Natsu odważnym krokiem wyszedł z wody i szybkim gestem ręki porwał koszyk. Niestety nie zdążył i poczuł jak małe czerwone mrówki, zaczynają wędrówkę po jego ciele. Z głośnym pluskiem skoczył ponownie do jeziora.
- To jeszcze nie koniec - szepnął w kierunku jedzenia. Gdy tylko pieczenie zniknęło ponowił próbę, przeniesienia koszyka. Tym razem mu się udało! Cały szczęśliwy usiadł na wcześniej przestawionym kocu przez Lucy. Poczuł jak jego wielki żołądek, domaga się jedzonka ukochanej. Powoli spojrzał do kanapek i innych rzeczy. Nagle znieruchomiał.
- Lucy!! - zaczął zaczął krzyczeć ze łzami w oczach. Dziewczyna przez cały czas siedziała na brzegu po drugiej stronie, przyglądała się zachowaniu ukochanego i śmiała. Słysząc jego krzyk wróciła do wody i płynęła w kierunku jego.
- Co się stało? - spytała próbując schować uśmiech na ustach. Był jak dziecko, przynajmniej w niektórych sytuacjach.
- One są w jedzeniu! - miał rację, przegrał z małymi owadami. Nie mogła powstrzymać się i wybuchnęła wielkim, głośnym śmiechem. Lekko zezłoszczony jej uczynkiem delikatnie ją przewrócił, znów byli w tej samej pozycji co wczoraj, gdy wyznał jej miłość. - Nie ładnie się tak śmiać - pocałował ją. Mocno i intensywnie. Po czym wskoczył do wody, ochlapując ukochaną. Ona stała i szczęśliwa, że ma go obok, zrobiła to co on.
- Ale wiesz Lucy, mamy problem, bo mrówki zajęły się naszym jedzeniem, a ja głodny już jestem - spojrzała na niego. Zrobił minę zbitego psa.
- A może ja pójdę do domu po jedzenie, a ty zrobisz w tym czasie ognisko? - poczuła chłód powietrza, na mokrej skórze. Było już późne popołudnie, a w dodatku jesień. To i tak cud, że dzięki wodzie temperatura tutaj była wyższa.
- Nie puszczę Cię samej! Zgubisz mi się jeszcze - nadymała lekko policzki ze złości.
- Dam sobie radę! - wyszła z jeziora i wzięła ręcznik z koca.
- Ale na pewno, pewno? - zapytał całując nagie ramię. Zarumieniona od jego gorącego pocałunku odwróciła się i musnęła jego wargi.
- Tak na pewno, pewno, a teraz wracaj do wody. Chyba, że już zaczniesz rozpalać ognisko - uśmiechnęła się i poszła w stronę domu. Tak naprawdę w połowie drogi zbłądziła. Nie chciała, jednak szybko się poddać i na własną rękę próbowała odnaleźć ścieżkę. Nagle zauważyła, że las się kończy. Przyśpieszyła kroki. Była ciekawa widoku. Odsunęła ostatni krzak, który zasłaniał jej widok. Przeraziła się. Znalazła ruiny miasta. Nie było ani jednej żywej istoty. Szybkim ruchem odwróciła się i chciała zapomnieć o tym widoku. Później zamierzała spytać się Natsu. Po jakiś dwudziestu minutach błądzenia, w końcu odnalazła drogę do domu. Gdy wróciła już bezproblemowo chłopak dumnie stał przy płonącym ogniu.
- Widzisz udało mi się - nie rozumiała go.
- Rozpalenie ogniska nie jest takie trudne -
- Jest gdy nie ma się zapałek! Wiesz ile się namęczyłem?! Próbowałem trzeć o kamień i drewno, o drewno - przerwała mu głośnym śmiechem. Podeszła do ubrań różowo-włosego, które leżały na kocu. Sięgnęła po spodnie i z jednej z kieszeni znalazła zapalniczkę.
- Więc mówisz, że nie miałeś zapałek? - rzuciła w jego kierunku przedmiot, cały czas się uśmiechając. Tym czasem chłopak załamany, nie odezwał się, ani jedynym słowem. Wrócili dopiero wieczorem, tym razem bardziej padnięci niż wczoraj od razu zasnęli, gdy ułożyli się w łóżku.
