sobota, 30 kwietnia 2016

10. "Ukryta prawda"

Siedziała i rozmyślała, o tym co może zrobić. Jak ma mu pomóc? Może mogłaby pójść do Stinga i prosić o wycofanie oskarżenia? Nagle jej ciało zaczęło się trząść, przypominając sobie wczorajszy wieczór. Musiała się przełamać. Chciała go ratować, ale nie w taki sposób jak inni. Chciałaby był wolny. Wstała i podeszła do szafy. Wyciągnęła jakieś sportowe buty w jej rozmiarze i opuściła pokój. Wychodząc cały czas zastanawiała się którędy ma iść. Korytarze były bardziej pokręcone niż u niej w willi. W końcu po dwudziestu minutach, znalazła wyjście. Popchnęła delikatnie drzwi, zrobiła krok do przodu i zauważyła wysiadającego z limuzyny Igneela. Spojrzał na nią ze smutnym wzrokiem.
- Czegoś szukasz? - spuściła wzrok.
- Chcę go uratować na własny sposób - szepnęła, nie podnosząc głowy. Mężczyzna domyślił się o czym mówiła i gestem dłoni wezwał lokaja.
- Zabierzesz panienkę Lucy, gdzie będzie sobie życzyła. Odpowiadasz także za jej bezpieczeństwo - zwrócił się w jego stronę. Następnie położył dłoń na jej ramieniu. - To najlepsze rozwiązanie, jednak tylko ty możesz coś tu wskórać, chciałem o tym z Tobą porozmawiać. Ale jak widać nie musiałem, ty wiesz co trzeba robić. Oczywiście nie puszczam Cię samej - posłał jej delikatny uśmiech. Zauważyła pewne podobieństwo między jego synem. Nagle zbliżył się do jej ucha i wyszeptał. - Gdy już razem wrócicie, pokażę Ci jego album z dzieciństwa. Jest tam parę zdjęć, które chętnie zobaczysz - zaśmiała się cichutko. Czuła, że pokłada w niej całą wiarę.
- Zgoda - nieśmiały uśmiech wkradł się, na jej jasną twarz. Wsiadła do czarnej limuzyny i spojrzała na oddalającą się posiadłość.
- Gdzie panienka sobie życzy? - usłyszała głos szofera.
- Do prywatnego szpitala - pogoda za oknem się psuła. Założyła kaptur od czarnej bluzy. Zamknęła oczy i rozkoszowała się jego zapachem. Musi stawić mu się osobiście. Całą drogę była pogrążona w swoich myślach. Gdy samochód się zatrzymał razem z nią wysiadł lokaj. Weszła przez główne wejście i od razu skierowała się do recepcji.
- Dzień dobry, gdzie leży Sting Eucliffe - grzecznie zapytała. Kobieta spojrzała na nią groźnym wzrokiem.
- Zabroniono nam udzielania informacji obcym. - znów to ją spotyka. Już miała się przedstawić, gdy podszedł  mężczyzna i okazał odznakę.
- Jesteśmy z rodziny Dragneel oraz samego rozkazu głowy rodziny - pracownica natychmiast pobladła i zaczęła szperać w papierach.
- Pokój dwieście szesnaście na czwartym piętrze. - wskazała gestem dłoni windę. Udali się zgodnie z jej wskazówką.
- Dziękuję - szepnęła do bruneta.
- Nie musi mi panienka dziękować. To moja praca - uśmiechnął się. Bez problemowo dotarli do wskazanej sali. Przed samymi drzwiami, zawahała się. Serce przyśpieszyło rytm, a ona pogrążyła się w nieprzyjemnych wspomnieniach. Z transu wyrwała ją dłoń lokaja, którą położył na jej barku, próbując w ten sposób przypomnieć jej, że nie jest sama. Powoli otworzyła drzwi.

Zdenerwowany zaczął chodzić w kółko. Nie mógł się uspokoić. Cały czas jego myśli krążyły o ukochanej i dziesięciu latach, które miał spędzić w więzieniu. Był pewien, że nie może zmarnować tych lat, także Lucy. Dlatego postanowił z nią zerwać, gdy się zobaczą. Nie chciał by czekała na niego. Bolało go to, jednak chciał jej dać szansę na inne życie. Usiadł na podłodze obierając się o ścianę.
- Dziesięć lat - nie był zły. Wiedział, że odpowie za swoje zachowanie, jednak nie spodziewał się, aż tak surowego wyroku. W myślach co chwila przepraszał swoją ukochaną. Kochał ją najmocniej. Usłyszał kroki w swoim kierunku. Spojrzał na kraty.
- Cześć idioto! - pojawił się Gray i jego adwokat.
- Witam panicza po długim czasie - odezwał się. Zobaczył jednego ze strażników i ruszył w jego kierunku.
- Widziałeś się z Lucy? - spojrzał przyjacielowi w oczy.
- Tak, zostawiłem ją w Twoim domu, ale wątpię by cierpliwie czekała. - trochę się uspokoił.
- Nie zamierzał jej w to wciągać - szepnął spuszczając głowę. Czuł wielki ból przy tych słowach. Jednak jeśli kogoś kochasz, musisz mu w niektórych wypadkach oddać wolność.
- Na to już chyba za późno - jego serce przyśpieszyło. Szybkim ruchem ściskał kraty.
- Jak to? - w jego oczach było przerażenie.
- Gdybyś ją widział, gdy była pod swoim domem. Była przerażona. Właściwie to już chyba najwyższa pora jej powiedzieć o Twoim małym sekrecie. Pytała się mnie, ale nie pisnąłem, ani jednym słówkiem.  - wyczuł, że chłopak martwi się o blondynkę. - Powiedz czy ty naprawdę, coś do niej czujesz? - to pytanie go rozzłościło.
- Tak. Przy niej czuję się, tak inaczej. Lepiej - uśmiechnął się. Może i nie spędzili ze sobą wielu wydarzeń, czy miesięcy. On jednak był przekonany, że chce wciąż przy niej trwać.
- Wiesz...Twój ojciec chce Cię jak najszybciej wyciągnąć i ma plan. - nagle przyjaciel zaczął się rozglądać, czy nikogo wokół nich nie ma. Zbliżył się do krat i szepnął do Natsu. - My też mamy plan, jeśli Igneel do jutra Cię nie wyciągnie, my wkraczamy do akcji - odsunął się, jakby nigdy nic i uśmiechnął. - Do tego czasu spróbuj pomyśleć, jak o wszystkim powiesz Lucy - szczęście zniknęło. A na twarzy różowo-włosego pojawił się strach.
- A jeśli mnie zostawi, gdy się dowie? - Gray odwrócił głowę. Najchętniej powiedziałby mu, gdzie i co teraz robi Lucy, i dlaczego był z nim prawnik. Jednak na razie nie może. Igneel mu zabronił. Dopóki cała i zdrowa Lucy się nie odezwie nic mu nie powiedzą. Chociaż nie mógł znieść widoku załamanego, wolał go gdy był pełny energii.
- Lucy jest u tego całego Stinga - miał mały ubaw ze złym Natsu.

Weszła do pokoju i jej oczom ukazał się cały zabandażowany chłopak.
- Kto to przyszedł! - wyczuła drwinę w jego głosie.
- Ja chciałam przeprosić za Natsu - w myślach przeklinała swoje słowa. Stingowi nie należało się najmniejsze przepraszam. Ale musiała udawać i kłamać, żeby uratować ukochanego.
- Nareszcie! Już myślałem, że się nie doczekam! - postawiła wszystko na jedną kartę. Schyliła głowę do samej podłogi.
- Proszę wycofaj swoje oskarżenia przeciwko Natsu! - błagała. Nigdy nie pomyślała, że będzie musiała, aż tak się upokorzyć.
- Mam uwolnić tego pajaca za jedno Twoje "przepraszam"?! - nagle jak gdyby nigdy nic, blondyn wstał i podszedł do lustra. Ściągnął z siebie cały bandaż. - Widzisz jak ja wyglądam?! - wskazał palcem purpurowy policzek. Już chciała coś powiedzieć, gdy brunet również zniżył się i zaczął prosić.
- Proszę o to samo co panienka. Jestem głównym sługą w rodzinie Dragneel i składam największe przeprosiny od mojego pana, Igneela Dragneela - nagle chłopak podszedł do mężczyzny i kopnął go w twarz.
- Gówniana rodzina! Możesz to samo przekazać swojemu panu i jego synowi mordercy! - blondynka przyglądając się całemu zajściu podbiegła do rannego lokaja. Nie chciała słuchać słów narzeczonego.
- Tak myślałem, że to powiesz. Ale to było po dobroci - sięgnął do kieszeni swojej marynarki i wyciągnął list z pieczątką smoka. - To oficjalny list od głowy rodziny! - podał go Stingowi. On otworzył go i wytrzeszczył oczy z szoku.
- To niemożliwe! - podszedł do swojego łóżka i otworzył laptopa. - Nie..Nie! - spojrzał groźnym wzrokiem na "gości".
- Teraz już chyba rozumie pan swoją sytuację. - wstał, poprawił swój garnitur i pomógł Heartfili się podnieść. - Teraz pozwoli pan, że odejdziemy - zmierzali w kierunku wyjścia.
- Wynoście się! - szła ciągle za brunetem nie odzywając się, ani jednym słowem. Była zdziwiona i nie rozumiała niczego, co się właśnie wydarzyło. Kiedy weszli do windy postanowiła się odezwać.
- Co był w tym liście? - cichutko wyszeptała.
- Panicz Sting Eucliffe stracił cały majątek, do tego doszły długi i postępowanie prawne podwoiło, a nawet potroiło by jego długi. Dlatego z tego zrezygnuje i wycofa oskarżenia. Mój Pan o wszystkim pomyślał - zauważyła na jego twarzy lekki uśmiech.
- Dziękuję - spuściła głowę. Znów była nie potrzebna. - Nie potrzebnie jechałam - zdziwiony wpatrywał się w nią.
- Ależ przeciwnie. Gdyby panienki nie było, nie wykonalibyśmy żadnego ruchu. Udowodniła panienka jak wiele może poświęcić dla panicza, a to chyba najważniejsze, prawda? - znów na jej buzi zagościł mały uśmiech.
- Racja - wysiedli z windy i skierowali się do wyjścia. Limuzyna już na nich czekała.
- Teraz może chciałaby panienka zobaczyć się z paniczem? Powinni zaraz go wypuścić. - przytaknęła głową i wsiadła do auta. Wciąż po jej głowie krążyły nie zrozumiałe zdania lub słowa. "Morderca", "Był wcześniej karany" Chciała wykrzyczeć światu, że się mylą bo... bo co? Bo ona go zna zaledwie kilka tygodni i bo go kocha? Dopiero teraz uświadomiła sobie, że tak naprawdę nic nie wie o jego przeszłości. A jeśli to wszystko była prawda? Szybko złapała się za głowę. Chciała odgonić złe myśli i scenariusze. Poczuła jak się zatrzymują i wysiadła przed budynkiem. Weszli do środka.
- W czym mogę służyć? - zbliżył się do nich jeden z policjantów.
- Przyszliśmy po Natsu Dragneela - odezwał się brunet pokazując odznakę. - Powinniście już dostać zawiadomienie o jego niewinności - mężczyzna zbliżył się do komputera i po chwili, bez słowa zaprowadził ich do wejścia.
- Pan Dragneel jest w celi jedenaście, cały czas trzeba iść prosto. - wskazał kierunek i wrócił do swoich zajęć. Lucy wyprzedziła lokaja i biegiem szukała ukochanego.
- Natsu! - podeszła do krat i włożyła pomiędzy nimi dłonie. Zdziwiony różowo-włosy podniósł się i złapał za jej ręce.
- Co ty tu sama robisz?! - zaczął na nią krzyczeć, lecz był szczęśliwy.
- Spokojnie paniczu nie jest sama -ukłonił się brunet.
- Więc wróciłeś Kenta - zadowolony z obecności starego przyjaciela, bacznie przyjrzał się Lucy. - Kenata czy Sting jej coś zrobił? - dziewczyna wyczuła złość w jego głosie.
- Nawet palcem jej nie tknął mój paniczu - usłyszeli kroki w drugiej połowie korytarza.
- O zdążyliście! - odezwał się Gray. Za nim szedł adwokat z policjantem. Mundurowy podszedł do celi i wypuścił Dragneela.
- Natsu! - rzuciła mu się na szyję Lucy, która zdążyła się stęsknić za ukochanym. Była szczęśliwa, że znów go ma przy sobie.
- Tylko mi nie płacz - szepnął i pogłaskał ją po głowie. - Kenata dziękuję za opiekę nad nią - lokaj się ukłonił.
- To była sama przyjemność, a teraz wracamy do domu? - zapytał kulturalnie.
- Nie, jedziemy do siedziby - powiedział i spojrzał na Graya. Ten odwzajemnił uśmiech. Wkrótce wszyscy wyszli z budynku i rozdzielili się. Przyjaciel jechał na motorze, adwokat się pożegnał i wsiadł w taksówkę, zostali tylko oni. Czuł że, Lucy cały czas nie puszcza jego ręki. Wsiedli do limuzyny.
- Lucy, przepraszam - nie mógł spojrzeć jej w oczy. Wstydził się, że musiała się o niego martwić.
- Nie przepraszaj. Najważniejsze, że tu jesteś - przytulił ją. Znów ją miał przy sobie. Dopiero teraz zauważył, że blondynka ma na sobie jego ciuchy. Delikatnie jego kąciki ust uniosły się ku górze.
- Kocham Cię - musnął jej czoło.
- Nie trafiłeś - pocałowała jego usta. - Tak właściwie to gdzie jedziemy? - zapytała spoglądając na szybę.
- Do gangu, muszę Cie przedstawić moim przyjaciołom -
- Zgoda - niczego się nie bała gdy była z nim. Wiedziała, że zawsze będzie próbować znaleźć sposób by być przy nim. Zatrzymali się przy barze, słońce już zaszło i teraz bardzo widoczna była rozświetlona nazwa baru. - Pod wróżką? - szepnęła ze zdziwieniem. Nie pewnie weszła za ukochanym do środka.
- Cześć! - przywitał się z barmanem i poszedł w kierunku wspólnego stolika. Przyjaciele już dawno tam czekali śmiejąc się i pijąc.
- O! Lucy! - po jednej stronie siedziała Levy, Cana i dwie dziewczyny, których jeszcze nie poznała. Po drugiej Gray i jakiś czarno-włosy mężczyzna.
- Lucy ta czerwona to jest Erza, a obok Mira. Tam siedzi Gajeel  - przedstawił przyjaciółki.
- Miło mi poznać - wstała szkarłatno-włosa i wyciągnęła rękę.
- Erza teraz znajomości się nawiązuje po przez piwo! Pamiętaj p i w o! - krzyczała już dosyć spita Cana.
- Lubisz metal? - spytał czarno-włosy.
- Dajcie jej ochłonąć! - spojrzała się na wszystkich groźnie biało-włosa.  Następnie znów z anielską twarzą spojrzała na Heartfilię i obdarzyła ją ciepłym uśmiechem. - Chciałabyś może trochę ciasta? - Lucy nie zdążyła odpowiedzieć, Erza wzięła ją i Levy pod ramię i maszerowała za Mirą, cicho podśpiewując "Moje ukochane, ciasto truskawkowe".
- Myślisz, że da sobie z nimi radę? -
- Jestem tego pewien, tak w ogóle nie powinnaś iść już do domu? -
- Nie! - uśmiechnęła się i wypiła do dna kufel piwa. - Gajeel może masz ochotę stoczyć ze mną jeszcze jeden pojedynek? - chłopak zauważył niebezpieczny błysk w jej oku i postanowił się wycofać.
- Nie skorzystam, dzięki -
- Cana! Chodź się ze mną zmierzyć! - szczęśliwa szybko pobiegła ze swoim pustym kuflem do kolejnego stolika.
- Co to miało być? - Gray zaśmiał się z przyjaciela.
- Nie miałem ochoty przeżywać kolejnego kaca - różowo-włosy również wybuchnął śmiechem.
- Tak właściwie jest tu gdzieś Lisanna? -
- A co nie chcesz, żeby spotkała się z Twoją nową dziewczyną? -
- Gajeel to nie tak. Natsu pewnie chce, żeby Lucy przyzwyczaiła się najpierw do wszystkich. Każdy wie jaka Lisanna potrafi być wybuchowa -
- Chyba o blondynkę nie będziecie musieli się martwić - powiedział widząc zbliżające się dziewczyny. Każda coś ze sobą przyniosła. Levy usiadła przy oknie z swoim sernikiem, Erza ze swoim ciastem truskawkowym i Lucy, biedna Lucy, która pod naciskiem nowych przyjaciółek, zwłaszcza czerwono-włosej. Musiała wziąć po kawałku każdego ciasta, by później określi, które będzie jej ulubionym.
- Zjesz to wszystko? - zdziwiony przyglądał się dziewczynie.
- Oczywiście, że nie dam rady! - westchnęła. Nagle poczuli oboje groźny wzrok, jednej z przyjaciółek.
- Lucy musi posmakować każdego ciasta! A żeby takie cuda się nie zmarnowały, ona może jeść po kęsie, a resztę zjadasz ty, Natsu! - para spojrzała na siebie. Przerażeni zaczęli stosować się do zasad. Wszyscy przyjaciele wybuchnęli śmiechem, jedynie Erza bacznie pilnowała ich, aby żaden kawałek ciasta się nie zmarnował.


