Obudził mnie nastający poranek oraz zimno kafelek, na których spędziłem pół nocy. Niechętnie otworzyłem oczy. Do moich zielonych tęczowych wpadły pierwsze dzisiejszego dnia promienie słońca. Podniosłem się i rześko przeciągnąłem, aż poczułem ból w prawym płucu. Rana wciąż dawała o sobie znać. Nie przejmując się zbytnio, wróciłem do swojego pokoju. Spojrzałem na zegar, wybijała równo ósma. Wszedłem do łazienki, ściągnąłem bandaż z głowy i bluzkę. Odwinąłem, także ten wokół klatki piersiowej. Widziałem jak bardzo przesiąknięty był krwią. Moja rana, nie była tak duża jak wcześniej, ale wciąż była głęboka i ciężko się goiła. Potrzebowałem teraz prysznica. Kiedy tylko zanurzyłem głowę, poczułem orzeźwiający chłód wody. Niestety nie mogłem nacieszyć się tym długo. Usłyszałem dźwięk swojej komórki. Zakręciłem wodę i szybkim krokiem wziąłem przedmiot. Spojrzałem na wyświetlacz.
- Czego? - spytałem oschle, wzrokiem zacząłem wypatrywać swojej paczki papierosów.
- Mamy robotę, tym razem to nie przelewki. Pakujesz się w to? - słyszałem powagę oraz niepewność w głosie. Wyciągnąłem, z przed momentem znalezionej paczki papierosa i zapaliłem. Poczułem spokój, po przez uzupełnienie braku nikotyny w ciele.
- Pewnie -
- Jesteś pewien? - obchodził się ze mną jak z jajkiem. Widocznie Cana dała mu wczoraj rano wykład o moich ranach.
- Gray, kurwa dam se radę - usłyszałem jego cichy śmiech.
- Wiedziałem. Dziś o siedemnastej bądź przy barze. Zatankuj motor albo samochód, jedziemy do Magnolii - na samą nazwę miasta się ucieszyłem. Miałem tam pewne rachunki do wyrównania z niektórymi.
- Spotkamy się na miejscu. - rozłączyłem się. Nareszcie mam okazję się zemścić. Ubrałem wygodne i praktyczne czarne dresy, szarą bluzkę z krótkim rękawkiem oraz czarną bluzę. Chciałem iść pobiegać, jednak kiedy wyszedłem z pokoju spotkałem na korytarzu ojca. Spojrzał na mnie ze zmartwieniem w oczach.
- Już wracasz do gangu? - nie mogłem spojrzeć mu w oczy. Dobrze pamiętam jak się martwił, kiedy pierwszy raz trafiłem na ostry dyżur.
- Tak , wracam już do formy. Dziś wyjeżdżam do Magnolii z Grayem - no dźwięk słów, że nie będę sam widać było, że mu ulżyło.
- Nie będę Cię zatrzymywał, jednakże uważaj na siebie, nie chcę Cię znowu widzieć w takim stanie - dobrze wiem o czym mówił. Podeszłem i położyłem mu dłoń na ramieniu.
- Spokojnie, ja siebie też nie chcę znów tak wrócić. - widziałem, że moimi słowami go uspokoiłem.
- Wracam do pracy, powodzenia - ruszył w kierunku biura. Odwróciłem się i zszedłem na parter. Nie miałem ochoty na śniadanie, po dzisiejszej nocnej wizycie w toalecie. Wybiegłem z domu i kierowałem się w stronę parku. Jakiś miesiąc temu na spokojnie, mógłbym przebiec całe miasto, ale teraz musiałem na początek sprawdzić, w jakiej jest kondycji moje ciało oraz na ile mogę sobie pozwolić.
Poprzedniej nocy zasnęłam z płaczem. Spojrzałam na zegar. Było bardzo wcześnie i miałam sporo czasu, jednak wiedziałam, że już nie zasnę. Czy dziś znowu się pojawi? A może dziś będzie wyjątkowy dzień? Wstałam z łóżka i ubrałam się. Mundurek do mojej szkoły składał się z granatowo-czarnej spódniczki, białej koszuli oraz czarnej marynarki. Włosy zostawiłam rozpuszczone. Podeszłam do półki z książkami i wyciągnęłam album. Czułam, że potrzebuję tego. Potrzebuję spojrzeć na swoją mamę. Oglądając zdjęcia, na ziemię wypadł mi list od niej. Uwielbiałam go czytać. To było jedyne co mi po niej zostało prócz zdjęć. List nie był o niczym specjalnym, a jednak uczucie, że byłam przez kogoś tak mocno kochana, pomagało mi znosić te ciężkie chwile. Poprawiając sobie humor i dodając energii, wyszłam z pokoju. Zeszłam coś zjeść, na całe szczęście nikogo nie było w jadalni, więc spokojnie mogłam zrobić sobie zwykłą kanapkę i wyjść tylnymi drzwiami. Uwielbiałam wychodzić szybciej i spacerem docierać do szkoły. Lekcje miałam na dziesiątą, więc dalej miałam wielki zapas czasu. Tym razem postanowiłam usiąść w parku, który był niedaleko od szkoły. Zamknęłam oczy i próbowałam pozbierać myśli. Jak mam się uratować? Sting miał rację. Nikogo innego nie znajdę, ponieważ nie chcę by ktoś przeze mnie był ranny. Próbowałam szukać jakiegokolwiek rozwiązania ze swoich kłopotów. Nagle z zamysłów wyrwał mnie krzyk dziewczyny. Wstałam z ławki i rozejrzałam się po otoczeniu, a moje serce zabiło mocniej i szybciej. Znalazłam! Szybko wzięłam swoją torebkę i bez namysłu ruszyłam jej na ratunek.