Ranek nadszedł szybko. Za szybko dla dwojga ukochanych, którzy wciąż smacznie spali. Ich słodki sen, przerwał dzwonek telefonu chłopaka. Oczywiście go to nie obudziło, lecz pół śpiąca Lucy sięgnęła po telefon.
- Halo? - spytała.
- Lucy? - usłyszała dość znajomy głos.
- Kto mówi? - nie mogła sobie przypomnieć.
- Gray, przyjaciel Natsu, gdzie jest ten idiota? - wyczuła gniew.
- Śpi -
- ŻE CO KURWA?! - musiała odsunąć sobie telefon, bo inaczej miałaby popękane bębenki w uszach. Wielki krzyk Graya obudził również Natsu.
- Kto dzwoni? - zapytał przyciągając do siebie dziewczynę.
- Proszę - przyłożyła mu komórkę do ucha.
- Natsu idioto! Rusz tyłek! Armia Fiore zaczęła poszukiwania Lucy! - natychmiast się podniósł. Zaczął latać po pokoju i szukać, różnorodnych ubrań.
- Lucy, pospiesz się musimy wracać - wstała i zmierzała w kierunku drzwi, aż zatrzymał ją. - A dzień dobry? - spytał i pocałował ją czule. - A teraz szybko się pakujmy! - po dwudziestu minutach, spakowani i gotowi do drogi, wsiedli w samochód. Ona po raz ostatni spojrzała w lusterko i widziała oddalający się drewniany domek, którego nigdy nie zapomni. Spojrzała na Natsu, on posłał jej tylko uśmiech, lecz dobrze widziała, że czekają ich kłopoty...
Całą podróż do stolicy śmiali się i radośnie rozmawiali. Czuli się dobrze w swoim towarzystwie, a przez ten spędzony wspólnie czas, przywiązali się do siebie. Co jakiś czas Lucy zerkała w stronę chłopaka, by móc jeszcze na niego popatrzeć. Wiedziała, że musi mi o wszystkim powiedzieć, ale wolała zrobić to powoli.
- Czym się martwisz? - poczuła jak łapie ją za rękę. Odwzajemniła uścisk i spojrzała na niego, miała lekko zarumienione policzki.
- Już niczym - delikatnie uniosła swoje kąciki w górę. Zostało im tylko jeszcze kilka minut. Dziewczyna wyjrzała przez okno. Pogoda nie była zbyt ciekawa. Czarne chmury zbierały się nad miastem. Mijając ostatni skrawek lasu ujrzała wybrzeże miasta. Jej serce zbiło szybciej. Denerwowała się rozstaniem z nim. Chciała wrócić do domku w lesie, gdzie nie istniał nikt inny, prócz ich.
- Natsu, możesz mnie wysadzić koło parku, gdzie się pierwszy raz spotkaliśmy? - nie chciała dopuścić do spotkania. Nie teraz, gdy on już wie.
- Dlaczego? - spytał podejrzliwie.
- Chciałabym wszystko sama naprawić - nagle chłopak zatrzymał samochód. Spojrzał w jej oczy.
- Jeśli coś Ci się stanie, masz mi od razu powiedzieć. Rozumiesz? - poczuła na skórze dreszcz. Martwił się o nią i to było zrozumiałe. Poczuła jak jego silne ramiona obejmują ją.
- Zgoda - pocałowała go delikatnie, lecz z wielką intensywnością. Cieszyła się, że tak o nią się troszczył. Po chwili znów ruszyli w kierunku parku.
- Jesteś pewna, że nie mam cię podwozić? Zaraz będzie padać - ciemne chmury pokryły całe niebo.
- Na pewno, dam sobie radę - byli na miejscu. Wzięła swoje rzeczy i zbliżyła się do niego. Przytuliła go. Serce jej przyśpieszyło. To już ta pora. Pora na ich pożegnanie. Natsu mocniej ścisnął ją w uścisku, czuł jej piękny truskawkowy szampon do włosów. Dziewczyna spojrzała w górę i dostrzegł w nich zbierające się łzy.
- Spokojnie, to nie rozstanie na zawsze - powiedział, delikatnie się uśmiechając. Odsunęła go od siebie i spuściła głowę.
