- Natsu! Miałeś przyjechać o normalnej godzinie! ROZUMIESZ NORMALNEJ! - krzyczała na mnie brunetka z pokaźnym biustem. Cholera. Jak mogę tak mówić o swojej kuzynce. Zaśmiałem się cicho pod nosem, ze swojej głupoty.
- Cana jest dopiero siedemnasta, to jest normalna godzina. Poza tym był wypadek i korek. - wytłumaczyłem się, potem ruszyłem korytarzem w kierunku łazienki.
- Czekaj, co z Twoją głową? - dopiero teraz przypomniałem sobie o ranie. Dlaczego musiała zauważyć? Będzie mi robiła problemy i kazanie za bycie w gangu. Wszystko się zaczęło od kiedy wylądowałem na ostrym dyżurze.
- A to, spokojnie to z wypadku - uśmiechnąłem się, miałem nadzieję, że może jednak odpuści. Oczywiście, myliłem się... Minutę później siedziałem w salonie na kanapie, a kuzynka stojąc przede mną robiła mi długie kazanie. Jak mnie tu zaciągnęła? Swoją "typową" metodą, czyli ciągnięcie za ucho. Czułem jak mój narząd słuchu pulsuje z bólu.
- Teraz rozumiesz czemu nie chcę, żebyś wdawał się w te durne bójki?! [...] Czy ty mnie słuchasz?! [...] NATSU! - nawet nie zauważyłem w której części zasnąłem. Oczywiście zirytowana Cana, postanowiła mnie lada moment obudzić, w dość brutalny sposób.
- Rany jesteś jak moja matka - szybko skomentowałem zaspanym tonem. Jej wzrok natychmiast zmiękł i usiadła obok mnie.
- Ktoś musi nią być - cichutko skomentowała, odwracając wzrok.
- Cana wychowywałem się bez niej, więc potrafię sam o siebie zadbać. A ta rana poważnie nie była od bójki - wskazałem palcem głowę. Chyba w końcu mi uwierzyła, bo się uśmiechnęła.
- Jakieś wieści od wujka? - spytałem, próbując rozluźnić atmosferę. Cana mieszkała u nas od kilku miesięcy. Jedyny brat mojej mamy, a jej tata wyjechał i teraz jest pod opieką mojego staruszka.
- Ten cholerny stary pryk jest gdzieś na końcu świata i zgadnij, o czym pisze do mnie? - wstała i zaczęła chodzić po pokoju.
- No nie wiem o Twojej bieliźnie jak ostatnio - zaśmiałem się. Wuj był starszy od mojego taty i nie nadawał się na ojca. Był starym wdowcem, dla którego córka była całym światem, jednak nie potrafił zrozumieć, że już dorosła.
- O różowych pluszowych króliczkach, które razem kiedyś oglądaliśmy w stolicy! Miałam dziesięć lat, a on teraz zobaczył podobne i kupił mi kilka skrzynek różowych pluszowych królików! - z początku próbowałem się powstrzymać, jednak nie dałem rady, leżałem i płakałem ze śmiechu, dopóki moje rany dały o sobie znać. Przy ostatniej bitwie, zostałem zaźgany pięć razy nożem i rana w prawym płucu, jeszcze do końca się nie zagoiła.
- Znowu cię boli? - spytała, widząc mój grymas na twarzy. Podniosłem się i podeszłem do kurtki. Chwilę potrwało zanim znalazłem właściwą kieszeń, wyciągnąłem z niej paczkę papierosów. - Miałeś to rzucić do póki Ci się nie polepszy - czasem naprawdę zachowywała się jak moja matka, a niekiedy nawet jeszcze gorzej.
- Wszystko jest okej - powiedziałem, zaciągając się nikotyną.
- Twoja dziewczyna znowu wydzwaniała do mnie i do domu - nie odezwałem się. - Pokłóciliście się czy co, że taka zdesperowana była? - cały czas spoglądała na mnie z ciekawością.
- Mam jej dosyć jest natręta. - spojrzałem na zegarek. - Tata u siebie? - brunetka machnęła głową w potwierdzającym geście. Szybko zaciągnąłem się po raz ostatni i zgasiłem papierosa. Wyszedłem z salonu, podążając w głąb korytarzu, potem na trzecie piętro schodami. Trzecie piętro było moje i ojca. Mieliśmy tu dwie sypialnie, każda ze swoją łazienką, pokój biurowy, wspólny bilard, garderoby, balkon i ulubione miejsce mamy, szklany ogród. Nie pukając otworzyłem drzwi do gabinetu. Swoje oficjalne miejsce do przyjmowania klientów miał na pierwszym piętrze, ten na trzecim był jego siedzibą główną, do najważniejszych dokumentów, style oby dwóch się różniły, dlatego Igneel wolał górne.