- Zostaw ją! - krzyknęłam stawając mężczyźnie na drodze. Spojrzałam kącikiem oka na dziewczynę za mną. Miała niebieskie krótkie włosy i mundurek z mojej szkoły. Wiedziałam, że nie mam szans. Po co ja się tu pchałam? Czy mam, aż takie zdolności samobójcze?
- Mamy kolejną, jak słodko - obrzydliwe. Jak ten facet mógł być, aż tak obleśny. Korzystając z tego, że nie miał żadnej broni z całej siły uderzyłam go torbą. To na sekundy odwróciło jego uwagę. Złapałam koleżankę za rękę.
- W nogi! - zaczęłyśmy uciekać. Byłam wolniejsza od niej i wkrótce poczułam tego konsekwencje. Mogłam się słuchać Emily, kiedy namawiała mnie do wspólnych codziennych biegów. Mężczyzna złapał mnie i poczułam ból. Na początku w brzuchu, jednak po chwili zapiekł mnie policzek.
- Masz suko za swoje. Koledzy! - wokół nas pojawiła się banda zboczeńców. Niespodziewanie mężczyzna, który mnie trzymał puścił, a mnie przed oczami mignęło coś różowego. Różowego? Coś jak... jak włosy Natsu!
- Natsu! - krzyknęłam, czując jak jestem w jego ramionach. Ostrożnie mnie postawił na ziemi i przyjrzał się mojej twarzy. Dotknął mojego zaczerwionego policzka, zauważyłam w jego oczach gniew.
- Poczekaj na mnie zaraz skończę - odwrócił się. Dopiero teraz zauważyłam, że mężczyzna, który mnie trzymał leży we krwi. Spojrzałam jeszcze raz na chłopaka, w ciągu kilku sekund powalił wszystkich zboczeńców. - Niesamowite - szepnęłam, nie mogąc oderwać wzroku. Natsu po wszystkim spojrzał na mnie i szeroko się uśmiechnął. Poczułam, że mam łzy w oczach. Nagle nasz wybawca, zaczął wymiotować krwią. Przestraszyłam się widząc szkarłatną ciecz. - Natsu! - krzyknęłam podbiegając.
- Nic mi nie jest, to przez ranę - złapałam jego ramię.
- Dziękuję - z moich oczu zaczęły płynąc łzy, wtuliłam się w tors różowo-włosego.
- To było naprawdę wspaniałe Natsu! - usłyszałam głos dziewczyny.
- Levy, czemu ty tu jesteś? Tak samo Lucy, co wy tu w ogóle robicie? - spytał zmartwiony. Powoli odsunęłam się od chłopaka i dopiero teraz, gdy emocje opadły zrozumiałam co takiego zrobiłam. Lekko się czerwieniąc, odsunęłam się i podeszłam do niebiesko-włosej.
- Szłam sobie do szkoły, kiedy ten gość na mnie napadł, a ta szalona dziewczyna chciała mi pomóc, chociaż nie potrafiła i koniec, końców obie byśmy zginęły gdyby nie ty Natsu! - miałam wrażenie jakby znali się już wcześniej.
- Lucy, ty naprawę masz pecha, Levy to Lucy Heartfilia - chyba załamał się moim zachowaniem, jednak widziałam jakiś delikatny uśmiech.
- Tak w ogóle nie zdążyłam się przedstawić, jestem Levy McGarden, należę do gangu razem z Natsu - stałam w osłupieniu. Gangu? Razem z Natsu? Dziewczyna chyba zauważyła moją minę, ponieważ poważnie spojrzała na chłopaka. - Nie powiedziałeś jej? A wyglądało, że to coś po..-
- Nie miałem kiedy! - przerwał. Levy spojrzała na niego i uśmiechnęła się złowieszczo.
- No trudno. Lucy do zobaczenia w szkole! Pa! - szybko oddaliła się od nas. Między nami zapadła niezręczna cisza.