- Jedź już - wyszeptała. Po raz ostatni musnął jej czoło i wsiadł do samochodu. Cały czas patrzyła w oddalające się auto, aż zniknął za zakrętem. Wzięła swoje torby i ruszyła w drogę do domu. Wiedziała, że nie będzie to łatwe wyzwanie. Jednak tym razem nie była sama. On dodawał jej energii i wsparcia, którego bardzo teraz potrzebowała. Rozejrzała się po parku. Nie było nikogo. Odetchnęła z ulgą i szybko zmierzała do swojego domu. Im była bliżej tym większy rósł w niej strach. Kiedy zobaczyła z oddali swoją posiadłość, zatrzymała się. Stała jak sparaliżowana przez strach. Wiedziała, że musi zrobić krok do przodu, nie dla siebie, ale chociaż dla niego. Powoli zaczęła iść. On i jego słowa dodawały jej siły. Minęła ostatnie drzewa i została jej tylko do przejścia ulica. Zbierając w sobie całą odwagę odważyła się przejść i przekroczyć próg domu. Gdy wchodziła po schodach, drzwi otworzyły się. Jej ojciec patrzył na nią z pogardą i odrzuceniem.
- Gdyby nie to, że jesteś dzięki swojej matce czystokrwistą, wyrzucił bym Cię - odwrócił się na pięcie. - Począwszy od dzisiejszego wieczoru, zamieszkasz u Stinga. On już się Tobą zajmie - uśmiechnął się i już miał odejść, kiedy dziewczyna dała upust emocją.
- Nie. - odwrócił się zdziwiony i spojrzał na nią.- Nie będziesz mi już więcej rozkazywał! Chcę być z kimś innym! - wykrzyczała. Jude zdziwiony i rozzłoszczony sprzeciwem córki, coraz szybciej się do niej zbliżał.
- Naprawdę myślisz, że wystarczy jedno słowo? - spojrzał na nią, swoim rozszalałym wzrokiem. - Jesteś zaręczona! Nie wolno Ci się spotykać z nikim innym! - podnosił już na nią rękę, aż poczuł na niej uścisk.
- Wiedziałem, że lepiej Cię nie zostawiać samej - za Judym stał Natsu, który trzymał jego ramię.
- Natsu...-
- Gówniarzu! Puszczaj mnie! - puścił go i podszedł do Lucy.
- Nie wolno Ci jej więcej krzywdzić! - staną za dziewczyną i objął ją rękoma. - Ona należy teraz do mnie -
- Lucy, Sting przyjedzie wieczorem, a do tego czasu rób sobie co chcesz! - mógł ją spokojnie zostawić. Zdawał sobie sprawę, że narzeczony jego córki jest gorszy od niego. Z chytrym uśmiechem wszedł do środka budynku. Tym czasem Natsu był pewien, że to już koniec,
- Łatwo poszło, co nie? - zadowolony spytał ukochaną. Ona jednak nie odpowiedziała, nie wiedziała co myśleć. Normalnie jej ojciec zrobił by awanturę, a to jego zachowanie było podejrzane. - Ziemia do Luce! - przed oczami mignęła jej dłoń chłopaka. Przytuliła go najmocniej jak potrafiła.
- Dziękuję, że przyszedłeś - szepnęła mu do ucha. Wciąż była niespokojna. Zastanawiała się nad zachowaniem ojca. Nagle różowo-włosy ją od siebie odsunął, pocałował w czoło i odwrócił, idąc w stronę wyjścia. - Cooo to miało być?! - krzyknęła do niego.
- Jestem spóźniony! Zobaczymy się później! - mówił prawdę. Dostał sms'a, że jego przyjaciele toczą bitwę z innym gangiem. Jadąc na motorze poczuł, że musi sprawdzić jak sobie daje radę jego blondynka. Był z siebie dumny, że zdążył złapać rękę gospodarza. Wsiadł z powrotem na swoją maszynę i ruszył w kierunku miejsca bitwy. Będzie mógł się przynajmniej na kimś wyżyć.
Ona cichutko weszła do środka z nadzieją niespotkania nikogo. Niestety jej limit szczęścia na dziś był wykorzystany. Na schodach spotkała swoją macochę.