Mam nadzieję, że rozdział się spodobał! :3

środa, 27 kwietnia 2016

9. " Głupota. "

Natsu stał jak wyryty. Nie mógł uwierzyć w słowa, które przed chwilą wypowiedziała blondynka.
- Jak to narzeczonego? - w końcu odważył się odezwać.
- Mój ojciec jakiś czas temu mi go wybrał. Ale ja go nie kocham! Kocham tylko Ciebie! - próbowała ratować sytuację. On musiał to wszystko przeanalizować. Usiadł z powrotem na skrawek łóżka.
- Co on Ci zrobił? - spytał, ciągle mając głowę w dół.
- Chciał się zemścić za to, że zakochałam się w Tobie i dlatego... - jej ciało znów zaczęło się trząść. Po policzkach poleciały słone łzy. Różowo-włosy spojrzał na nią. - Próbował mnie zgwałcić - wyszeptała cicho, lecz tak by ją usłyszał. Coś w nim pękło. Nie gniewał się już o to, że mu nie powiedziała. Przytulił ją i uspokajał.
- Już dobrze. Spokojnie damy sobie radę. Obiecuję, że nie pozwolę Ci tam wrócić. - wkrótce zasnęła. Była wymęczona emocjami,a przy nim czuła spokój i bezpieczeństwo. Drangeel wiedział co miał zrobić. Zadzwonił do ojca, wiedział, że pomimo piątej rano odbierze.
- Co się stało? - spytał trochę ochrypniętym głosem. Nie zastanawiając się dłużej, powie mu prawdę.
- Jude bije Lucy, a jej "narzeczony" wybrany przez Juda próbował ją zgwałcić - powiedziałem z gniewem.
- Chcesz jej pomóc? - wstał z łóżka. Wyciągnął paczkę z kieszeni i jeszcze raz spojrzał na blondynkę.
- Nie. Chcę ją mieć przy sobie. Jest moja - wyszedł z pokoju, zapalając papierosa. Nikotyna go uspokajała.
- Hmmm. Będzie ciężko, ale powiedz mi czy naprawdę ty...- dobrze wiedział, że nawet dla jego ojca będzie trudne uratowanie jego ukochanej. Mimo wszystko nie miał innego wyjścia.
- Chcę aby to ona była ze mną, jednak na razie nie planuję oświadczyn, jeśli o to pytasz. Jednak zrób wszystko, nieważne jak. - wiedział, że mu pomoże. Jednak on nie chciał czekać, nie lubił tego.
- Zrobię co mogę - rozłączył się. Wziął jakąś kartkę i niezgrabnie zapisał kilka słów. Wrócił do pokoju ukochanej. Położył karteczkę i pocałował ją w czoło. Nie mógł czekać. Wyszedł z mieszkania przyjaciółki i zadzwonił do Graya. Wytłumaczył mu szybko sytuację.
- To co jedziesz ze mną? - stał przy czarnym motorze.
- Ale teraz?! Natsu nie bądź w gorącej wodzie kąpany! Już raz byłeś sądzony, jeśli tera- wyłączył telefon i wsiał na maszynę. Nie miał zamiaru słucha Jedyne co teraz czuł to gniew i chęć zemsty. Nie będzie czekał. Nawet jeżeli miałby pójść sam. Odpalił pojazd i ruszył w kierunku willi Heartfilii. Zamierzał wyrównać rachunki. Nie wiedział jeszcze, w jak wielkie kłopoty się wpakuje.

Obudziła się późnym południem. Już trochę uspokojona wyszukiwała wzrokiem w pokoju Natsu. Wstała z łóżka i zaczęła się rozglądać po mieszkaniu.
- Natsu! - zawołała, jednak nie otrzymała odpowiedzi. Wróciła do łóżka i zaczęła poszukiwać swojego telefonu. W taki sposób natrafiła na kartkę, zapisaną przez chłopaka.
"Niedługo wrócę. 
Natsu
Ps. Nie zapomnij czegoś zjeść, lodówka do Twojej dyspozycji. Spokojnie pytałem Levy."

Faktycznie miał rację, była głodna. Usłyszała głos otwierających się drzwi.
- Lucy, wróciłam - powiedziała słyszalnie, lecz bez krzyku.
- Cześć, nie będziesz się gniewać, jeśli skorzystam z kuchni? - niepewnie, mimo wszystko zapytała.
- Oczywiście, że nie. Mogła byś mi przy okazji zrobić herbatę? Padam z nóg - usiadła na kanapie. Blondynka w tym czasie nastawiła wodę i poszukiwała w kuchni herbaty. Gdy ją znalazła na spokojnie, włożyła do kubków i zalała wodą.
- Chcesz może coś do jedzenia? - powiedziała do przyjaciółki.
- Nie, dzięki. Ale ty zjedz coś, trochę marnie wyglądasz - oceniała stan Heartfili. Poszła z jej radą i zrobiła sobie dwie, zwykłe kanapki. Usiadła obok niebiesko-włosej, podając napój.
- Nie pogniewasz się, jeśli włączę telewizor? Dziś ma być premiera filmu, opartego o moją ulubioną książkę -
- Ty też ją uwielbiasz i wyczekujesz tego filmu? Ja całkiem zapomniałam, że to ma być dziś! - znalazły wspólny język i szybko omawiały swoje najlepsze fragmenty. Levy podniosła pilota i włączyła elektroniczne urządzenie. Lucy dzięki rozmowie z nią, zapominała o przykrym incydencie. Urządzenie się łączyło i zaczął lecieć głos.  Oczywiście pierwszą rzeczą, jaka się włączyła były nudne wiadomości. Już miała je wyłączyć, lecz przeczytała nagłówek.
- Lucy czy to nie Twój dom? - blondynka była również zszokowana. Szybko pobiegła do sypiali i zabrała swój telefon. Zaczęła do niego dzwonić, patrząc na ekran. Znów się bała. Tym razem o niego.
- Tu Natsu, nie mogę odebra- rozłączyła się. Spróbowała jeszcze raz. Bez skutku. Znów poczuła szybsze bicie serca.
- Muszę iść - stwierdziła i wybiegła z mieszkania. Słyszała jak Levy protestuje i krzyczy, żeby usiadła i się uspokoiła. Ona jednak przerażona zignorowała to. Wybiegła z mieszkania w stronę swojego domu. Ludzie patrzyli na nią jak na wariatkę. Nierozczesane włosy, na boso, bez kurtki. Biegła nie przejmując się bolącymi stopami. Gdy dotarła cała spocona do domu, wszędzie było mnóstwo policji. Zaczepiła jedną z funkcjonariuszek.
- Co tu się stało? - spytała, cały czas oddychając ciężko.
- Spokojnie - położyła na jej ramieniu dłoń.
- Proszę powiedzieć mi co tu zaszło! Jestem Lucy Heartfilia! - wykrzyczała kobiecie, ona ze strachem, kto stoi przed nią. Zaczęła tłumaczyć, łamiąc przy tym przepis.
- Doszło do włamania i pobicia. Mężczyzna imieniem Sting wal -
- To mnie nie interesuje!  Co z Natsu?! - policjanta nie ukrywała swojego zdziwienia.
- Przed chwilą został zabrany na komendę, Ale był już wcześniej kary więc nie będzie tak pięknie - blondynka była cała wystraszona. Nie rozumiała, jak to wszystko jest możliwe. Upadła na kolana. To wszystko było jak jeden wielki koszmar. Koszmar z którego pragnęła się obudzić.
- Lucy! - odwróciła się i szukała źródła dźwięku. Nagle przed nią stanął Gray. - Chodź! Musimy mu uratować dupe! - złapał ją za rękę i wpakował do samochodu. Ona jeszcze przez chwilę niczego nie rozumiała. Wciąż była roztrzęsiona. To było za dużo. Tyle rzeczy w ciągu kilku godzin.Po kilku minutach szoku, gdy już zaczynała powoli wszystko rozumieć, odezwał się. - Lepiej się czujesz po wczorajszym? Wiem, że to wszystko musi być dla Ciebie nie do zrozumienia. Ale teraz ty musisz mu pomóc - prowadził. więc nie mógł zauważyć jej zdziwionej miny.
- Ty wiesz? - wyszeptała niepewnie, zaciskając dłonie w pięści.
- Natsu dzwonił rano, powiedział mi o wszystkim i prosił o pomoc. Kurwa! Nie myślałem, że pójdzie sam! - wyczuła żal w jego głosie. - Jedziemy teraz do ojca Natsu, nie masz pojęcia w jak wielkie kłopoty wpakował się - brama do posiadłości Dragneel otworzyła się i bezproblemowo zajechali pod drzwi. Nie interesowało ją nic, prócz Natsu. Martwiła się i bała, jednocześnie.
- Tędy - Gray zaprowadził ją przez korytarze, do gabinetu właściciela posiadłości. Zapukał delikatnie.
- Proszę - niepewnie weszła do środka, za to czarno-włosy pewnym krokiem.
- Wujku, on naprawdę to zrobił! - zaczął. Mężczyzna zignorował go i swoją uwagę skupił na dziewczynie.
- Witaj Lucy, proszę usiądź. Musisz być zmęczona po wczorajszych i dzisiejszych wydarzeniach. - grzecznie usiadła na fotelu. Igneel zauważył drżenie jej ramion. - Gray idź do kuchni i poproś o herbatę z melisy - ciągle zdziwiona przyglądała się mężczyźnie. Nie mogła się nadziwić jego spokoju. Przecież był jego ojcem, a Gray mówił, że nie będzie łatwo.
- Dlaczego pan jest taki spokojny? - odważyła się spytać.
- Ja? - zaśmiał się.
- Przecież jest pan jego ojcem! Dlaczego pan się o niego nie boi?! - dała się ponieść emocją i podniosła głos. Na całe szczęście Igneel był wyrozumiałym człowiekiem i zrozumiał jej zachowanie.
- Jestem kłębkiem nerwów. Bo wiesz Natsu był wcześniej karany, jednak wyrok był łagodny. Teraz uderzył osobę czystej krwi, więc kara będzie większa oraz był wcześniej karany. Sam nie wiem co mam robić i myśleć. No ale ty pewnie czujesz się gorzej. - wiąż była cała roztrzęsiona.
- Ja przepraszam... - wyszeptała i usiadła na swoim miejscu.
- Natsu zadbał, jednak o to, żebyś nie musiała wracać do posiadłości Heartfilii, jeśli oczywiście zechcesz możesz zostać u nas. Pokój jest przygotowany. Gdy się uspokoisz, spróbuję zrobić wszystko byś mogła, zobaczyć się z moim synem oraz chciałbym z tobą porozmawiać na osobności - do gabinetu wszedł przyjaciel Natsu. Podał melisę Lucy.
- Chętnie zostanę, jeśli to nie będzie sprawiać problemu. - upiła łyka napoju. Czuła jak powoli jej serce się uspokaja.
- Gray zaprowadź ją do pokoju - chciała jeszcze zapytać go o parę rzeczy, jednak gdy wstała z fotela poczuła jak ze uczuć kręci jej się w głowie. - Do zobaczenia Lucy - drzwi zamknęły się z niewielkim hukiem.
- Gray, dlaczego Natsu był kiedyś karany? - spytała licząc, że nie zakłopota to kolegi. Prowadził ją na piętro mieszkalne.
- Sam Ci powie w odpowiednim czasie. Ale to dobry chłopak. Bo wiesz po śmierci swojej matki, odciął się od jakichkolwiek ludzkich uczuć. Tym bardziej miłości. To dzięki Tobie znów wraca stary Natsu. - doszli do pokoju. Chłopak go otworzył i wpuścił dziewczynę do środka. - Pokój Natsu jest naprzeciwko, ale musze Cię ostrzec, że w tym domu mieszka też jego kuzynka. Lepiej spróbuj się z nią dogadać tylko nie daj się wciągnąć w żaden z pojedynków alkoholowych. Ta dziewczyna nie ma dna - nie rozumiała ich zachowania.
- Dlaczego ty, także jesteś taki spokojny? Przecież w samochodzie sam byłeś roztrzęsiony - zdziwiona wpatrywała się w niego.
- Przechodził przez gorsze kłopoty, jednak każdy się martwi. Tylko na swój sposób. Udało mi się uspokoić dzięki kilku słowom przyjaciółki  - ściany pokoju były pomalowane na miętowo, łóżko było zwykłe podwójne z jasną pościelą. - Odpocznij. Teraz martwienie i marnowanie sobie zdrowia nic nie przyniesie. Musisz wypocząć by mieć siłę się z nim spotkać - posłusznie wypiła do dna herbatę i zaczęła być coraz bardziej senna.
- Dobrze - powiedziała i usiadła na skraju materaca. Gdy czarno-włosy wyszedł, wstała i podeszła do okna. Nie może ciągle się nad sobą użalać. To wszystko było przez nią. Przez to, że jest taka bez silna.
- Chcę być silniejsza - szepnęła przyglądając się widokowi. Podeszła do szaf i otworzyła je. Chciała wziąć prysznic, ale najpierw musiała sprawdzić czy będzie miała się w co przebrać. Oczywiście Igneel pomyślał o wszystkim i cała komoda oraz szafa była wypełniona ubraniami. Wzięła jakąś bluzkę, leginsy czarne i bieliznę. Łazienka była cała biała, jednak dosyć sporych rozmiarów. Mieścił się prysznic oraz wanna. Tym razem nie miała ochoty na dłuższą kąpiel. Rozebrała się i przyjrzała swojemu odbiciu w lustrze. Przejechała delikatnie po ranach na podbrzuszu. Nagle przypomniało jej się, jak Natsu je całował. Chciała go jak najszybciej odzyskać. Powoli czuła jak przez jej ciało, przepływają ciepłe krople wody. Tak jakby wszystko co działo się wczoraj znikało. Po kilku minutach zakręciła wodę i zaczęła się wycierać. Niestety bluzka, którą wzięła była lekko za mała w cyckach. Nie chciało już jej się zmieniać, dlatego zignorowała to. Włosy wysuszyła i spięła w kucyka. Wychodząc z łazienki zauważyła, że ktoś jest w jej pokoju.
- Więc to ty jesteś Lucy - odezwała się brunetka. Dziewczyna czuła jak mierzy ją wzrokiem.
- Ty pewnie Cana? - szepnęła niepewnie.
- Nie bój się nie gryzę! Nawet sie cieszę, że w końcu obudziłaś w Natsu uczucia. Jestem Ci... - wzrok kuzynki jej ukochanego zatrzymał się na piersiach. - Nie jest Ci ciężko oddychać? -
- Troszkę, ale.. - nie zdążyła dokończyć bo nowa znajoma wyszła z pokoju. Po chwili wróciła z czarną bluzą.
- To Natsu, ale jestem pewna, że się nie pogniewa - podała mi ubranie. - Na co czekasz? Jesteśmy tu tylko my nie musisz się wstydzić! - Heartfilia ściągnęła ubranie i ubrała bluzę ukochanego. Była na nią za duża, ale lepiej się w niej czuła. Nawet jego zapach uspokajał ją.
- Nie nienawidzisz mnie? - Cana ze zdziwienia, aż otworzyła usta.
- Ty naprawdę obwiniasz siebie o to co się wydarzyło? - blondynka skinęła głową. - On już taki jest, narwany, niecierpliwy, ale wiem, że nie zrobił tego bez powodu. Dlatego nie ma w tym Twojej winy. Jest dorosły i nawet jeśli był bardzo chciała, nie będzie posłuszny. - mówiła co czuła. Obie przyglądały się sobie.
- Ja czuje, że to wszystko moja wina. To przeze mnie bo byłam słaba - poczuła ból głowy. Brunetka uśmiechnęła się do niej szeroko.
- Chcesz być silniejsza? Dołącz do naszego gangu! - nie myślała o tym. Ona taki słabeusz by im tylko przeszkadzała. - Jeśli chcesz stać się silniejsza to naprawdę dobre miejsce, oraz poznałabyś nowych przyjaciół. Jestem przekonana, że każdy przywita Cię z uśmiechem! - złapała za jej dłonie cała podekscytowana. - To jak? -
- No mogę, jeśli nikomu to nie będzie przeszkadzać - cała szczęśliwa zaczęła skakać. - Cana, co się teraz dzieje z Natsu? - jakoś czuła, że brunetka coś wie.
- Teraz kiedy jesteś w gangu mogę Ci powiedzieć. Planujemy właśnie jego odbicie! - Heartfilia spojrzała na nią cała zdziwiona.
- Odbicie? - powtórzyła.
- Tak , przyjaciółko. Jeśli nie odbijemy Natsu, pójdzie do więzienia na kilkanaście lat. - cały czas zastanawiała się co takiego zrobił jej ukochany, że był karany. - Przyjdę do Ciebie później, tym czasem wypoczywaj Lucy - nowa przyjaciółka zamknęła drzwi i blondynka została sama. Część jej cieszyła się, że zdobyła nową przyjaciółkę i teraz będzie należeć do gangu, jednak ta większa połowa jej martwiła się o ukochanego.
- Natsu... bądź cały - szepnęła.