- Levy to dobra dziewczyna, jestem pewny, że się dogadacie. Ona też kocha książki i -
- Dziękuję - przerwałam mu. Spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
- Nie masz za co, ale więcej nie rób nic ryzykownego. Następnym razem od razu wezwij pomoc albo -
- Naprawdę należysz do gangu? - znów nie dałam mu dokończyć. Czułam w sobie wiele różnych emocji, takich jak gniew, smutek.
- Tak - nie musiałam długo czekać na odpowiedź.
- Więc te wszystkie rany, które masz na ciele są z tego powodu? - spytałam, czułam jak w moich oczach zbierają się łzy.
- Skąd ty... Kiedy byłem w szpitalu prawda? - spuścił głowę, teraz mogłam zauważyć jego ranę na głowie. Chwilę posiedzieliśmy w milczeniu, spojrzałam na zegarek.
- Dziękuję za ratunek, ale musze już iść! - zmieszana, wstałam i nie patrząc w jego oczy odeszłam, szybkim krokiem. Nie mogłam patrzeć na jego głowę. To przeze mnie rana pękła. Nie mogę zapomnieć wczorajszego widoku Natsu we krwi... Bałam się. Moje ciało trzęsło sie na samo przypomnienie tamtego widoku. Zatrzymałam się. Próbowałam wyrzucić z głowy sobie ten obraz.
- Lucy! - na głos swojego imienia, zaczęłam się rozglądać. - Tutaj! - spojrzałam na budynek szkoły, w jednym z okien ujrzałam kiwającą, roześmianą Levy. Po chwili zabrzmiał dzwonek i cały plac zapełnił się ludźmi. - Lucy! - dziewczyna rzuciła mi się roześmiana na szyję.
- Już spokojnie, bo mnie udusisz - uśmiechnęłam się i obie poszłyśmy usiąść na jednej z ławek.
- Więc opowiadaj - widział na jej twarzy całkowite zainteresowanie i upartość w oczach. - Jak poznałaś Natsu i co jest między wami? - patrząc na nią, cały czas zastanawiałam się nad gangiem. Czy to możliwe, żeby tak drobna i mila osoba, należała do niego? Nie rozumiałam tego.
- Poznałam Natsu wczoraj i nic nie ma między nami, jedynie już drugi raz uratował mi życie. - powiedziałam.
- Jesteś pewna, że między wami nic nie ma? -
- Na pewno -
- Więc czemu się cała czerwienisz - poczułam jak Levy podnosi moją głowę.
- Co?.. - przestraszona, sięgnęłam po lusterko. - Levy! Okłamałaś mnie - z nadymanymi policzkami spojrzałam na koleżankę.
- Wybacz, ale nie mogłam się powstrzymać! - zaczęła się śmiać. Przez chwilę udawałam obrażoną, lecz zaraz ponownie rozmawiałyśmy i uśmiechałyśmy się. Levy była w moim wieku i od tygodnia chodzi do mojej szkoły. Obie kochamy książki, więc zaraz rozmawiałyśmy na ten temat.
- Levy, jakie to uczucie należeć do gangu? - cicho zapytałam. Widziałam zdziwienie w jej oczach.
- Jak to? Normalne - szeroko się uśmiechnęła. - Tylko tyle, że masz nowych przyjaciół, to znaczy bardziej jesteśmy jak rodzina. - zbliżyła się do mnie, zaczęła szeptać mi do ucha. - Jesteśmy podzieleni na dwie grupy, jedna walczy, druga układa plan. Należę do drugiej, ale to już bardzo tajna informacja - byłam zaskoczona. Dlaczego skoro zna mnie jeden dzień wyjawiła mi, coś tak ważnego dla ich gangu?
- Dziękuję, że mi powiedziałaś - wyszeptałam.
- Dziś będzie dosyć poważna walka, Natsu też będzie brał w niej udział - podniosłam wzrok.
- Ale on jest rany! Wczoraj leżał w szpitalu! - nagle na twarzy koleżanki pojawiła się powaga.
- Wiem, ostatnim razem ledwie przeżył. - na dźwięk tych słów mocniej zabiło mi serce. Jeśli coś mu się dziś stanie będzie to przeze mnie. Jest osłabiony, a jego rana na głowie świeża. - Lucy, gdy się skończy napisze ci sms'a o stanie Natsu, więc nie płacz - dopiero teraz poczułam mokrą ciecz na moim policzku.
- Jeśli coś mu się stanie to będzie moja wina - na dźwięk dzwonka, szybko wstałam i pobiegłam do łazienki. Wytarłam ślady po łzach i poszłam do sali. Cały czas nie mogłam przestać myśleć o wydarzeniach z dzisiejszego dnia. Martwiłam się.