- Nareszcie jesteś brzydulo! Mam nadzieję, że zdajesz sobie sprawę w jakim świetle nas postawiłaś?! Rodzice, którzy doprowadzają do ucieczki swojego dziecka! - Lucy z początku chciała przejść obok ignorując jej słowa, jednak teraz powiedziała coś co wywołało u niej białą gorączkę.
- Nie jesteś moim rodzicem! Nigdy nie będziesz więc stul pysk! - wrzasnęła na cały hol. Kłótnię usłyszał Jude, który natychmiast się pojawił na miejscu.
- Lucy! Idź do swojego pokoju, już i tak za dużo zamieszania narobiłaś! Minako odpuść, to TYLKO moja córka, sam dam sobie radę! - obie posłusznie zrobiły co kazał. Nawet macocha miała respekt do swojego męża. Po kilku sekundach blondynka była bezpieczna w swoim pokoju. Podeszła do okna. Położyła dłoń na szkle i zauważyła pierwsze krople deszczu. Cały czas myślała o Natsu i zachowaniu ojca. Coś w jej sercu nie dawało jej spokoju. Usiadła na krześle i wyciągnęła swoją sekretną powieść. Lubiła pisać, uspokajało ją to. Mogła wylać wszystkie swoje emocje na papier. Przeczytała zadowolona ostatnie zdanie i już po chwili zapisywała mnóstwo słów, w ten sposób spędziła kilka godzin. Nagle ktoś z hukiem wszedł do jej pokoju. Lekko przestraszona odwróciła się w ich stronę. Blondyn szybko szedł i podszedł do niej. Nie zdążyła nic powiedzieć, poczuła tylko uścisk na szyi.
- Jak śmiałaś mnie tak ośmieszyć! - rzucił ją z całą siłą na łóżko. - Moja dobroć się skończyła! - mimo strachu zaczęła mu się wyrywać i szarpać, aż poczuła jak przygniata jej dłonie do materacu. Bała się, chciała by Natsu ją uratował, ktokolwiek. Sting na chwilę puścił jej lewą dłoń i zaczął podnosić bluzkę Lucy.
- Nie dotykaj mnie! - udało jej się wykorzystać szansę. Zepchnęła go i uderzyła w twarz. Miała łzy w oczach. On tylko jeszcze bardziej rozzłoszczony chciał ją coraz mocniej skrzywdzić. Udało mu się jeszcze raz uwięzić dziewczynę. Tym razem wiedział, że nie może sobie pozwolić na najmniejszy błąd. Rozerwał jej bluzkę, która odsłoniła biały z koronką stanik. Serce niemal wyskoczyło jej z piersi.
- Zła dziewczynka, chciałem być delikatny, ale nie zasłużyłaś na to - prawą ręką trzymał dłonie blondynki, a drugą ściągał jej spodnie. Nie należało to do łatwiejszych wyzwań, ponieważ się szarpała. Kiedy została już w samej bieliźnie z rozerwaną bluzką, już miała ochotę poddać się, lecz wtedy przypomniała sobie jego słowa i twarz. Kochała go. Jeszcze raz spojrzała na narzeczonego. Całował jej podbrzusze, czasem przygryzając jej delikatną skórę do krwi. Chciał zadać jej jak najwięcej bólu. Ona zauważyła nagle wyjście z sytuacji, jednak musiała jeszcze chwilę wytrzymać. Sting widząc, że jakoś znosi to z godnością postanowił posunąć się dalej. Wyciągnął jedną z piersi dziewczyny i zaczął przygryzać sutek. Mimo wszystko to go nie usatysfakcjonowało, zbliżył swoją twarz do dziewczyny i spojrzał w jej oczy, napełnione nienawiścią i łzami.
- Powiedz, że mnie pragniesz -
- Nienawidzę. - z chytrym uśmiechem brutalnie pocałował ją. Nie tak jak Natsu sprawiając jej przyjemność. Ten pocałunek sprawiał jej ból, jednak dzięki niemu nadarzyła się okazja. Lucy z całej siły podniosła nogę i walnęła blondyna w krocze. Nie marnując ani sekundy złapała za telefon i wybiegła. Biegła nie zważając na to jak jest ubrana. Zatrzymała się dopiero w parku, ale wiedziała, że jeśli będzie tu dłużej znajdą ją. Ale gdzie mogła się schować? Nagle dostała olśnienia do szkoły! Nie powinni jej tam szukać, a szkoła o tej porze była już opuszczona. Kiedy tylko dotarła do budynku znalazła jakieś miejsce na kryjówkę. Udało jej się. Była z siebie dumna, ale jednocześnie zalała się łzami. Tak bardzo się bała. Gdyby nie tamta okazja... Nawet nie mogła o tym myśleć. Sięgnęła po telefon i wybrała numer. Nie miała nikogo do kogo mogłaby pójść w takim stanie. Na pewno nie chciała by Natsu ją taką zobaczył. Zadzwoniła do Levy. Czuła, że odnajdzie wsparcie w tej małej osóbce. Brak całego ubrania i deszcz wywołały dreszcze na jej ciele. Miała tylko nadzieję, że niebiesko-włosa odbierze. Było już późno...
- Halo? - usłyszała zaspany głos.
- Levy przepraszam, że dzwonię o tak późnej porze, ale mogła byś mi pomóc? - starała się brzmieć normalnie, ale przez płacz jąkała się. Koleżanka nie potrzebowała nawet chwili na zastanowienie.
- Gdzie jesteś? Zaraz przyjadę po Ciebie - roztrzęsiona powiedziała i rozłączyła się. Kilka minut później Levy przyjechała pod szkołę.
- Nie mogłaś so- chciała dokończyć, lecz widząc w jakim stanie i ubiorze jest dziewczyna, nie dokończyła. Pomogła jej wstać i zabrała do samochodu. Żadna z nich się nie odezwała. Lucy ciągle płakała. Wchodząc do mieszkania Levy nie wiedziała co robić. Co ma powiedzieć? Jak się zachować? Nagle z rozmyślań wyrwał ją roztrzęsiony głos blondynki.
- Mogę się wykąpać? - spytała cichutko.
- Oczywiście! Mam prysznic, ale mam nadzieję, że nie będzie Ci to przeszkadzać - zaprowadziła ją do łazienki. Martwiła się o nią. Usiadła na kanapie i zastanawiała się. Wyciągnęła komórkę i zadzwoniła do chłopaka.
- Co się stało? - zapytał ciut zdziwiony, rzadko Levy do niego dzwoniła.
- Chodzi o Lucy, zadzwoniła po mnie, żebym jej pomogła, ale ja sama nie wiem co robić - jej ciało zaczęło się trząść. - Znalazłam ją przy szkole, była w samej bieliźnie i rozerwanej bluzce. Nie odzywa się i ciągle płacze - z jej własnych oczu poleciały łzy. Martwiła się o nią.
- Jest teraz u Ciebie? - usłyszała w jego głosie powagę.
- Tak - szepnęła słysząc, że szum wody ustał.
- Zaraz będę - blondynka w ręczniku wyszła z łazienki. Levy otarła szybko łzy by ich nie zauważyła i spróbowała się do niej uśmiechnąć.
- Poczekaj zaraz znajdę dla Ciebie jakieś ubrania - podeszła do komody i zaczęła szukać. Na szczęście udało jej się znaleźć za dużą na nią bluzkę i spodenki, jej cioci. - Proszę - podała jej. Wciąż wyglądała marnie nie mogła się uspokoić, a z jej oczu ciągle leciała ciecz. Po chwili przebrana usiadła na kanapie. Ubrania pasowały, jednak Lucy nie zważała na nie. Zwinęła się w kłębek i ciągle próbowała uspokoić. Niebiesko-włosa usłyszała pukanie do drzwi, wiedząc kto to szybko go wpuściła.
- Gdzie ona jest? - spytał, był cały spocony i zdenerwowany.
- Tam - wskazała mu salon. Nie przejmując się zbytnio, że jest u kogoś w domu, wszedł do pomieszczenia i podbiegł do ukochanej. Przytulił ją i zaczął głaskać po głowie. Widział, że jest w złym stanie.
- Natsu! - krzyknęła. Wtuliła się w jego tors i pozwoliła sobie wybuchnąć, głośnym płaczem.
- Już dobrze, ciii - próbował ją uspokoić. Sam był bardzo zdenerwowany nie wiedział co się dokładnie stało. Ale wiedział jedno. Nie wybaczy temu, kto ją tak skrzywdził. Po kilku minutach zasnęła w jego ramionach. Właścicielka domu wskazała mu łóżko, na którym położył śpiącą Heartfilę. Usiadł przy niej na skrawku materaca i wpatrywał się w jej zaczerwienione, i podpuchnięte od płaczu oczy.