Tymczasem w areszcie śledczym siedział różowo-włosy. Siedział i rozmyślał o dziewczynie z czekoladowymi oczami. Cela nie była przyjemnym miejscem, dlatego jedynie jego myśli o niej, mogły dodać mu energii. Słyszał zbliżające się kroki w jego kierunku.
- Natsu Dragneel, znowu synu musimy spotykać się w takim miejscu? - widział smutek na twarzy ojca.
- Przepraszam, jednak niczego nie żałuje. Zasłużył na to! - podszedł do krat i złapał za nie. Był wściekły, że Sting w ogóle przeżył.
- Wiem, wiem, ale do cholery mieliśmy to załatwić inaczej! - jego głos się uniósł. - wiesz w jak poważne kłopoty się wpakowałeś? - wiedział. Miał świadomość, że nawet wpływy ojca go nie uratują jak wcześniej.
- Jaki będzie wyrok? - zapytał.
- Chcą Ci dać dziesięć lat. Rozumiesz?! - wykrzyczał. Tylko Natsu widział jego złość. Syn ze zdziwienia, aż odsunął się.
- Dziesięć lat za pobicie jednego gościa, a wyrok w zawieszeniu za zabicie kilkudziesięciu rodzin. Kurwa sprawiedliwość! -


Tadam! :3 Cieszę się, że rozdziały są regularne oraz za waszą aktywność! ;)

niedziela, 24 kwietnia 2016

8. "Narzeczony"

Natsu odważnym krokiem wyszedł z wody i szybkim gestem ręki porwał koszyk. Niestety nie zdążył i poczuł jak małe czerwone mrówki, zaczynają wędrówkę po jego ciele. Z głośnym pluskiem skoczył ponownie do jeziora.
- To jeszcze nie koniec - szepnął w kierunku jedzenia. Gdy tylko pieczenie zniknęło ponowił próbę, przeniesienia koszyka. Tym razem mu się udało! Cały szczęśliwy usiadł na wcześniej przestawionym kocu przez Lucy. Poczuł jak jego wielki żołądek, domaga się jedzonka ukochanej. Powoli spojrzał do kanapek i innych rzeczy. Nagle znieruchomiał.
- Lucy!! - zaczął zaczął krzyczeć ze łzami w oczach. Dziewczyna przez cały czas siedziała na brzegu po drugiej stronie, przyglądała się zachowaniu ukochanego i śmiała. Słysząc jego krzyk wróciła do wody i płynęła w kierunku jego.
- Co się stało? - spytała próbując schować uśmiech na ustach. Był jak dziecko, przynajmniej w niektórych sytuacjach.
- One są w jedzeniu! - miał rację, przegrał z małymi owadami. Nie mogła powstrzymać się i wybuchnęła wielkim, głośnym śmiechem. Lekko zezłoszczony jej uczynkiem delikatnie ją przewrócił, znów byli w tej samej pozycji co wczoraj, gdy wyznał jej miłość. - Nie ładnie się tak śmiać - pocałował ją. Mocno i intensywnie. Po czym wskoczył do wody, ochlapując ukochaną. Ona stała i szczęśliwa, że ma go obok, zrobiła to co on.
- Ale wiesz Lucy, mamy problem, bo mrówki zajęły się naszym jedzeniem, a ja głodny już jestem - spojrzała na niego. Zrobił minę zbitego psa.
- A może ja pójdę do domu po jedzenie, a ty zrobisz w tym czasie ognisko? - poczuła chłód powietrza, na mokrej skórze. Było już późne popołudnie, a w dodatku jesień. To i tak cud, że dzięki wodzie temperatura tutaj była wyższa.
- Nie puszczę Cię samej! Zgubisz mi się jeszcze - nadymała lekko policzki ze złości.
- Dam sobie radę! - wyszła z jeziora i wzięła ręcznik z koca.
- Ale na pewno, pewno? - zapytał całując nagie ramię. Zarumieniona od jego gorącego pocałunku odwróciła się i musnęła jego wargi.
- Tak na pewno, pewno, a teraz wracaj do wody. Chyba, że już zaczniesz rozpalać ognisko - uśmiechnęła się i poszła w stronę domu. Tak naprawdę w połowie drogi zbłądziła. Nie chciała, jednak szybko się poddać i na własną rękę próbowała odnaleźć ścieżkę. Nagle zauważyła, że las się kończy. Przyśpieszyła kroki. Była ciekawa widoku. Odsunęła ostatni krzak, który zasłaniał jej widok. Przeraziła się. Znalazła ruiny miasta. Nie było ani jednej żywej istoty. Szybkim ruchem odwróciła się i chciała zapomnieć o tym widoku. Później zamierzała spytać się Natsu. Po jakiś dwudziestu minutach błądzenia, w końcu odnalazła drogę do domu. Gdy wróciła już bezproblemowo chłopak dumnie stał przy płonącym ogniu.
- Widzisz udało mi się - nie rozumiała go.
- Rozpalenie ogniska nie jest takie trudne -
- Jest gdy nie ma się zapałek! Wiesz ile się namęczyłem?! Próbowałem trzeć o kamień i drewno, o drewno - przerwała mu głośnym śmiechem. Podeszła do ubrań różowo-włosego, które leżały na kocu. Sięgnęła po spodnie i z jednej z kieszeni znalazła zapalniczkę.
- Więc mówisz, że nie miałeś zapałek? - rzuciła w jego kierunku przedmiot, cały czas się uśmiechając. Tym czasem chłopak załamany, nie odezwał się, ani jedynym słowem. Wrócili dopiero wieczorem, tym razem bardziej padnięci niż wczoraj od razu zasnęli, gdy ułożyli się w łóżku.
Ranek nadszedł szybko. Za szybko dla dwojga ukochanychktórzy wciąż smacznie spaliIch słodki  senprzerwał dzwonek telefonu chłopaka. Oczywiście go to nie obudziło, lecz pół śpiąca Lucy sięgnęła po telefon.
- Halo? - spytała. 
- Lucy? - usłyszała dość znajomy głos.
- Kto mówi? - nie mogła sobie przypomnieć.
- Gray, przyjaciel Natsu, gdzie jest ten idiota? - wyczuła gniew.
- Śpi -
- ŻE CO KURWA?! - musiała odsunąć sobie telefon, bo inaczej miałaby popękane bębenki w uszach. Wielki krzyk Graya obudził również Natsu.
- Kto dzwoni? - zapytał przyciągając do siebie dziewczynę.
- Proszę - przyłożyła mu komórkę do ucha.
- Natsu idioto! Rusz tyłek! Armia Fiore zaczęła poszukiwania Lucy! - natychmiast się podniósł. Zaczął latać po pokoju i szukać, różnorodnych ubrań.
- Lucy, pospiesz się musimy wracać - wstała i zmierzała w kierunku drzwi, aż zatrzymał ją. - A dzień dobry? - spytał i pocałował ją czule. - A teraz szybko się pakujmy! - po dwudziestu minutach, spakowani i gotowi do drogi, wsiedli w samochód. Ona po raz ostatni spojrzała w lusterko i widziała oddalający się drewniany domek, którego nigdy nie zapomni. Spojrzała na Natsu, on posłał jej tylko uśmiech, lecz dobrze widziała, że czekają ich kłopoty...