- Cześć! - rzuciłem i spojrzałem na tatę, który rozmawiał przez telefon. Minąłem jego biurko i spojrzałem przez wielkie szklane okna. Z takiej wysokości widziałem większą połowę stolicy.
- Dobrze, w takim razie widzimy się jutro panie Heartfilia - tata odłożył telefon, a ja szybko spojrzałem na niego.
- Kto tym razem? - spytałem, bez emocji.
- Sam Jude Heartfilia, prosił mnie o spotkanie biznesowe - widziałem, jego uśmiech.
- Gratuluję - spojrzałem znowu na widok.
- Ty też idziesz - zdziwiłem się, nigdy nie chodzę z nim na spotkanie z klientem.
- Czemu? - odeszłem od okna i usiadłem na skórzanej sofie.
- Bo jego córka jest czystej krwi i tylko ze względu na nasze pochodzenie robi z nami interesy - zobaczyłem coś dziwnego w oczach taty.
- Tobie nie chodzi o interes prawda? -
- Spostrzegawczy. - wyciągnął papierosa i zapalił. - Chce dowiedzieć się o co tu chodzi. Widziałem kilka razy na balach, jak traktuje córkę oraz jak ją dwa razy publicznie ośmieszył - ściszył lekko głos- raz jak podniósł na nią rękę. Traktuje ją jak śmiecia, dlatego chciałbym przyjrzeć się tej sprawie. Kto wie, może znalazłem dla Ciebie małżonkę - uśmiechnął się.
- On ma świra na tym punkcie? -
- Tak. Dlatego, jeśli będziesz chciał mogę was związać ślubem - puścił do mnie oczko.
- Nie skorzystam - wstałem.
- Skorzystasz. - nagle jego głos stał się oschły i stanowczy. - Pójdziesz ze mną na te spotkanie, oraz Natsu jest jeszcze jedna sprawa którą chciałbym z Tobą przedyskutować. - zdziwiła mnie jego postawa, rzadko jest stanowczy w stosunku do mnie.
- Tak? - spytałem lekko zniecierpliwiony.
- Chce, żebyś do swoich dwudziestych urodzin wziął ślub, możesz oświadczyć się tej swojej dziewczynie, znaleźć nową, to już Twój wybór - kiedy to usłyszałem, wybuchłem śmiechem.
- Tato co Tobie? To jeszcze kupa czasu -
- Wcale nie. To tylko rok i trzy miesiące. - przestałem się śmiać, słysząc dokładny czas.
- Ty tak na poważnie? - nie dowierzałem.
- Tak, po Twoich dwudziestych urodzinach odziedziczysz naszą firmę. Dlatego chcę abyś się ustatkował - nie mogłem uwierzyć. Po raz pierwszy ojciec narzucił mi coś na moje życie. Poczułem wściekłość. Sam chcę decydować o sobie, nie potrzebuję niani! Zacisnąłem pięści, szybkim i ciężkim krokiem, opuściłem jego pokój. Poszedłem do swojego pokoju, zrzuciłem z siebie dotychczasowe ubranie. Zostałem na samych bokserkach. Otworzyłem szafę, ubrałem na siebie dżinsy, krótki T-shirt i szarą bluzę. Buty z nike, zmieniłem na czerwone za kostkę trampki. Ostatnie co wziąłem to portfel i słuchawki. Zeszedłem na parter i sięgnąłem po kluczyki od motoru, które leżały na stole w salonie.
- Co zamierzasz teraz? - usłyszałem głos. Cana leżała na sofie i widząc jej minę, miałem pewność, że wiedziała o wszystkim.
- Suka. Nie powiedziałaś mi - szybko skomentowałem jej zachowanie i ją zostawiłem. Nie odpowiedziała mi, raczej nie zdążyła. Skierowałem kroki do swojego motoru. Usiadłem i włączyłem go. Ryk jaki z siebie wydał, uspokajał podwójnie.
- Natsu! Idioto! Nie - słysząc jej głos, specjalnie ruszyłem przed siebie. Nie zamierzałem jej słuchać, nie wie jak to jest. Nie wiedziałem gdzie jechać, po prostu nie chciałem tu być. Zbliżałem się do bramy kiedy, drogę zagrodził mi jeden z naszych strażników.
- Co kurwa? - spytałem oschłym tonem, traciłem panowanie nad sobą.