Dalej siedziałem na ławce. Cała Levy i jej nie wyparzony język. Nie chciałem jej mówić. Nie miałem do tego powodu. Wciąż zmieszany wstałem i wróciłem do treningu. Nie mogłem się doczekać wyrównania rachunków w Magnolii. W południe wróciłem do domu. Wziąłem prysznic. Cały czas zastanawiałem się, dlaczego jej uśmiech posmutniał gdy odchodziła? Czyżby się martwiła? A może miała wyrzuty sumienia? Chyba to ostatnie bardziej do niej pasowało. Nie, nie mogę o niej myśleć. Czuję, że za każdym razem gdy o niej myślę lub rozmawiam z nią, coś się we mnie budzi. A nie może tak być. Teraz jestem psychicznie nie do zranienia, jeśli znów będę słaby jak kiedyś... znowu mogę kogoś stracić. Spokojnie przecież to bardzo prawdopodobne, że już nigdy kogoś takiego nie spotkam. Ale w jakim sensie to miało mnie uspokoić?
- Kurwa! - uderzyłem pięścią o kafelki. Nie mogłem zrozumieć. A może nie chciałem? Ona i tak odejdzie jak wszyscy. Zawsze tak jest. Ktoś się pojawia na chwilę, a zaraz po tym znika. Nagle przypomniała mi się twarz blondynki i jej oczy. Oczy ukazujące przywiązanie, miłość do tego świata i radość na mój widok. Cholera. Muszę trzymać się od niej jak najdalej. Cały nagi wyszedłem z łazienki, po mojej skórze wciąż spływały krople wody. Założyłem ubrania przygotowane do Magnolii. Miałem jeszcze sporo czasu, a bijące się myśli o niej, wykończyły mnie bardziej niż poranny bieg. Zanim zdążyłem się zorientować już spałem na łóżku.
- Natsu do cholery wstawaj! - poczułem jak coś mnie coraz bardziej zgniata.
- Gray, jesteś ciężki - przyjaciel tylko się zaśmiał. Nie miałem innego wyboru, wyrwałem mu się i wstałem. - Która godzina? - spytałem, przecierając oczy.
- Późna! Przez Twoje spanie mamy pół godziny w dupie! - od razu ożywiłem się i podeszłem do szafki.
- Łap kluczyki i już nie marudź, stara panno - Gray coś tam marudził na temat swojego przezwiska, jednak widząc, że nie skupiam się na tym, odpuścił. Wzięliśmy jedno z najszybszych aut. W Magnolii mieliśmy być za trzy godziny, przynajmniej takie były plany. Poczułem intensywny wzrok na sobie przyjaciela.
- Co jest? - podszedł do mnie i zabrał mi kluczyki.
- Lepiej będzie jak dziś ja będę prowadził - miał rację ja wciąż nie doszedłem do siebie. Przez moją głowę ciągle przelatywały myśli i twarz Lucy. Pierwszy raz nie zacząłem kłótni, tylko posłusznie usiadłem obok. Przez całą godzinę jazdy, żaden z nas się nie odezwał. Nie odrywałem swojego wzroku od szyby.
- Natsu! Krew! - szybko spojrzałem na przyjaciela, był przerażony. Zatrzymał samochód na poboczu i wskazał mi ubrudzoną od cieczy bluzkę. Lekko przestraszony złapałem się za tył głowy. Tak jak myślałem rana znów się otworzyła.
- Spokojnie to tylko z głowy, dam se radę - udawałem twardziela, choć naprawdę kręciło mi się w głosie od utraty krwi. Przyjaciel wyciągnął apteczkę i zabandażował mi głowę. Znów bez słowa ruszyliśmy w dalszą drogę.
- Więc co cię tak gryzie parówko? -
- Już nic ważnego striptizerze - zamknąłem oczy i spróbowałem zasnąć.
Było już dawno po zajęciach, jednak popołudnie spędziłam w bibliotece, przez co straciłam poczucie czasu. Wychodząc z budynku byłam całkowicie przekonana, że jestem sama. Niespodziewanie zauważyłam drobną, niebiesko-włosą dziewczynę przy bramie.
- Lucy! - odwróciła się do mnie i uśmiechnęła.
- Coś się stało? - zdziwiłam się, że tyle godzin czekała na mnie pod bramą.
- Czekałam na Ciebie. Mamy okazję spłacić swój dług! -
- O czym ty mówisz? Jaki dług? - nagle jej mina spoważniała.
- Ma kłopoty. - wyciągnęła z kieszeni telefon i pokazała mi sms'a. Moje oczy jeszcze bardziej się rozszerzyły. Złapałam McGarden za rękę.
- W drogę! -
Kolejny rozdział! :3 Szczerze jestem zadowolona z ich długości ;) A wy co o tym sądzicie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz