sobie leginsy z lekko wyższym stanem, aby nie uciskały rany. Szarą bluzkę z długim rękawem, którą przykryła rozpinana granatowa bluza Natsu. Założyła kaptur i rozkoszowała się zapachem ukochanego. Po chwili wróciła do przyjaciółki.
- Całkiem inaczej - uśmiechnęła się, mierząc blondynkę. - Ale zapomniałaś, o czymś - zaśmiała się cichu, wpatrując się w nagie stopy. - Trzymaj. - podała jej z torebki jesienne, wiązane buty za kostkę. Zakładając je lekki grymas, wtargnął na jej usta.
- Jestem gotowa - drzwi do sali się otworzyły, a kobiety intuicyjnie, spojrzały w ich kierunku. Doktor stał z otwartymi ustami.
- A gdzie Pani się wybiera? Przyszedłem zabrać Panią na badania.
- Wychodzę na własne żądanie. Proszę przygotować dokumenty.
- Ale w Pani stan- przerwał, widząc groźny wzrok pacjentki. Odwrócił się na pięcie i wyszedł.
- Napisałaś, że wychodzisz
- Bo wychodzę. Muszę odszukać Natsu - wzięła swoją komórkę i przytuliła brunetkę. - Dziękuję za pomoc. - zszokowana przyjaciółka nie mogła, wydusić z siebie ani jednego dźwięku.
Blondynka wyszła na korytarz i skierowała się do gabinetu lekarza. Nie zamierzała tracić już ani sekundy. Była pewna, że wie gdzie jest Natsu. Tylko musi się pośpieszyć. Zapukała do pokoju.
- Przyszłam po wypis. - mężczyzna zmierzył ją wzrokiem i ciężko westchnął.
- Proszę, tylko podpisz w tym miejscu. - podał jej dokumentacje. Szybko złożyła swój podpis i zabrała teczkę.
- Dziękuję za opiekę, do widzenia. - szybko ruszyła ku wyjściu. Gdy tylko przekroczyła próg, od razu poczuła orzeźwiające, chłodne powietrze. Teraz  pozostało najgorsze, jak ona ma się do niego dostać?
- Panienka Lucy? - spojrzała na osobę, stojącą przed nią. Służący Dragneel'ów był ubrany zwyczajnie, nie zwróciła by nawet na niego uwagi, gdyby się nie odezwał.
- Kenta? - nagle do jej głowy wpadł pomysł. - Kenta, czy możesz mi pomóc?
- Ale w czym?
- Chyba wiem, gdzie jest Natsu, ale nie wiem, jak się tam dostać. Czy mógłbyś mnie zabrać do domku jego matki? - dziwnie na nią spojrzał. Wiedziała, że mógł jej odmówić.
- Dobrze, zabiorę panienkę, jednak jaką mamy pewność, że on tam jest? - dotknęła dłonią swoje, bijące serce.
- Ja... nie mam żadnej pewności. Żadnego dowodu, jednak mam przeczucie, że on tam będzie.
- No dobrze. Zapraszam do auta i tak mam dziś wolne. - samochód, który wskazał by zwykły, przeciętnej klasy. Widać było, że był bardzo zadbany. Otworzył jej drzwi i posłusznie usiadła obok kierowcy. Wkrótce ruszyli w znanym jej kierunku. Wiedząc już, że podróż będzie długa zamknęła oczy. Mając ciągle nadzieję, że jej przeczucie się potwierdzi i już wkrótce, wtuli się w ciepły tors ukochanego.

Haregeon, godzina  6:00

Levy razem z Gajeelem, dotarli na lotnisko. Pomimo wczesnej godziny, było tu pełno ludzi. Łatwo było się zgubić w takim tłumie.
- Uważaj - powiedział do niebiesko-włosej, gdy przechodzący ludzie, o mal ich nie rozdzielili. - Same z Tobą kłopoty.
- Może złapiemy się za ręce, aby nas nie rozdzielili? - spytała, ciut się rumieniąc. On spojrzał na nią i chytrze się uśmiechnął.
- Mam lepszy pomysł. - Podniósł ją i usadził na swoich barkach. - Nie zgubisz się i szybciej znajdziemy Salamandra! - nadymała trochę policzki ze złości. Myślała, że ta wspólna misja, chodź trochę ich do siebie zbliży, jednak się pomyliła. Postanowiła, że od teraz w pełni skupi się na misji. - Widzisz go? - przejechała wzrokiem po ludziach, szukając różowej czupryny.
- Jak na razie nie...- nagle Gajeel zaczął biec, przymknęła oczy, bojąc się, że spadnie.
- SALAMANDRZE! - wydzierał się i biegał z nią, na swoich barkach przez całe pomieszczenie. Jego zdaniem to było całkowicie normalne. Nawet jeśli zwracali na siebie zbytnią uwagę ludzi... Zażenowana Levy, otworzyła oczy, przyzwyczajając się do ruchu Gajeel'a. Niespodziewanie kątem oka znalazła różowe włosy.
- Gajeel! Znalazłam go!


Przybyłam wraz z nowym rozdziałem! ;3 Jak wam się podoba? Oficjalnie pragnę ogłosić, że zbliżamy się do końca pierwszej sagi! *.* 

Yuki Boshi SecretArtwork