- Paniczu Natsu proszę wrócić do domu, pański ojciec zakazał nam otwierania paniczowi bramy. - że co kurwa?
- Otworzysz po grzeczności? Chcesz w łapę? Czy może w ryj? - podałem mu opcje, spoglądając na niego ostrym wzrokiem. Koleś się nieźle przestraszył i słusznie. Nie minęła minuta, a brama zaczęła się otwierać. Ruszyłem przed siebie. Jeździłem po stolicy z jakąś godzinę, aż zatrzymałem się w barze, w którym zawsze widywaliśmy się z przyjaciółmi. Wchodząc nie musiałem nawet pokazywać swojego naznaczenia, inaczej mówiąc tatuażu. Każdy mnie znał i to dobrze. Pierwszy raz odwiedziłem bar "Pod wróżką" jakieś dwa lata temu, od tamtej pory to mój drugi dom i nasza wspólna baza. Widząc znajome twarze od razu ruszyłem do naszego stolika.
- Hej Natsu! -przywitała mnie biało-włosa kelnerka Mira.
- O cześć! - wymusiłem na swojej twarzy uśmiech.
- Jak twoje rany? - spytała lekko zmartwiona. Uderzyłem się w płuco, poczułem ból, ale ona, ani nikt inny nie musi wiedzieć.
- Jestem zdrowy jak ryba! - usiadłem do stolika.
- Siema Salamandrze! - przywitał się ze mną Gajeel. "Salamander" tak niektórzy mnie nazywają. Lubię to przezwisko, ponieważ sam na nie zapracowałem, a nie zdobyłem przez nazwisko...
- Cześć, gdzie reszta? - spytałem.
- Levi z twoją dupą siedzą w kiblu, a Gray niedługo powinien przyjść. - kiedy tylko skończył zdanie na szyję rzuciła mi się biało-włosa dziewczyna.
- Tęskniłam! Nie dawałeś znaku życia od trzech godzin! - tak, tak bo kurwa trzy godziny to naprawdę dużo.
- Lis siadaj koło Levi, przestań mnie dusić. - już zbliżała się, żeby mnie pocałować kiedy nagle ją odepchnąłem. Czemu to zrobiłem? Sam siebie nie rozumiem.
- Skarbie, co to ma być? - spytała próbując ukryć złość.
- Mam Cie dość, wynoś się - powiedziałem oschle, dziewczyna zalała się łzami i wybiegła. Dlaczego coś takiego powiedziałem...
- Patrzcie nasz Salamander nie ma humoru! - zaśmiał się przyjaciel.
- Natsu zachowałeś się jak sukinsyn - stwierdziła niebiesko-włosa.
- O co miałem zrobić? Wkurwiłem się, a ona cały tydzień żyć mi nie daje. Chciałem to zrobić delikatniej ale tak wyszło. - zbliżyłem się do baru i zamówiłem dwa kieliszki, oraz najdroższą wódkę. Podałem jeden Gajeel'owi i napełniłem.
- Za dzisiaj! - wzniósł toast. Sam nie chciałem, żadnych toastów chciałem się napić i to porządnie. Usłyszałem otwieranie się drzwi i spojrzałem w ich kierunku, reszta paczki już przyszła. Wszyscy już wiedzieli o moim rozstaniu. (czasem żałuję, że wynaleźli internet) Dziewczyny coś tam komentowały, a Erza chciała dać mi w łeb, jednak jej się nie udało.
- Komu teraz damy w mordę? Mam wielką ochotę - powiedziałem prawie leżąc.
- Natsu jesteś pijany - upominały mi dziewczyny. Siedzieliśmy jeszcze przez kilka godzin. O drugiej w nocy, chwiejnym krokiem ruszyłem ku wyjściu.
- Spadam - rzuciłem do osób które zostały. Wyszedłem na parking przed barem. Chciałem już wsiadać na swój motor , kiedy usłyszałem głos Gray'a.
- Nie jedź tym do domu. Jesteś pijany - powiedział i zabrał mi z rąk kluczyki.
- Dam se radę - jeszcze przez chwilę ciągnąłem z nim bez sensowną gadkę. W końcu uległem i razem z przyjacielem ruszyliśmy na piechotę do domu. Byliśmy jak bracia, razem się wychowywaliśmy, razem dokuczaliśmy nauczycielką i pluliśmy z balkonu, na głowy wychodzących od ojca klientów. Szliśmy przez park i mój język nagle zaczął się rozwijać.