Całą podróż do stolicy śmiali się i radośnie rozmawiali. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie, a przez ten spędzony wspólnie czas, przywiązali się do siebie. Co jakiś czas Lucy zerkała w stronę chłopaka, by móc jeszcze na niego popatrzeć. Wiedziała, że musi mi o wszystkim powiedzieć, ale wolała zrobić to powoli.
- Czym się martwisz? - poczuła jak łapie ją za rękę. Odwzajemniła uścisk i spojrzała na niego, miała lekko zarumienione policzki.
- Już niczym - delikatnie uniosła swoje kąciki w górę.  Zostało im tylko jeszcze kilka minut. Dziewczyna wyjrzała przez okno. Pogoda nie była zbyt ciekawa. Czarne chmury zbierały się nad miastem. Mijając ostatni skrawek lasu ujrzała wybrzeże miasta. Jej serce zbiło szybciej. Denerwowała się rozstaniem z nim. Chciała wrócić do domku w lesie, gdzie nie istniał nikt inny, prócz ich.
- Natsu, możesz mnie wysadzić koło parku, gdzie się pierwszy raz spotkaliśmy? - nie chciała dopuścić do spotkania. Nie teraz, gdy on już wie.
- Dlaczego? - spytał podejrzliwie.
- Chciałabym wszystko sama naprawić - nagle chłopak zatrzymał samochód. Spojrzał w jej oczy.
- Jeśli coś Ci się stanie, masz mi od razu powiedzieć. Rozumiesz? - poczuła na skórze dreszcz. Martwił się o nią i to było zrozumiałe. Poczuła jak jego silne ramiona obejmują ją.
- Zgoda - pocałowała go delikatnie, lecz z wielką intensywnością. Cieszyła się, że tak o nią się troszczył. Po chwili znów ruszyli w kierunku parku.
- Jesteś pewna, że nie mam cię podwozić? Zaraz będzie padać - ciemne chmury pokryły całe niebo.
- Na pewno, dam sobie radę - byli na miejscu. Wzięła swoje rzeczy i zbliżyła się do niego. Przytuliła go. Serce jej przyśpieszyło. To już ta pora. Pora na ich pożegnanie. Natsu mocniej ścisnął ją w uścisku, czuł jej piękny truskawkowy szampon do włosów. Dziewczyna spojrzała w górę i dostrzegł w nich zbierające się łzy.
- Spokojnie, to nie rozstanie na zawsze - powiedział, delikatnie się uśmiechając.  Odsunęła go od siebie i spuściła głowę.
- Jedź już - wyszeptała. Po raz ostatni musnął jej czoło i wsiadł do samochodu. Cały czas patrzyła w oddalające się auto, aż zniknął za zakrętem. Wzięła swoje torby i ruszyła w drogę do domu. Wiedziała, że nie będzie to łatwe wyzwanie. Jednak tym razem nie była sama. On dodawał jej energii i wsparcia, którego bardzo teraz potrzebowała. Rozejrzała się po parku. Nie było nikogo. Odetchnęła z ulgą i szybko zmierzała do swojego domu. Im była bliżej tym większy rósł w niej strach. Kiedy zobaczyła z oddali swoją posiadłość, zatrzymała się. Stała jak sparaliżowana przez strach. Wiedziała, że musi zrobić krok do przodu, nie dla siebie, ale chociaż dla niego. Powoli zaczęła iść. On i jego słowa dodawały jej siły. Minęła ostatnie drzewa i została jej tylko do przejścia ulica. Zbierając w sobie całą odwagę odważyła się przejść i przekroczyć próg domu. Gdy wchodziła po schodach, drzwi otworzyły się. Jej ojciec patrzył na nią z pogardą i odrzuceniem.
- Gdyby nie to, że jesteś dzięki swojej matce czystokrwistą, wyrzucił bym Cię - odwrócił się na pięcie. - Począwszy od dzisiejszego wieczoru, zamieszkasz u Stinga. On już się Tobą zajmie - uśmiechnął się i już miał odejść, kiedy dziewczyna dała upust emocją.
- Nie. - odwrócił się zdziwiony i spojrzał na nią.- Nie będziesz mi już więcej rozkazywał! Chcę być z kimś innym! - wykrzyczała. Jude zdziwiony i rozzłoszczony sprzeciwem córki, coraz szybciej się do niej zbliżał.
- Naprawdę myślisz, że wystarczy jedno słowo? - spojrzał na nią, swoim rozszalałym wzrokiem. - Jesteś zaręczona! Nie wolno Ci się spotykać z nikim innym! - podnosił już na nią rękę, aż poczuł na niej uścisk.
- Wiedziałem, że lepiej Cię nie zostawiać samej - za Judym stał Natsu, który trzymał jego ramię.
- Natsu...-
- Gówniarzu! Puszczaj mnie! - puścił go i podszedł do Lucy.
- Nie wolno Ci jej więcej krzywdzić! - staną za dziewczyną i objął ją rękoma. - Ona należy teraz do mnie -
- Lucy, Sting przyjedzie wieczorem, a do tego czasu rób sobie co chcesz!  - mógł ją spokojnie zostawić. Zdawał sobie sprawę, że narzeczony jego córki jest gorszy od niego. Z chytrym uśmiechem wszedł do środka budynku. Tym czasem Natsu był pewien, że to już koniec,
- Łatwo poszło, co nie? - zadowolony spytał ukochaną. Ona jednak nie odpowiedziała, nie wiedziała co myśleć. Normalnie jej ojciec zrobił by awanturę, a to jego zachowanie było podejrzane. - Ziemia do Luce! - przed oczami mignęła jej dłoń chłopaka. Przytuliła go najmocniej jak potrafiła.
- Dziękuję, że przyszedłeś - szepnęła mu do ucha. Wciąż była niespokojna. Zastanawiała się nad zachowaniem ojca. Nagle różowo-włosy ją od siebie odsunął, pocałował w czoło i odwrócił, idąc w stronę wyjścia. - Cooo to miało być?! - krzyknęła do niego.
- Jestem spóźniony! Zobaczymy się później! - mówił prawdę. Dostał sms'a, że jego przyjaciele toczą bitwę z innym gangiem. Jadąc na motorze poczuł, że musi sprawdzić jak sobie daje radę jego blondynka. Był z siebie dumny, że zdążył złapać rękę gospodarza. Wsiadł z powrotem na swoją maszynę i ruszył w kierunku miejsca bitwy. Będzie mógł się przynajmniej na kimś wyżyć.
Ona cichutko weszła do środka z nadzieją niespotkania nikogo. Niestety jej limit szczęścia na dziś był wykorzystany. Na schodach spotkała swoją macochę.
- Nareszcie jesteś brzydulo! Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę w jakim świetle nas postawiłaś?! Rodzice, którzy doprowadzają do ucieczki swojego dziecka! - Lucy z początku chciała przejść obok ignorując jej słowa, jednak teraz powiedziała coś co wywołało u niej białą gorączkę.
- Nie jesteś moim rodzicem! Nigdy nie będziesz więc stul pysk! - wrzasnęła na cały hol. Kłótnię usłyszał Jude, który natychmiast się pojawił na miejscu.
- Lucy! Idź do swojego pokoju, już i tak za dużo zamieszania narobiłaś! Minako odpuść, to TYLKO moja córka, sam dam sobie radę! - obie posłusznie zrobiły co kazał. Nawet macocha miała respekt do swojego męża. Po kilku sekundach blondynka była bezpieczna w swoim pokoju. Podeszła do okna. Położyła dłoń na szkle i zauważyła pierwsze krople deszczu. Cały czas myślała o Natsu i zachowaniu ojca. Coś w jej sercu nie dawało jej spokoju. Usiadła na krześle i wyciągnęła swoją sekretną powieść. Lubiła pisać, uspokajało ją to. Mogła wylać wszystkie swoje emocje na papier. Przeczytała zadowolona ostatnie zdanie i już po chwili zapisywała mnóstwo słów, w ten sposób spędziła kilka godzin. Nagle ktoś z hukiem wszedł do jej pokoju. Lekko przestraszona odwróciła się w ich stronę. Blondyn szybko szedł i podszedł do niej. Nie zdążyła nic powiedzieć, poczuła tylko uścisk na szyi.
- Jak śmiałaś mnie tak ośmieszyć! - rzucił ją z całą siłą na łóżko. - Moja dobroć się skończyła! - mimo strachu zaczęła mu się wyrywać i szarpać, aż poczuła jak przygniata jej dłonie do materacu. Bała się, chciała by Natsu ją uratował, ktokolwiek. Sting na chwilę puścił jej lewą dłoń i zaczął podnosić bluzkę Lucy.
- Nie dotykaj mnie! - udało jej się wykorzystać szansę. Zepchnęła go i uderzyła w twarz. Miała łzy w oczach. On tylko jeszcze bardziej rozzłoszczony chciał ją coraz mocniej skrzywdzić. Udało mu się jeszcze raz uwięzić dziewczynę. Tym razem wiedział, że nie może sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Rozerwał jej bluzkę, która odsłoniła biały z koronką stanik. Serce niemal wyskoczyło jej z piersi.
- Zła dziewczynka, chciałem być delikatny, ale nie zasłużyłaś na to - prawą ręką trzymał dłonie blondynki, a drugą ściągał jej spodnie. Nie należało to do łatwiejszych wyzwań, ponieważ się szarpała. Kiedy została już w samej bieliźnie z rozerwaną bluzką, już miała ochotę poddać się, lecz wtedy przypomniała sobie jego słowa i twarz. Kochała go. Jeszcze raz spojrzała na narzeczonego. Całował jej podbrzusze, czasem przygryzając jej delikatną skórę do krwi. Chciał zadać jej jak najwięcej bólu. Ona zauważyła nagle wyjście z sytuacji, jednak musiała jeszcze chwilę wytrzymać. Sting widząc, że jakoś znosi to z godnością postanowił posunąć się dalej. Wyciągnął jedną z piersi dziewczyny i zaczął przygryzać sutek. Mimo wszystko to go nie usatysfakcjonowało, zbliżył swoją twarz do dziewczyny i spojrzał w jej oczy, napełnione nienawiścią i łzami.
- Powiedz, że mnie pragniesz -
- Nienawidzę. - z chytrym uśmiechem brutalnie pocałował ją. Nie tak jak Natsu sprawiając jej przyjemność. Ten pocałunek sprawiał jej ból, jednak dzięki niemu nadarzyła się okazja. Lucy z całej siły podniosła nogę i walnęła blondyna w krocze. Nie marnując ani sekundy złapała za telefon i wybiegła. Biegła nie zważając na to jak jest ubrana. Zatrzymała się dopiero w parku, ale wiedziała, że jeśli będzie tu dłużej znajdą ją. Ale gdzie mogła się schować?  Nagle dostała olśnienia do szkoły! Nie powinni jej tam szukać, a szkoła o tej porze była już opuszczona. Kiedy tylko dotarła do budynku znalazła jakieś miejsce na kryjówkę. Udało jej się. Była z siebie dumna, ale jednocześnie zalała się łzami. Tak bardzo się bała. Gdyby nie tamta okazja... Nawet nie mogła o tym myśleć. Sięgnęła po telefon i wybrała numer. Nie miała nikogo do kogo mogłaby pójść w takim stanie. Na pewno nie chciała by Natsu ją taką zobaczył. Zadzwoniła do Levy. Czuła, że odnajdzie wsparcie w tej małej osóbce. Brak całego ubrania i deszcz wywołały dreszcze na jej ciele. Miała tylko nadzieję, że niebiesko-włosa odbierze. Było już późno...
- Halo? - usłyszała zaspany głos.
- Levy przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze, ale mogła byś mi pomóc? - starała się brzmieć normalnie, ale przez płacz jąkała się. Koleżanka nie potrzebowała nawet chwili na zastanowienie.
- Gdzie jesteś? Zaraz przyjadę po Ciebie - roztrzęsiona powiedziała i rozłączyła się. Kilka minut później Levy przyjechała pod szkołę.
- Nie mogłaś so- chciała dokończyć, lecz widząc w jakim stanie i ubiorze jest dziewczyna, nie dokończyła. Pomogła jej wstać i zabrała do samochodu. Żadna z nich się nie odezwała. Lucy ciągle płakała. Wchodząc do mieszkania Levy nie wiedziała co robić. Co ma powiedzieć? Jak się zachować? Nagle z rozmyślań wyrwał ją roztrzęsiony głos blondynki.
- Mogę się wykąpać? - spytała cichutko.
- Oczywiście! Mam prysznic, ale mam nadzieję, że nie będzie Ci to przeszkadzać - zaprowadziła ją do łazienki. Martwiła się o nią. Usiadła na kanapie i zastanawiała się. Wyciągnęła komórkę i zadzwoniła do chłopaka.
- Co się stało? - zapytał ciut zdziwiony, rzadko Levy do niego dzwoniła.
- Chodzi o Lucy, zadzwoniła po mnie, żebym jej pomogła, ale ja sama nie wiem co robić - jej ciało zaczęło się trząść. - Znalazłam ją przy szkole, była w samej bieliźnie i rozerwanej bluzce. Nie odzywa się i ciągle płacze - z jej własnych oczu poleciały łzy. Martwiła się o nią.
- Jest teraz u Ciebie? - usłyszała w jego głosie powagę.
- Tak - szepnęła słysząc, że szum wody ustał.
- Zaraz będę - blondynka w ręczniku wyszła z łazienki. Levy otarła szybko łzy by ich nie zauważyła i spróbowała się do niej uśmiechnąć.
- Poczekaj zaraz znajdę dla Ciebie jakieś ubrania - podeszła do komody i zaczęła szukać. Na szczęście udało jej się znaleźć za dużą na nią bluzkę i spodenki, jej cioci. - Proszę - podała jej. Wciąż wyglądała marnie nie mogła się uspokoić, a z jej oczu ciągle leciała ciecz. Po chwili przebrana usiadła na kanapie. Ubrania pasowały, jednak Lucy nie zważała na nie. Zwinęła się w kłębek i ciągle próbowała uspokoić. Niebiesko-włosa usłyszała pukanie do drzwi, wiedząc kto to szybko go wpuściła.
- Gdzie ona jest? - spytał, był cały spocony i zdenerwowany.
- Tam - wskazała mu salon. Nie przejmując się zbytnio, że jest u kogoś w domu, wszedł do pomieszczenia i podbiegł do ukochanej. Przytulił ją i zaczął głaskać po głowie. Widział, że jest w złym stanie.
- Natsu! - krzyknęła. Wtuliła się w jego tors i pozwoliła sobie wybuchnąć, głośnym płaczem.
- Już dobrze, ciii - próbował ją uspokoić. Sam był bardzo zdenerwowany nie wiedział co się dokładnie stało. Ale wiedział jedno. Nie wybaczy temu, kto ją tak skrzywdził. Po kilku minutach zasnęła w jego ramionach. Właścicielka domu wskazała mu łóżko, na którym położył śpiącą Heartfilę. Usiadł przy niej na skrawku materaca i wpatrywał się w jej zaczerwienione, i podpuchnięte od płaczu oczy.
- Teraz ktoś mi powie co się stało? - spytał, spoglądając kącikiem oka na przyjaciółkę.
- Sama nie wiem dokładnie - podała mu kubek z kawą. - Zadzwoniła do mnie cała zapłakana. Gdybyś ją tylko widział w jakim stanie była, gdy ją znalazłam. Miała na sobie tylko bieliznę i rozerwaną bluzkę. Nie wiem co się stało, ale na pewno nią wstrząsnęło. - popijając łyk kawy ciągle się jej przyglądał. - Pójdę spać do innego pokoju. Jutro jest szkoła i wiesz. Ale ty możesz zostać na noc, nawet bardziej... Chciałabym żebyś był przy niej - wyszeptała ostatnie zdanie i opuściła pomieszczenie. On nie zamierzał się nigdzie ruszać. Już raz ją zostawił i teraz ma tego konsekwencje.
- Przepraszam - całą noc trzymał jej rękę, jakby chciał przekazać jej, że jest tu i może spokojnie spać. Złość się w nim gotowała, ale musiał poczekać, aż się obudzi. Wtedy powie co się stało i naprawdę zrobi krzywdę osobie, która ją doprowadziła do tego stanu. Zmęczony emocjami walczył ze swoją sennością. Niestety wygrała i zdrzemną się na chwilę. Akurat wtedy obudziła się z krzykiem Lucy.
- Jestem tu - powiedział widząc, że otworzyła oczy. Spojrzała na niego. Do oczu zaczęły napływać jej łzy. Wstydziła się, wstydziła się tego, że była tak bezsilna i bezbronna.
- Ja... przepraszam - wyszeptała cichutko. Chłopak zdziwiony wstał i objął ją najmocniej jak potrafił.
- Nie jesteś sama i nie przepraszaj. Nie masz za co - odsunęła go lekko i podniosła bluzkę, by mógł zobaczyć jej rany na podbrzuszu.
- Przepraszam za to... On był zbyt silny, ale udało mi się uciec! - mówiła jakby chciała się usprawiedliwić. Różowo-włosy jeszcze raz odsłonił jej brzuch i pocałował, każdą z ran.
- Kto Ci to zrobił? - jego głos brzmiał łagodnie, lecz z powagą. Wiedziała, że musi mu powiedzieć.
- Sting. Sting Eucliffe, mój narzeczony. - jego źrenice rozszerzyły się. Odsunął się i wstał z łóżka cały czas patrząc na Lucy.