- Teraz ktoś mi powie co się stało? - spytał, spoglądając kącikiem oka na przyjaciółkę.
- Sama nie wiem dokładnie - podała mu kubek z kawą. - Zadzwoniła do mnie cała zapłakana. Gdybyś ją tylko widział w jakim stanie była, gdy ją znalazłam. Miała na sobie tylko bieliznę i rozerwaną bluzkę. Nie wiem co się stało, ale na pewno nią wstrząsnęło. - popijając łyk kawy ciągle się jej przyglądał. - Pójdę spać do innego pokoju. Jutro jest szkoła i wiesz. Ale ty możesz zostać na noc, nawet bardziej... Chciałabym żebyś był przy niej - wyszeptała ostatnie zdanie i opuściła pomieszczenie. On nie zamierzał się nigdzie ruszać. Już raz ją zostawił i teraz ma tego konsekwencje.
- Przepraszam - całą noc trzymał jej rękę, jakby chciał przekazać jej, że jest tu i może spokojnie spać. Złość się w nim gotowała, ale musiał poczekać, aż się obudzi. Wtedy powie co się stało i naprawdę zrobi krzywdę osobie, która ją doprowadziła do tego stanu. Zmęczony emocjami walczył ze swoją sennością. Niestety wygrała i zdrzemną się na chwilę. Akurat wtedy obudziła się z krzykiem Lucy.
- Jestem tu - powiedział widząc, że otworzyła oczy. Spojrzała na niego. Do oczu zaczęły napływać jej łzy. Wstydziła się, wstydziła się tego, że była tak bezsilna i bezbronna.
- Ja... przepraszam - wyszeptała cichutko. Chłopak zdziwiony wstał i objął ją najmocniej jak potrafił.
- Nie jesteś sama i nie przepraszaj. Nie masz za co - odsunęła go lekko i podniosła bluzkę, by mógł zobaczyć jej rany na podbrzuszu.
- Przepraszam za to... On był zbyt silny, ale udało mi się uciec! - mówiła jakby chciała się usprawiedliwić. Różowo-włosy jeszcze raz odsłonił jej brzuch i pocałował, każdą z ran.
- Kto Ci to zrobił? - jego głos brzmiał łagodnie, lecz z powagą. Wiedziała, że musi mu powiedzieć.
- Sting. Sting Eucliffe, mój narzeczony. - jego źrenice rozszerzyły się. Odsunął się i wstał z łóżka cały czas patrząc na Lucy.
Jak mogliście już zauważyć, postanowiłam dołączyć do kilku katalogów i spisów, pojawiła się ankieta, a także mój profil się zmienił. Uuu tyle zmian! :3 Dziękuję z całego serca tym, którzy na bieżąco czytają, a najmocniej tym którzy komentują! Kochani nawet nie wiecie ile to dla mnie znaczy <3 Włożyłam w tego bloga najwięcej serca. Mam nadzieję, że się opłaci. :3
Rozdział świetny i już mam ochotę na next. A jeżeli chodzi o katalogi, to też zdążyłam już zauważyć i jestem z tego powodu rada :D.
OdpowiedzUsuńŻyczę weny GuSia :D
Cudowny rozdział. Już się nie mogę doczekać następnego. Mam nadzieję, że Natsu nieźle sklepie Stinga.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i przesyłam dużo weny XD
Czesc kochana,swietna notka!
OdpowiedzUsuńA wiec zaczne od rozdzialu:
zajebisty!za-je-bi-sty!!!!!!zajebisty!
swietny!!!:-)
kocham!!!XD
musze zobaczyc calą reakcje Natsu na "Narzeczony":-)
a teraz do twoich slow na koncu,mozesz mi wiezyc,ze dopuki nie skonczysz tego i innych blogow bede z toba.XD
przesylam wene,pozdrowienia i czekam na next.:-)
Dela-chan
Rozdział jest świetny.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję że Natsu zajmie się Lucy i nie pozwoli by coś się jej stało.
Ciekawi mnie reakcja Natsu na temat narzeczonego Lucy i co zrobi z tym.
Pozdrawiam i życzę weny oraz czekam na next