Jak mogliście już zauważyć, postanowiłam dołączyć do kilku katalogów i spisów, pojawiła się ankieta, a także mój profil się zmienił. Uuu tyle zmian! :3 Dziękuję z całego serca tym, którzy na bieżąco czytają, a najmocniej tym którzy komentują! Kochani nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy <3 Włożyłam w tego bloga najwięcej serca. Mam nadzieję, że się opłaci. :3

piątek, 22 kwietnia 2016

7. "Wodospad cudów"

Spędzili ze sobą kilka przyjemnych dni. Wstała wczesnym rankiem, lecz nie jako pierwsza. Natsu już od wschodu słońca, dzień w dzień ciężko trenował. Co ona mogła innego robić? Czekała tylko na niego z uśmiechem i śniadaniem, nie mając pojęcia, jak bardzo mu pomaga. Była pewna, że jest bezużyteczna. Chciała mu pomóc, podziękować, ale za każdym razem gdy tylko ich oczy się spotkają, na jej policzkach pojawiają się rumieńce. Czuła, że darzy go wielkim uczuciem. Sama jednak przed sobą, otwarcie nie mogła przyznać się do tego, że go kocha. Już za dwie noce, ich wspólne dni się skończą, rozejdą się w różne drogi, czy nigdy się nie spotkają więcej? Nie chciała tego, naprawdę pragnęła tu zostać, z nim. Gdyby tylko nie była zaręczona, albo Sting nie groziłby jej śmiercią ukochanego, natychmiast padłaby w ramiona różowo-włosego. Dopiero teraz zaczęła rozumieć, że tym samym, oznajmiła sobie,co do niego czuje. Ale czy miłość musi być tak ciężka i bolesna? Z jej czekoladowych oczy zaczęły wypływać łzy. Nie chciała wracać do tego okrutnego świata. Podeszła do okna i otworzyła je, czuła nie tylko teraz świeże i czyste powietrze, ale mogła również skrycie na niego popatrzeć. Nagle przez głowę przeszła jej myśl. Może by wyznała mu swoje uczucia? Już szczęśliwa, wpatrywała się w widok i marzyła o tym, jak jej uczucie zostaje odwzajemnione i zostaną tutaj, w domku. Urodziłaby mu gromadkę  dzieci i żyli by sobie w tym ich magicznym miejscu. "Zabiję go bez wahania" Te słowa nie dawały jej spokoju. Tylko to ją powstrzymywało nad wyznaniem mu swoich uczuć. Wiedziała do czego zdolny jest Sting, oraz że znalazłby ich, nie ważne po jakim czasie, ale znalazłby i zabił Natsu. Tego nie chciała za wszelką cenę. Odeszła w stronę drzwi, musiała przygotować dla niego śniadanie. Zeszła do kuchni i ubrała fartuszek. Chciała dać z siebie wszystko, włożyć serce we wszystko co dla niego robiła. Wyciągnęła składniki, wyrobiła masę naleśnikową i chwilę później je smażyła. Przyszykowała stół, kładąc różne konfitury. Kiedy skończyła pozostało tylko zawołać chłopaka. 
- Natsu! - zawołała z ganku. Wiedziała, że usłyszał. Nie martwiąc się wróciła do kuchni i zaczęła sprzątać patelnię oraz miskę. 
- Jestem, idę wziąć kąpiel i zaraz będę - był cały przepocony, najchętniej od razu by usiadł i zjadł, ale przy Lucy starał się wypaść dobrze. Przez całe poprzednie dni starał się jak najbardziej zbliżyć do ukochanej. Pragną by go pokochała i za każdym razem gdy był już blisko wyznania swoich uczuć, ona nagle go od siebie całkowicie odpychała. Nie rozumiał tego, ale pomimo wszystko się nie poddawał. Dzisiejszy dzień będzie jego ostatnią próbą. Wszedł do wanny i szybko się wykąpał, i ubrał. Chciał żeby była tylko jego. Przez cały ten wyjazd jeszcze bardziej był zdecydowany. Każda chwila, nawet sekunda z nią były wspaniałe. Jedynym jego zmartwieniem był jej powrót do domu. Co jeśli Jude, dalej będzie ją krzywdził? Nie chciał na to pozwolić. Kochał ją. Swoim sercem i każdą cząstką ciała. Chciał ją mieć przy sobie, uśmiechniętą i z patelnią w dłoni. Zaśmiał się wchodząc do kuchni. 
- Pysznie pachnie - usiadł razem z nią do stołu i zaczęli zjadać śniadanko. Oboje do siebie coś czuli, jednak jak to mówią miłość jest ślepa. Dlatego żadne nie zauważyło, że druga osoba czuje to samo. Po skończonym posiłku, Natsu zaczął wprowadzać w życie swój plan. 
- Dziękuje za posiłek, Lucy masz może ochotę coś zobaczyć? - spytał z niecnym uśmieszkiem. 
- No dobrze...- widząc jego błysk w oczach, niepewnie się zgodziła.
- Więc idziemy! - złapał ją za rękę i wyszli z domu. Oczywiście nie słuchał jej protestów o tym, że musi wracać bo nie posprzątała, ani się jeszcze nie spakowała. Ostatniego jej zdania nie chciał słuchać. Bolało go to, że będzie musiał się z nią rozstać. Ale nie zamierza się poddać! Będzie walczył o to, żeby go pokochała! Szli już dłuższy czas, a Lucy coraz głośniej słyszała sum wody. Po trzydziestu minutach byli na miejscu. Czekoladowe oczy dziewczyny napełniły się zdziwieniem.
- Jak tu pięknie! - u jednej z gór wydobywało się źródełko, które później zamieniało się w rzekę, a teraz w śliczny wodospad z jeziorem u podnóża gór. Gdy tylko chmury opuściły słońce, a jego promienie dotarły do wody pojawiła się duża i wyraźna tęcza.
- Magiczny widok prawda? - spojrzała na niego. Wydawałoby się nieprawdopodobne, a jednak! Widziała w jego oczach jak ceni to miejsce i jak na nie patrzy. Nagle chłopak zaczął się rozbierać.
- Cooo ty robisz?! - speszona odwróciła szybko wzrok.
- Jak to co? Teraz jest najlepsza pora roku, szkoda było by to zmarnować! - wskoczył do wody. Dziewczyna nie była co do tego przekonana, jednak ten wodospad, tęcza, to wszystko było tak przekonujące, że szybko poszła w ślady chłopaka i zostając na bieliźnie wskoczyła na taflę wody. Czuła jak ryby pływają między jej nogami, ocierając się o jej skórę. Na początku się bała oraz krzyczała, przez co Natsu się z niej śmiał, ale wkrótce całkowicie przyzwyczajona pływała razem z nim. Kochała go, najmocniej na świecie, a on ją. Spędzili cały dzień nad jeziorem, gdy leżeli na trawie przy zachodzie słońca, pierwsza odezwała się ona.
- Teraz już wiem, gdzie zniknąłeś ostatniego wieczoru - spojrzała na niego. nie przeszkadzało już jej, że jest na samej bieliźnie. Wiedziała, że nic jej nie zrobi, nawet jeśli by tego bardzo chciała. Czyny muszą iść za miłością. 
- To jeszcze nie koniec, poczekajmy, aż się ściemni - zdziwiona, zaufała mu. Położyła się i przymknęła oczy, była już lekko zmęczona. Natsu cały czas wpatrywał się w nią. Miał wielką ochotę teraz podejść i złożyć na jej malinowych ustach pocałunek. To była jedyna taka szansa przy idealnym nastroju i miejscu. Miejscu gdzie byli sami. Teraz albo nigdy! Zdecydował, powoli zbliżył się do niej. Heartfilia słysząc szmer trawy, otworzyła oczy i zobaczyła nad sobą chłopaka. 
- Coś się stało?- jej serce przyśpieszyło, jego również. Wpatrywali się sobie. Ona w jego zielone tęczówki, a on w jej czekoladowe oczy. Zauważyła jak na jego policzkach pojawia się mocny rumieniec. On zebrał w sobie całą odwagę jaką miał, odniósł nawet wrażenie, że łatwiej się bierze udział w nierównych walkach niż wypowiada te słowa, ale teraz już nie było odwrotu. 
- Lucy... kocham Cię - udało mu się to powiedzieć, zbliżył swoją twarz do jej i delikatnie, jakby chciał odczuć czy będzie stawiać opór, musnął jej wargi. Lucy nie stawiała oporu wręcz, zapomniała teraz o całym świecie. Oddała pocałunek pogłębiając go, ze szczęścia popłynęły jej łzy z oczu. Kiedy różowo-włosy podniósł głowę, jego twarz była cała czerwona, jednak odważył się spojrzeć na ukochaną.
- Dlaczego płaczesz, głupia? - uśmiechnął się, a całe napięcie pozostało wspomnieniem. 
- To ze szczęścia - przetarła swoje oczy dłonią, przytuliła się do niego. Nagle usłyszeli za sobą bąbelki.
- Właśnie na to czekałem! - wstał i wziął swoją księżniczkę na ręce.
- Natsu? - nie zdążyła krzyknąć, oboje byli już w wodzie. Temperatura wzrosła i powstały gorące źródła, a ostatnie tego roku świetliki oświetlały całe jezioro. Chłopak postawił dziewczynę i od tyłu przytulił. 
- Posłuchaj, jesteś jedyną osobą na tym świecie, która mnie tu trzyma. Jesteś jedyną przy której znów mogę się uśmiechać, jesteś jedyną którą kocham ponad wszystko. - złożył delikatny pocałunek na jej barku i szyi. - Nie pozwolę Cię więcej skrzywdzić, chodź byś krzyczała, że mam się wynosić, nigdy tego nie zrobię. Będę na zawsze Twój, nawet jeśli mnie nie będziesz już chciała. Będę Cię bronił, nawet własnym ciałem - odwróciła się w jego stronę i dotknęła jego policzków. Patrzeli sobie w oczy, a on kontynuował. - To serce - wziął jej rękę z policzka i przyłożył do miejsca, w którym biło - Bije tylko dla Ciebie, zapamiętaj to wszystko, bo drugi raz już tego nie powiem. - przytulił ją do siebie, a ona znów zaczęła płakać ze szczęścia. 
- Dziękuję - wiedziała, że sporo odwagi i siły psychicznej wymagało od tego narwańca te słowa. 
- Kocham Cię - wplątał swoją dłoń w jej włosy, tym razem to ona złączyła ich usta w długim i namiętnym pocałunku. Kochali się i teraz tylko to się liczyło, nie przeszłość, ani przyszłość, tylko chwila obecna. - Bądźmy już zawsze razem - szepnął jej do ucha. Oboje zarumienieni jeszcze przez chwilę musieli się nacieszyć sobą. Oczywiście wszystko co dobre, szybko się kończy. Tą piękną i romantyczną chwilę przerwał im głos żołądka chłopaka.
- Wracajmy do domu - powiedziała śmiejąc się pod nosem. On nie chciał jej na to pozwolić, przyciągnął ją do siebie i jeszcze raz przytulił. 
- Boję się, że jak cię teraz puszczę to mi znikniesz, jak we snach - 
- Jestem tu i jestem prawdziwa - złączyli swoje usta tym razem w o wiele gorętszym pocałunku. - To Ci wystarczy jako dowód? - spytała uśmiechając się.
- Tak - czule pocałował ją w czoło. Ubrali się i ruszyli do lasu. Natsu wziął ją na barana.
- Co ty robisz?- spytała ciut zażenowana.
- Będziesz patrzeć czy się nie zgubiliśmy - odwróciła się, po raz ostatni patrząc na magiczne miejsce wspomnień. 
- Wrócimy tam jutro? - spytała z cichą nadzieją.
- Jeśli tylko będziesz chciała - odpowiedział ze szczęściem w głosie. Dotarli do domu bez żadnych kłopotów. Wchodząc coś zjedli i poszli na górę. Nagle chłopak złapał ją za rękę.
- Chodź do mnie,  chcę Cię mieć przy sobie - spuścił głowę by ukryć rumieniec.
- Tylko wezmę kąpiel i się przebiorę - bez żadnych sprzeciwów. Wiedziała, że chodzi mu tylko o spanie razem (tak, tak zboczuszki nic się nie będzie działo XD) . Natsu w tym czasie przebrał bokserki i obgarnął pokój. Miał tylko nadzieję, że Lucy nie oszaleje widząc bałagan i nie zmarnuje całej nocy na sprzątanie. Kiedy usłyszał, że wychodzi, znów mu mocniej zabiło serce. Ona pierwszy raz była w jego pokoju, w ciemnościach wydawał się być normalny. Jedynie blask księżyca oświetlał łóżko i chłopaka, stojącego przy oknie. 
- Coś się stało? - spytała. 
- Nie, po prostu jestem szczęśliwy - podszedł i przytulił ją.- Nie chcę cię wypuszczać z moich rąk - 
- To nie wypuszczaj - ona także tego pragnęła. Dopiero teraz odczuli zmęczenie po całym dniu nad wodą. Położyli się i różowo-włosy dalej ją tuląc, cieszył się bliskością ich ciał. Ona natomiast jeździła palcami po jego wszystkich bliznach i po już prawie zagojonej ranie, ze smutkiem w oczach.
- Nie patrz tak -
- Tyle razy zostałeś skrzywdzony - spojrzała w jego dzikie zielone oczy.
- Ale przeżyłem, dzięki temu jestem silniejszy - przyciągnął ją do siebie jeszcze mocniej.
- Obiecujesz mi, że cię nie stracę? - zapytała, zbliżając swoją głowę do jego serca.
- Obiecuję. - po raz ostatni, złożył na jej ustach pocałunek. Niedługo oboje zasnęli, śniąc o życiu razem. Nad świtem poczuła jak ramiona, które całą noc ją otulały, uciekają. Otworzyła niechętnie oczy i zobaczyła wstającego z łóżka chłopaka. Podniosła się i złapała za jego dłoń.
- Obudziłem Cię? Przepraszam - uśmiechnął się. 
- Wracaj spać. - szepnęła tuląc się do jego pleców.
- Nie mogę, muszę trenować, ale ty możesz jeszcze pospać - odwrócił się i ją przytulił.
- Jak chcesz - pocałowała go w policzek i objęła rękoma poduszkę. Kiedy tylko usłyszała jak drzwi się zamykają, od razu wstała. Rozejrzała się po pomieszczeniu. Bałagan był tu na pierwszym miejscu. Ściany były koloru niebieskiego, a cały pokoju zupełnie by inaczej wyglądał, gdyby było wysprzątane. Wróciła do siebie po ubrania i wyszykowana w fartuszku, i rękawiczkach była przygotowana do bitwy. Wróciła do brudnej sypialni i zaczęła sprzątać. Usuwając wielką stertę ubrań, dało się zauważyć skrawek dywanu, który prawdopodobnie był kiedyś koloru białego. W pewnych momentach, miała ochotę się poddać, jednak udało jej się wytrwać do samego końca. Teraz pokój Natsu wyglądał całkiem inaczej. Umyte okna wpuszczały o wiele więcej światła, został odnaleziony granatowy fotel i ciemne drewniane biurko. Wszystko miało swoje miejsce. Zadowolona z siebie przebrała się, tym razem przygotowana w strój kąpielowy. Zeszła do kuchni, to była pora ich wspólnego śniadania, ale postanowiła dziś trochę później go zawołać. Przygotowała sobie koszyk, znalazła jakiś kocyk i zaczęła robić piknikowe jedzenie. W końcu powiedział jej, że mogą dziś pójść jeśli będzie chciała. 
- Lucy! Wstawaj bo - wrócił do domu, trochę zdziwiony, że blondynka pierwszy raz nie wołała go na posiłek. 
- Tutaj jestem - przerwała jego krzyki. 
- A co ty robisz? - zapytał widząc wielki zapakowany koszyk.
- Przygotowałam się, by więcej twój żołądek nam nie przerywał. - uśmiechnęła się. Wskazała chłopakowi gestem ręki na stół, aby usiadł. Ona jeszcze przez kilka sekund, musiała dosmażyć jego omleta. 
- Proszę - podała mu nałożone jedzonko. Oczywiście pierwsze co zrobił, było zjedzenie wszystkiego. Odszedł od stołu i włożył talerz do zlewu. Następie najedzony pochylił się nad dziewczyną.
- Dziękuję - pocałował ją czule w policzek. - Pójdę się przebrać na górę, a potem możemy iść - zastanawiała się, jaka będzie jego pierwsza reakcja po zobaczeniu pokoju. Nagle poczuła przygnębienie. Już jutro wracają. Musi w pełni wykorzystać dzień! Pocieszyła samą siebie i wstała. Nagle usłyszała krzyk. Szybko, wbiegła po schodach. W drzwiach wciąż stał Natsu.
- Coś nie tak? - spytała.
- Zobacz! Dywan! Byłem pewien, że zginął lata temu! - lekko załamana, spojrzała w jego uśmiechniętą twarz. - Widać, że się napracowałaś. To co teraz idziemy nad wodę? - złapał ją za rękę i pociągnął z powrotem do kuchni. Wziął koszyk w jedną dłoń, a drugą wciąż trzymał, zarumienioną Heartfilię. 
- Natsu zwolnij! - powiedziała nie mogąc złapać oddechu. Poczuła jak przyciąga ją i obejmuje ramieniem o biodro. 
- Ładnie poproś - uśmiechnął się. Widział jak na jej delikatnej twarzyczce pojawiają się rumieńce.
- Proszę - nie satysfakcjonowało go to.
- Ładniej - jego uśmiech był coraz szerzy.
- Ładnie proszę? - 
- Jeszcze ładniej? - miała już dosyć tej zabawy.
- Oj zamknij się już - zamknęła jego usta pocałunkiem. Był długi i namiętny. - To co idziemy? - spytała robiąc pierwsze kroki do przodu. Chłopak lekko zaskoczony, lecz pozytywnie, ruszył za nią. Po chwili dotarli do swojego magicznego miejsca. Mieli jednak oboje świadomość, że to ich ostatni dzień wolności. Natsu szybko się rozebrał do kąpielówek i wskoczył do wody. Tym czasem dziewczyna rozłożyła koc i ułożyła koszyk w bezpiecznym miejscu. Nie mogła uwierzyć, że nawet w jesień tutaj może być tak gorąco, od nocnych źródeł. 
- Lucy! Mam pomysł! - wybiegł z wody z długim kijem. - Masz może sznurek? - chwilę przeszukała koszyk i znalazła włóczkę.
- Wystarczy? - uradowany zaczął robić wędkę.
- Zobaczysz jaki wielki złowię nam obiad! - usiadł przy brzegu i zarzucił z całej siły sznurek. Lucy tylko siedziała za nim i pod nosem śmiała się. Wątpiła, że narwaniec wytrzyma tak długo i coś złowi. Tymczasem ku jej wielkiemu zaskoczeniu chłopak był nie ugięty, ponad godzinę siedział bez ruchu i słowa. Nagle zauważyła, że naprawdę wędka zaczęła drgać.
- Huuura! Mam rybę! - szybkim ruchem wyciągnął koniec sznurka. Wielkie rozczarowanie pojawiło się na jego twarzy, kiedy zobaczył zdobycz. Lucy wręcz nie mogła powstrzymać się od śmiechu.
- Jestem ciekawa jak najesz się rybką, która ma trzy czy cztery centymetry! - różowo-włosy wypuścił rybkę z powrotem do wody i powalił Lucy na koc.
- Ładnie to tak się śmiać? - zaczął ją gilgotać. Dziewczyna płakała, błagała i krzyczała, lecz on był nie ugięty, aż poczuł ból w prawej stopie. Spojrzał i zaniemówił. 
- Jak mogłaś położyć kocyk obok mrowiska?! - jak najprędzej wskoczył do wody. Heartfilia szczęśliwa dołączyła do niego. 
- Wiesz, że Cię kocham? - spytała patrząc w jego oczy.
- Wiem, ja Ciebie też - już miał ją pocałować, gdy on przyłożyła mu palec do ust.
- Ale twojego jedzenia przed mrówkami ratować nie będę - musnęła jego policzek. Tym czasem Natsu musiał dokonać życiowego wyboru. Ratować jedzenie i być udziobanym przez czerwone mrówki, czy pozwolić, żeby pozbawiły go jedzenia Lucy? O to jest pytanie. 



Zaczynamy przygodę! :3 <3 Dzisiaj trochę luźniej, ale z najważniejszymi momentami :3 Dziękuje za wszystkie komentarze <3 

środa, 20 kwietnia 2016

6. "Znalazłem ją"

Dokładnie po godzinie jazdy byliśmy na miejscu. Co jakiś czas spoglądałem na dziewczynę. Nie miałem innego wyjścia i musiałem obudzić, słodko śpiącą Lucy.
- Halooo, pobudka - mówiłem i delikatnie nią potrząsałem. Obudziła się i zaczęła rozglądać. - Mamy chwilę przerwy, musimy kupić sobie ubrania na zmianę i żywność. Gotowa? - spytałem trochę nie pewnie, widząc jej wyraz twarzy. Po chwili całkowicie się wybudziła i cała podekscytowana wysiadła z auta.
- Jak tu pięknie! - miała rację, Oshibana była starym, dobrze położonym miastem.
- To co rozdzielamy się i widzimy się za jakieś pół godziny? -
- Pewnie! - była radosna i zaciekawiona.
- Więc...- chciałem coś powiedzieć, lecz jej już nie było. No trudno. Poszedłem do sklepu z odzieżą, kupiłem parę spodni, dwie bluzki, bieliznę i bluzę. Od razu się przebrałem w nowe rzeczy, a stare wyrzuciłem. Ciężko było mi się rozstać z moją ukochaną parą dresów, lecz były całe zakrwawione i zniszczone, po wczorajszej walce. Spojrzałem na czas, miałem jeszcze spokojnie dwadzieścia minut. Wszedłem do marketu i kupiłem różnego rodzaju żywność, od zupek chińskich do bakłażanów. Zakupy zapakowałem do bagażnika, w którym temperatura była najchłodniejsza. Teraz zostało tylko czekać na powrót Lucy. Mam nadzieję, że nikt jej nie rozpoznał. Wyciągnąłem z samochodu czarne, przeciwsłoneczne okulary oraz paczkę papierosów. Zapaliłem jednego z nim. Spojrzałem w błękitne bez chmurne niebo, delektując się nikotyną. Nie byłem pewny co do tego wyjazdu. Miałem wątpliwości, żeby jechać akurat w "to" miejsce. Pogrążony w swoim myślach, nie zauważyłem zbliżającej się Lucy.
- Nikt Ci nie mówił, że to nie zdrowe? - blondynka podeszła i zabrała mi papierosa, po czym go zniszczyła. Była ubrana w czarne spodnie i pomarańczową bluzkę na ramiączkach. Wyglądała dosyć seksownie, gdy jedno z nich opadło. Kurde. Skarciłem się za swoje myśli i wróciłem do tematu mojego papierosa.
- Nie myśl sobie, że mnie tym powstrzymasz. Mam jeszcze całą paczkę - uśmiechnąłem się. Przez chwilę była załamana, lecz zauważyłem niebezpieczny błysk w jej oku.
- Więc, całą naszą wycieczkę nazwijmy "obozem przetrwania bez papierosa Natsu"! - poczułem jak próbuje wyrwać mi opakowanie.
- Ale dlaczego zaraz "obóz przetrwania"? Nie potrzebuję tego, nie jestem uzależniony. - lekko odepchnąłem ją i skrzyżowałem ręce w geście obrazy.
- Więc wytrzymasz bez papierosa? - nasze oczy się spotkały. Widziałem, że chciała mnie przechytrzyć. Jednak patrząc w jej czekoladowe radosne oczy, chciałem zrobić jej przyjemność.
- Pewnie - podałem jej paczkę. Dopiero teraz, gdy cała szczęśliwa ruszyła się, zauważyłem za nią, wiele, wiele torb. - Wykupiłaś cały sklep czy jak? - westchnąłem, nie doczekując się odpowiedzi. Blondynka wsiadła do samochodu, a ja musiałem uporać się z jej zakupami. W co ja się wpakowałem? Połowę torb ostrożnie ułożyłem w bagażniku, a resztę na tylne siedzenia. Ile dziewczyny potrafią kupić? Spojrzałem na zegarek.
- Lucy, gotowa? - spytałem wchodząc do samochodu.
- Oczywiście - dziewczyna założyła czerwone okulary przeciwsłoneczne. Odpaliłem silnik i ruszyliśmy w drogę. Uśmiechała się i była szczęśliwa, jednak musiałem jej powiedzieć.
- Lucy, muszę Ci coś powiedzieć. - radość zaczęła znikać z jej twarzy.
- Słucham? - wyczułem smutek w jej głosie.
- Twój ojciec zgłosił Twoje zaginięcie i obecnie jesteś poszukiwana w cały Fiore. - pozwoliłem sobie zerknąć na nią. Wydawało mi się, że jakby odetchnęła z ulgą.
- Ale ty znasz miejsce gdzie będę bezpieczna, inaczej nie zgodził byś się mnie zabrać - znów była szczęśliwa. Najwidoczniej potrafiła czytać ze mnie jak z otwartej książki.
- Kim chcesz zostać w przyszłości? -
- Co to za pytanie? -
- Obiecałaś, że odpowiesz na każde. Pamiętasz? -
- Psychologiem. - wyszeptała.
- Jestem pewny, że ci się uda - przecież widać, jak idealnie pasuje do niej.
- Teraz moja kolej! Dokąd dokładnie jedziemy? -
- To niespodzianka -
- To nie fair! Ja Ci odpowiedziałam! - nadymała słodko policzki.
- Ale ja Ci nie obiecałem, że odpowiem na każde! - odwróciłem się w jej stronę i pokazałem język. Czułem się szczęśliwy nawet bardzo. Przez resztę drogi śmialiśmy się i zachowywaliśmy, jak dzieci bez zmartwień.
- Zaraz będziemy na miejscu. -

Oboje po chwili wyszli z samochodu. Lucy wciąż pełna zdziwienia, przyglądała się widokowi przed oczami. Widziała kamienną, delikatną ścieżkę, prowadzącą do ślicznego, drewnianego domku. Budynek był piętrowy z werandą. Zadziwiał ją spokój tego miejsca, szczerze wierzyła, że najbliższe kilka dni, będą jej rajem. Zamknęła oczy i wzięła głęboki oddech. Tutejsze powietrze, także dodawało jej energii. Spróbowała się wsłuchać w tą nadzwyczajną ciszę. Usłyszała cichy ćwierk ptaków, szelest spadających liści i... szum wody?
- Natsu, czy jest tutaj jakaś woda? - spytała, patrząc jak chłopak wyciąga rzeczy z bagażnika.
- Tak, ale zabiorę cię tam później, to taka mała niespodzianka - uśmiechnął się szeroko. Wziął do rąk ich zakupy i wszedł na ganek. Gdy otworzył drzwi szybko powędrował do kuchni, natomiast Lucy nieśmiało przekroczyła próg wejścia. Zaczęła się spokojnie rozglądać. Pierwszym pomieszczeniem był salon, który był średnich rozmiarów. Wystrój był przytulny. Brązowe, drewniane ściany i troszkę jaśniejsze podłogi. Na samym środku był mięciutki, biały dywanik, który szczególnie rzucał się w oczy, obok stał kamienny kominek. W salonie również znajdowała się sofa i fotel, ozdobione poduszkami, z tego samego materiału co dywan. Na parapetach i ścianach znajdowały się różne fotografie. Odsłoniła beżowe firany i spojrzała na zdjęcia. Przedstawiały one rodziców chłopaka, lub samego Natsu jako dziecko.
- Ładnie to tak? - speszona natychmiast odsunęła się.
- Ja nie chciałam! -
- Spokojnie tylko żartowałem, idę po drewno na opał, a ty rozgość się - obdarzył blondynkę uśmiechem i wyszedł. Ona delikatnie zaglądała przez okno, gdy zniknął jej z oczu, cała niepewność zniknęła i zaczęła prawdziwe zwiedzanie. Kuchnia nie była oddzielona od salonu. Była o wiele mniejsza, lecz wszystko co potrzebne w niej było. Został jej jeszcze jeden pokój na parterze i piętro. Pełna zapału i radości skierowała się do pokoju. Jednak spotkało ją rozczarowanie, drzwi były zamknięte. Próbowała otworzyć je siłą, wsuwką do włosów, jednak nawet nie drgnęły. Zrezygnowana poszła na piętro. Były tam cztery pokoje. Mała łazienka, jednak mieszcząca wannę. Urządzona w szaro-białych kafelkach. Obok znajdował się największy pokój Natsu. Stała przed drzwiami z wydrapanym jego imieniem i wahała się. Była jego gościem, nie wypada pod jego nieobecność tam wchodzić. Jednak sam powiedział, że miała się rozgościć. Walczyła z ciekawością, a poczuciem grzeczności. Chciała tam wejść...
- Nie. Nie mogę - szepnęła i odwróciła się. Weszła teraz do pokoju dla gości, przynajmniej tak na początku myślała, ponieważ były już jej rzeczy. Ściany były jasno brzoskwiniowe z namalowanymi białymi kwiatami. Obok wejścia przy ścianie, stały dwie szafy, mniejsza i większa. Łóżko było w stylu księżniczki z baldachimem i delikatną kremową pościelą. Wszystkie meble były z białego drewna, w tym również ramy okien. Podłoga była jedynym normalnym, tylko trochę jaśniejszym drewnem w tym pomieszczeniu. Podeszła do etażerki przy łóżku, stała na niej lampka i pusta kremowa ramka. Wzięła ją do ręki i jeszcze raz spojrzała na pokój. Wydawało jej się, że ten pokój był specjalnie dla kogoś urządzony. Czuła się nieswojo, lecz nie mogła się już wycofać. Delikatnie odłożyła przedmiot na swoje miejsce.
- To miał być pokój mojej siostry - odwróciła się słysząc znajomy głos. Chłopak stał oparty o futrynę drzwi.
- Co się z nią stało? -
- Zginęła zanim zdążyła się urodzić. - powiedział to ze smutkiem i żalem w oczach.
- Ja... przepraszam - czuła się niekomfortowo, że przez nią miał taki smutny głos i spuszczony wzrok.
- Nie musisz to nie Twoja wina, zresztą pewnie by się cieszyła, że tymczasowo  tu zamieszkasz - spojrzał na nią i uśmiechnął się. Nie wiedział czemu, ale czuł się przy niej bardzo dobrze, czuł, że w każdej kwestii go słucha i rozumie. - No już nie smuć się, to było trzynaście lat temu. Teraz jesteśmy tu razem i wykorzystajmy ten czas! - nie rozumiała go. Nie rozumiała siebie. Niczego nie potrafiła zrozumieć, z jednej strony wystarczył uśmiech by dodać jej sił i ją uszczęśliwić. Z drugiej strony nie potrafiła zapomnieć jego wyrazu twarzy na polu bitwy i strachu jakiego wtedy czuła. Znają się tylko trzy dni, a odkąd się spotkali wszystko zaczęło się zmieniać. Poczuła mocniejsze uderzenie serca.
- Już mi lepiej, dziękuję. Teraz chciałabym się rozpakować i wziąć kąpiel jeśli Ci to nie przeszkadza - unikała jego wzroku. Wiedziała, że jeśli teraz spojrzy stanie się coś złego.
- Pójdę rozpalić ogień i zrobię nam obiad - ponownie posłał jej uśmiech, jednak ona tylko spojrzała w podłogę. Gdy tylko zamknął drzwi był zły na siebie, że powiedział jej o siostrze, był przekonany, że to właśnie tak przygnębiło blondynkę. Tymczasem ona opadła na pościel próbując uspokoić łomoczące serce.
- Co ja wyprawiam...?- zakryła dłońmi swoją twarz okrytą rumieńcem. Po kilku minutach wstała i zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy, musiała się opanować. Nie może sobie pozwolić nawet na chwilę słabości. Wyciągnęła z torebki telefon i przełożyła karty. Teraz spokojnie mogła uruchomić przedmiot, bez obaw o znalezienie. Wyświetlacz wskazywał godzinę trzynastą dwanaście. Lucy odłożyła komórkę i wzięła kosmetyczkę. Wcześniej pomyślała i kupiła wszystkie kosmetyki oraz szampony. Nie pamiętając, czy łazienka była wyposażona, wzięła całą torebkę. Wychodząc na korytarz poczuła wspaniały zapach przygotowywanych potraw przez chłopaka, a może już przyjaciela.
- Lucy! Jedzenie gotowe! - stał ubrany w fartuszek, przy schodach wołając. - Lucy! - cisza. Zmartwiony wszedł na piętro i zaczął pukać do drzwi. - Lucy, odezwij się do cholery! - znowu odpowiedziała mu cisza. Nie martwiąc się więcej o konsekwencje, pociągnął za klamkę i wszedł do środka. Dziewczyna leżała w wannie z zamkniętymi oczami. Przestraszył się. Szybko podszedł i próbował wyczuć jej puls, na całe szczęście tylko spała. Wyciągnął ją z wody i ubrał w biały szlafrok. Biorąc ją na ręce poczuł, że on sam zaczyna być senny. Szybko opuścił pomieszczenie i wszedł do pokoju blondynki. Ułożył ją na łóżku. Spojrzał na jej twarz i dopiero, gdy była bez makijażu, zauważył siniaka na jej policzku.  Również gdy ją wyciągnął widział kilka. Delikatnie dotknął jej policzka. Była taka bezbronna i piękna. Nie mógł w to uwierzyć, że ktoś mógłby celowo ją krzywdzić. Nagle Lucy zaczęła się przebudzać. Szybko zabrał swoją dłoń.
- Natsu, co ty tu robisz? - spytała patrząc na niego lekko sennym wzrokiem.
- Uratowałem cię! - uśmiechnął się i bohatersko wypiął pierś. Dziewczyna przypominając sobie, że była we wannie, zaczęła się rozglądać. Gdy do niej wszystko dotarło cała speszona zakryła się kołdrą.
- Nie mówi mi, że wszystko widziałeś - szepnęła, on dopiero teraz zaczynał rozumieć co zrobił i sam okrył się wielkim rumieńcem.
- Nic nie widziałem - odwrócił głowę i poczuł jak obrywa z poduszki.
- Kłamca! -
- Nieprawda! Przestraszyłem się i wyciągnąłem Cię, nie miałem nawet czasu by myśleć o takich rzeczach...- spuścił głowę. Jaka dziewczyna by mu w to uwierzyła? Pewnie go teraz znienawidzi. Nagle usłyszał śmiech i spojrzał na dziewczynę. Pierwszą rzeczą niestety, którą zauważył był siniak.
- Skąd masz te siniaki - zacisną pięści z gniewu, że ktoś ją może krzywdzić. Ona lekko zmieszana dotknęła swojego policzka.
- Uderzył.. -
- Nie kłam! - wściekły, aż wstał z miejsca. - Obiecałaś, pamiętasz? - spuściła głowę.
- No dobrze, ale obiecaj mi, że nic z tym nie będziesz robił! - nie chciała by stała mu się krzywda, ale obietnica to obietnica.
- No dobrze - marudził. Jej jednak to nie starczyło.
- Obiecaj! - w jej głosie była powaga, jednak dało się usłyszeć, także przerażenie. Natsu zamierzał być jej rycerzem, dlatego potajemnie skrzyżował palce.
- Obiecuję - miał częściowo wyrzuty sumienia, że ją okłamuje.
- Mój ojciec... - cicho wyszeptała. On nawet nie był zaskoczony, domyślał się tego. Kto inny mógł być do tego zdolny?
- Mogę teraz Ciebie o coś spytać? - spojrzała w jego oczy.
- Pewnie - nagle odezwał się jej żołądek.- Może najpierw zjemy i no wiesz... - zarumienił się. Szlafrok dziewczyny był niedbale założony i teraz powoli odsłaniał coraz więcej...Ona szybko zrozumiała i zakryła się. Przyjaciel szybko wyszedł z jej pokoju. Jednak nie zszedł do kuchni. Stał oparty o jej drzwi zaciskając z gniewu pięści. Miał ochotę zabić Juda.  Jednak nie mógł go skrzywdzić tak otwarcie. Potrzebował planu, ale póki są tu, będzie trenował. Ruszył się i już miał schodzić, gdy otwarte drzwi przypomniały mu o incydencie z łazienką. Wszedł i szybko wypuścił zimną już wodę z wanny. Zastanawiał się, co jest przyczyną usypiania. Obejrzał wszystkie szampony. Kiedy już miał się poddać zauważył, jakiś olejek do kąpieli. Otworzył i powąchał, faktycznie zakręciło mu się w głowie. Lucy pewnie musiała tego dodać do kąpieli. Nie interesowało go zbytnio, skąd był flakonik ani co robił u niego w łazience. Dopóki był nie groźny nie trzeba było się nim zajmować. Przeżył w tym miejscu wiele mrocznych i ciężkich chwil. Dlatego przywiązywał uwagę tylko do niebezpiecznych rzeczy. Wyrzucił buteleczkę do kosza i poszedł do kuchni odgrzać jedzenie. Kilka minut później dołączyła do niego blondynka.
- Sam to wszystko zrobiłeś? - stół w kuchni był nakryty i było po trochu z różnych kuchni świata.
- Nie wiedziałem co lubisz, więc proszę - to było, aż niemożliwe. Posmakowała trochę porcji i musiała przyznać, że wszystko było znakomite! Natsu był ideałem faceta, dopóki dziewczyna nie zauważyła całej pobrudzonej kuchni... Ona już wiedziała, kto będzie skazany to czyścić.
- Dzisiaj, ja robię kolację - powiedziała odchodząc najedzona od stołu by umyć naczynia. On nic nie mówiąc przyglądał się jej. - Tak właściwie co lubisz najbardziej? - miał ochotę odpowiedzieć "patrzeć na ciebie" , lecz jakoś się powstrzymał.
- Wszystko - odwróciła się i znów spojrzała w jego oczy.
- Ale nie masz niczego ulubionego? -
- Nie, po prostu lubię wszystko - miał nadzieję, że jego ulubionym dniem, będzie coś co zrobi właśnie ona. Pierwszy raz od kiedy zmarła jego matka, czuł się szczęśliwy i mógł się uśmiechać. Teraz miał już pewność. Lucy go zauroczyła. Swoim charakterem, oczami a najbardziej tym, że była sobą. Chciał zostać tu z nią na dłużej. Patrzeć jak szczęśliwa jest przy nim. Teraz gdy sobie uświadomił był spokojniejszy. Było to coś nowego w jego życiu i nie chciał tego tracić. Mimo, że znają się krótko ona wiedziała, instynktownie jak go oczarować.
- Zapomniałem coś zabrać od siebie z pokoju, zaraz wrócę - powiedział i wstał od stołu. Złapał za telefon i ukrytą paczkę papierosów. Odpalił jednego, ale jakoś coś mu nie pasowało. Może to przez jej słowa?
- Cholera, już zostaje pantoflarzem - zgasił go i wyrzucił. Wybrał numer w telefonie. Jeden sygnał, drugi...
- I jak tam? - odezwał się znajomy głos w słuchawce.
- Znalazłem ją - uśmiechnął się pod nosem. Teraz zrobi wszystko by Lucy go pokochała. Nie wiedział, jednak o wielu przeciwnościach, które staną mu na drodze.  Dni minęły im szybko i spokojnie. Śmiali się i razem dogadywali. Jednak ich spokojne wakacje, zbliżały się ku końcowi.


Tadam! :3 Kolejny rozdzialik wędruje do was ;)

poniedziałek, 18 kwietnia 2016

5. " Jestem na to gotowa "

Razem z Levy dojeżdżałyśmy do Magnolii. Bałam się. Nie tego, że pojechałam nic nie mówiąc ojcu, lecz tego, że on może zostać zraniony z mojej winy. Co teraz będzie? Jak właściwie damy sobie radę? Nie umiem walczyć, Levy tak samo. Jak chcemy uratować Natsu i wrócić cało, i zdrowo? Wciąż widziałam przed oczami sms'a, którego wysłał do dziewczyny przyjaciel różowo-włosego. Informował, że rana znowu pękła i potrzebuje pomocy. Niewiele myśląc obie ruszyłyśmy w drogę, tylko czy my możemy jakoś pomóc?
- Lucy, skończ się zamartwiać i otwórz skrytkę pod Twoimi nogami - posłusznie schyliłam się i wyciągnęłam średniej wielkości, srebrną walizkę.  - Kod do niej to dwa, zero, zero  - dyktowała. Faktycznie kod się zgadzał i po chwili przedmiot się otworzył. 
- Levy... ty chyba nie myślisz... - moim oczom ukazały się dwa sztylety z dziwnym logo na ostrzu. 
- Weźmiemy po jednym. Musimy czymś się bronić, nie jestem w tym najlepsza, ale coś tam umiem. - widziałam na jej twarzy uśmiech. Wjechałyśmy w jakąś ciemną uliczkę wypełnioną starymi kamienicami i garażami. Jedynie blask księżyca oświetlał ten teren. 
- Gotowa? - kiwnęłam głową i obie opuściłyśmy auto. Cały czas trzymałam blisko siebie ostrze. 
- Chodźmy tędy! - pomogła mi się wdrapać na jeden z dachów garażu. Dlaczego muszę być taka bezsilna? Nienawidziłam tego u siebie. Skakałyśmy z jednego dachu na drugi, starając się przy tym nie narobić zbytniego hałasu. Nagle usłyszałyśmy odgłosy walki, Levy położyła się na brzuchu i zbliżyła by zobaczyć jak wygląda sytuacja.Przepełniała mnie ciekawość oraz przerażenie. Kiedy machnęła ręką bym zrobiła to samo, odczułam ulgę, jednak było to błędnym odczuciem. Widząc całą zaistniałą scenę przeszedł mnie dreszcz. Natsu, najpewniej z Grayem stali chroniąc swoje plecy. Na około nich każdy z przeciwników był uzbrojony, ale nikt nie używał narzędzi. Walczyli na pięści. Widziałam. Widziałam jak różowo-włosy bije do nieprzytomności oraz żądzę krwi wymalowaną na jego twarzy. Czy to naprawdę ten sam Natsu, którego wczoraj poznałam? Poczułam coraz większy strach, lecz tym razem przed nim. Czułam jak z moich oczu leją się łzy. Nagle chłopak otrzymał cios w klatkę piersiową, widziałam jak z jego ciała wydobywa się krew.
- Nat..!- krzyknęłam, lecz Levy szybko zasłoniła mi usta ręką i odsunęła mnie, jednak wciąż widziałam pole walki. Różowo-włosy musiał mnie usłyszeć, ponieważ zaczął mnie szukać wzrokiem. Niestety szybko oberwał za stracenie czujności. Tracił powoli siły, dlatego rozdzielili się z Grayem. Mimo, że wciąż bałam się i miałam łzy w oczach, wstałam i złapałam z sztylet.
- Lucy! Nie możesz tam iść! - zatrzymała mnie i wykorzystała chwilę, na zabranie mi mojej broni. 
- Levy , proszę oddaj mi to - mimo smutku i łez w oczach, słyszałam w swoich słowach powagę. 
- Zabijesz człowieka? Będziesz teraz sobie mówić, że to dla Natsu, dla jego ratunku, ale czy będziesz potrafiła żyć z myślą, że zabiłaś kiedyś kogoś? Nie ważne jak to usprawiedliwisz to wciąż morderstwo! - zamknęłam oczy. Bałam się, bałam się tej strasznej strony Natsu, jednak nie mogłam go tak zostawić. Ostatnie słone łzy wyleciały z moich oczu, po czym otworzyłam je i nie było już w nich, ani we mnie, cienia jakiejkolwiek wątpliwości. 
- Jestem na to gotowa - dziewczyna zaufała mi i oddała swoje i moje ostrze.
- Tobie się lepiej przyda, idź - wzięłam sztylety w obie dłonie i pobiegłam ile miałam sił w nogach w kierunku chłopaka. Gdy dotarłam na miejsce widziałam trzech przeciwników i.. moje serce zabiło mocniej... Wszyscy leżeli, a ich ciała skąpane były we krwi. Spojrzałam na twarz Natsu. Z przerażenia cofnęłam się o trzy kroki. Twarz chłopaka ukazywała radość z zadanego bólu przeciwnikom. Upuściłam ostrza i zasłoniłam swoje usta, by nie wybuchnąć wielkim, głośnym płaczem. Mimo wszystko z moich oczu zaczęły wypływać gęste łzy. Niestety na tym się oczywiście nie skończyło. Chłopak usłyszał dźwięk upuszczonych ostrzy i tak właśnie zwróciłam na siebie jego uwagę. Wskoczył na dach i stał przede mną z jakieś dwa metry odległości.
- Hej, Lucy - widziałam jak powoli stawiał swoje kroki w moją stronę. Nie chciałam żeby się zbliżał. Proszę nie rób kroku w przód. Niestety to nie podziałało Natsu zbliżał się coraz bardziej, a ja coraz mocniej w myślach błagałam by przestał. Gdy był już na tyle blisko, że mógłby mnie dotknąć, coś we mnie pękło.
- Odejdź! Nie zbliżaj się! - zaczęłam krzyczeć i beczeć ze strachu. Zauważyłam, że powoli zaczął się cofać. Z każdą większą odległością moje serce się uspokajało, jednak nie potrafiłam na niego spojrzeć.
- Przepraszam. Zobaczyłaś coś czego nie powinnaś - 
- Nie powinnam widzieć Twojej prawdziwej natury?! - uniosłam w górę swoje zapłakane, czerwone oczy.
- Przepraszam. -
- Przestań przepraszać! - wykrzyczałam. Nie panowałam nad sobą. Chciałam mu zaufać, myślałam, że on jeden będzie moim rycerzem w lśniącej zbroi, ale jak widać nawet rycerz ma wady. Nagle usłyszałam zbliżające się jego kroki. Znowu serce zbiło mi mocniej ze strachu. Co teraz zrobi? Miałam milion myśli na minutę, jednak tego co zrobił nie spodziewałabym się. Poczułam jak silne i ciepłe ramiona, otaczają mnie w uścisku.  Na początku próbowałam się wydostać biłam, krzyczałam , strach i przerażenie wzięło nade mną górę, ale... jedno jego słowo przywróciło mi rozum.
- Przepraszam - znów zaczęłam płakać, lecz tym razem powód był inny. Moja bezsilność. - Jesteś jedyną osobą, która jakoś porusza moje zamknięte uczucia. Dlatego nie chciałem, żebyś za wszelką cenę mnie takie widziała. Wiesz, że na samym początku ci zazdrościłem? To śmieszne, ale zazdrościłem Ci tego szczerego uśmiechu i sposobu w jaki patrzysz na świat, z taką ufnością i marzeniami.- słysząc jego słowa zamarłam. Postrzegał mnie tak jak ja siebie nigdy. Może gdyby wiedział więcej o moim życiu, zmieniłby zdanie. Nie rozumiejąc tego nagle wszystkie granice, strach, wszystko zniknęło. Teraz byłam bezpieczna w jednym miejscu. W jego ramionach czułam spokój i ukojenie. 
- Gdybyś wiedział więcej, miałbyś inne zdanie. - szepnęłam cicho.
- Jesteś tego taka pewna? - poczułam jak ściska mnie mocniej. - Więc, opowiadaj noc jeszcze długa, a jeśli nie starczy, to nawet gdybym miał cię porwać, zabiorę cię w miejsce, w którym spokojnie będziesz mogła opowiedzieć. - nagle poczułam, że jestem blisko do spełnienia swojego marzenia.
- Więc zabrałbyś mnie do jakiegoś miasta lub wsi na kilka dni? - znów spojrzałam w jego oczy, tym razem nie widziałam chęci mordu, lecz odbijające się gwiazdy.
- Jeśli tego chcesz, ale masz mi opowiedzieć wszystko, jasne? - uśmiechnął się. Pierwszy raz widziałam jego duży szczery uśmiech. 
- Uśmiechasz się. Szczerze - chłopak opuścił głowę.
- Pierwszy raz od dłuższego czasu - nagle zabrał swoje ramiona i wstał. - Więc ruszajmy panienko Lucy - szarmancki akcent nie pasował do sytuacji, lecz tym razem przymknęłam na to oko. Podałam mu swoją dłoń i chwilę później prowadził mnie do samochodu. Wszystkie obawy zniknęły, a w sercu czułam, że muszę mu zaufać. Kiedy dotarliśmy do auta nikogo tam nie zastaliśmy. Natsu sięgną po telefon, a mnie kazał już wsiadać. Byłam zmęczona tymi wszystkimi dzisiejszymi emocjami, dlatego szybko usnęłam. Wciąż nie mogłam zrozumieć swoich uczuć, raz się boję, a zaraz później spełniam swoje marzenie razem z nim... wiedziałam jednak, że niezależnie od tego co się wydarz, on może być tylko przyjacielem. 

Próbowałem dodzwonić się do Gray'a, niestety bezskutecznie. Poddałem się wysłałem mu tylko sms'a żeby znalazł sobie transport, oraz powiadomiłem Levy o tym, że całą i zdrową zabieram Lucy, następnie został tylko telefon do ojca.
- I jak zdrowie? - w taki sposób przywitać syna...
- Wszystko w porządku, tylko...-
- Tylko? Co się dzieje Natsu? - za bardzo nie wiedziałem jak wyjaśnić mu całą sytuację. W prawdzie sam do końca jej nie rozumiałem.
- Wyjeżdżam z Lucy na kilka dni, mógłbyś to jakoś załatwić? - usłyszałem odgłos pomruku w telefonie. - Chcę jej tylko pomóc, żebyś sobie tego inaczej nie zrozumiał. - szybko dodałem. Nigdy nie mogłem się spodziewać, o czym on może pomyśleć.
- No dobrze, ale wiesz... to chyba za późno. -
- Jak za późno? - jego głos się zmienił, był teraz taki bardziej załamany.
- Jude powiadomił już parę godzin temu policję. Obecnie wszyscy poszukują Lucy, ale jeśli Ci to nie przeszkadza - poczułem adrenalinę we krwi, uwielbiałem ryzyko, nawet w takiej sytuacji. - Znam miejsce, w którym nikt was nie znajdzie. -
- Gdzie mamy dokładnie jechać? - lekko oparłem się plecami o samochód, spojrzałem na rozgwieżdżone niebo.
- Do Waas Forest -
- Jak to..? - byłem zszokowany. - Tan dom jeszcze stoi?! - oderwałem się od auta i zaskoczony czekałem na odpowiedź.
- Tak i ma się całkiem dobrze. Prawie nikt o nim nie wie, więc przez jakiś czas będziecie bezpieczni! - uśmiechnąłem się delikatnie. Czułem w sercu radość, że dom mojej matki wciąż stoi.
- Więc ruszam w drogę, odezwę się jeszcze! - rozłączyłem się. Wsiadłem do środku transportu i spojrzałem na dziewczynę. Lucy była już pogrążona w słodkim śnie. Nie miałem serca jej budzić. Odpaliłem silnik i odjechałem. Pierwszy przystanek będzie dopiero za cztery godziny, więc do tego czasu mogę sobie uporządkować wszystko w głowie. Ale tak naprawdę, co tu jest do porządkowania? Już wcześniej zdecydowałem się ją chronić, jej uśmiech oraz trzymać z daleka, lecz w tej sytuacji to nie było możliwe. Eh... co ma być to będzie! Nie mogę wciąż o tym rozmyślać. Na całe szczęście jazda nocą miała swoje plusy. Ulice i autostrady były puste, więc mogłem spokojnie wcisnąć pedał gazu. Szczerze? Byłem nawet zadowolony, że przez chwilę mogę wszystkich i wszystko opuścić. Kilka dni bez kazań Cany, irytowania Graya i innych dobrze mi zrobi. To będą takie nasze małe wakacje. Nagle zauważyłem wielki korek przed sobą, ostrożnie zahamowałem. Otworzyłem szybę i poczułem chłód na skórze. Widziałem, że ciąg samochodów był dosyć długi, nagle podeszli do mnie policjanci... Moje serce przyśpieszyło, w końcu Lucy jest poszukiwana.
- Witam Pana, można prosić o dowód i prawo jazdy? - wyciągnąłem portfel. Teraz przypomniałem sobie, że moje ubranie jest we krwi i lepiej siedzieć na dupie, którą ratuje ciemność nocy.
- Proszę - podałem mu papiery.
- No tak, tak, wszystko się zgadza. Wie Pan był wypadek i korek ciągnie się kilkadziesiąt kilometrów, droga jest cała zablokowana, dlatego informujemy każdego kierowcę oraz...-
- Sprawdzacie każde papiery, ponieważ jest noc. - dokończyłem za niego.
- Owszem - uśmiechnął się.
- Ile korek może jeszcze potrwać? - spytałem zniecierpliwiony. Niestety nie mogłem zawrócić, gdyż droga była jednokierunkowa, przeklęte autostrady.
- Droga powinna być jeszcze zablokowana przez następne trzy godziny, jednak gdyż korek jest tak wielki, powinien pan się ruszyć z miejsca najszybciej za cztery godziny. - oddał mi dokumenty.
- Dziękuję i do widzenia. - zamknąłem szybę, a policja poszła do samochodu za mną. Nagle usłyszałem ziewnięcie. Odwróciłem się w stronę Lucy, która patrzyła na mnie zaspanymi, brązowymi oczami.
- Gdzie jesteśmy Natsu? - spytała, przecierając oczy. Wyglądała całkiem uroczo.
- Byliśmy w drodze do Oshibany, ale przez ten przeklęty korek nie ruszymy się z miejsca, przez najbliższe cztery godziny. - widziałem jak zatrzęsła się z zimna. Odruchowo wysiadłem z samochodu i otworzyłem bagażnik. Wyciągnąłem z niego butelkę wody oraz biały koc. Podszedłem do drzwi dziewczyny.
- Wstawaj, proszę - podałem jej okrycie. Ona wysiadła z samochodu i okryła całe ciało nim. Ja w tym czasie, ustawiłem jej fotel w pozycji pół leżącej.
- Dziękuję. - wróciliśmy do auta. Zerknąłem na wyświetlacz telefonu, wskazywał godzinę czwartą rano. Miałem sporo czasu, więc pozwoliłem sobie na chwilę drzemki.
- Natsu skarbie! Proszę nie zbliżaj się do tego drzewa. Widzisz, spójrz! Teraz zakwitło i jest pełno os i pszczół, które pomagają mu. - 
- A jak mu pomagają mamo? - spytałem, próbując zbliżyć się do rośliny. Nagle poczułem jak rodzicielka podnosi mnie i przytula. 
- Dzięki nim będą rosły owoce, które ty tak bardzo lubisz - zaczęła mnie gilgotać. - A teraz wracajmy na werandę, tata się będzie o nas martwił. - odłożyła mnie i uśmiechnęła się. Odruchowo i najszerszej jak umiałem odwzajemniłem go. Wróciliśmy do drewnianego domku, przed drzwiami czekał już na nas tata.
- Tata! - pobiegłem do niego. Poczułem jak znów głaszcze mnie po włosach. 
- Hana muszę jechać do firmy, zresztą w domu już wszystkie składniki się kończą, może podwieźć was przy okazji do miasta? - widziałem jak radosna twarz mamy znika i pojawia się tylko wymuszony uśmiech. Wtedy jeszcze nie rozumiałem tego.
- Pewnie - kiedy dotarliśmy do miasta czułem na sobie wzrok innych osób. W końcu zacząłem ich słyszeć... 
- Widzisz to? To dziecko przeklętej! - rozejrzałem się szukając osoby, która to powiedziała.
- Przeklęta! - znów ktoś krzyknął. 
- Przeklęte nie ma prawa żyć! - ponowne głosy. Nagle przed nami stanął straszy mężczyzna.
- Wy przeklęci nie jesteście tu mile widziani! -
Usłyszałem pukanie w szybę.
- Tak? - spytałem przecierając oczy, czułem pot na skórze.
- Zaczynają samochody zaczynają znów wyruszać, to wszystko. Żegnam. - oddalił się policjant. Odkręciłem butelkę wody i wziąłem kilka łyków. Spojrzałem na blondynkę, wciąż spała z uśmiechem. Widocznie nie miała takich snów jak ja. Policjant miał rację i wkrótce mogłem ponownie ruszyć w drogę, tym razem wschodzące, jesienne słońce nie było po mojej stronie. Szukałem wzrokiem okularów słonecznych, niestety dostęp do nich zablokowała mi śpiąca Lucy. Mówi się trudno tą godzinę jazdy dam radę.


 Powoli zaczynam się coraz bardziej wciągać! :3 A jaka jest wasza opinia?

Yuki Boshi SecretArtwork