- Ojciec narzucił mi, że mam rok na poślubienie jakieś dziewczyny. Kurwa rozumiesz to? Pryk mi życie ustawia! - rzuciłem jeszcze kilka obelg w imieniu mojego staruszka i spojrzałem na siedzących na ławce, ludzi z gangu. Zmierzyli mnie wzrokiem. Kurwa nienawidzę tego. Szybko do nich podeszłem i strzeliłem w ryj, kop w brzuch, kolejny cios w prawy policzek i miłego snu. Widziałem minę Gray. Był pod wrażeniem. W końcu nie walczyłem już dwa miesiące, każdy sądzi, że mięśnie zanikają itp...
- To co idziemy do domu? Lepiej mi już - uśmiechnąłem się i ruszyliśmy w kierunku domu. Nagle minęliśmy miejsce wypadku. - A tak ogółem dziś tu był wypadek słyszałeś? -
- A kto nie? Przez trzy godziny droga była zablokowana i spóźniłem się na randkę z Juvią. -
- Wyciągnąłem dziś z auta dziewczynę, o mało co nie zginęła. Dziwaczka jakaś. Zamiast się tym przejąć, chciała jak najszybciej dostać się na spektakl do teatru - zacząłem się z nim śmiać. Droga do domu minęła szybko i nawet dobrze. Przyjaciel został na noc, a ja ruszyłem do swojego pokoju. Miałem cholerną nadzieję, że dziś go już nie zobaczę. Jednak los mnie naprawdę nienawidzi. Wszedłem do swojego pokoju, a kto siedzi na moim łóżku? Ojciec.
- Martwiłem się. - bo mu uwierzę.
- Jasne. A ja wcale nie piłem. - Zacząłem się rozbierać, kiedy zostałem na samych bokserkach, rzuciłem się na wielkie łóżko.
- O jedenastej jesteśmy umówieni na spotkanie. Liczę na Ciebie synu. - wyszedł z pokoju, a ja spojrzałem za zegarek. Trzecia w nocy... Trudno, dobranoc.
Wróciłam do domu , od razu pobiegłam w stronę swojej części (sypialnia, biblioteczka, salonik , garderoba i łazienka ). Chciałam zniknąć im z oczu, żeby niczego nie wymyślili. Dawno nie oberwałam od ojca, dlatego muszę uważać na najdrobniejsze sprawy. Kiedy przekroczyłam próg swojej sypialni, odetchnęłam z ulgą. Byłam bezpieczna. Przebrałam swoje ciuchy na wygodne legginsy, skarpetki z kotkami i za duży przytulny sweterek. Włosy związałam w niedbałego koczka. Z garderoby przeszłam do salonu. Miałam tu wszystko co potrzebowałam, dwa fotele przy kominku , stoliczek z dwoma książkami. Usiałam wygodnie i zatopiłam się w lekturze. Co miałam innego robić? Byłam więźniem we własnym domu. Pod wieczór zakończyłam lekturę i najzwyczajniej włączyłam laptopa. Przeglądając posty i strony internetowe przypomniałam sobie o jutrzejszych zakupach z przyjaciółkami, które muszę odwołać. Zadzwoniłam do Emily, ona poinformuje resztę.
- Cześć Lucy! - przywitała mnie z radością w głosie.
- Hej, chciałam was przeprosić przekaż dziewczyną, że z wami nie pójdę mój tata ma spotkanie i musze mu towarzyszyć - wytłumaczyłam się. Dziewczyna jak zwykle zrozumiała i zaczęłyśmy rozmawiać o nowych dziewczynach w szkole, plotkach. Przyjemnie minęła godzinna rozmowa. Wieczorem trochę ryzykując zeszłam do jadalni. Kremowe ściany, podłoga z paneli oraz długie jedwabiste białe firany. Wszystko idealnie ze sobą komponowało. Duży kominek, a na samym środku duży, ciężki drewniany stół. Niestety przy nim siedział ojciec...
- Dobry wieczór - przywitałam się i usiadłam obok. Po kilku sekundach podeszła do mnie służąca pytając na co mam ochotę, w normalnej sytuacji sama poszła bym i zrobiła sobie kanapkę. Jednak z nim, nie mogłam sobie na to pozwolić musiałam być grzeczna i kulturalna.
- Lucy - odezwał się ojciec. Widząc jak sięga po bat już wiedziałam co się szykuje...
- Słucham? - spytałam prostując się i siedząc jak na szpilkach.
- Z kim mamy jutro spotkanie? - skąd miałam wiedzieć? Nie powiedział mi.
- Nie wiem - odpowiedziałam czekając na ból. Nie wiedziałam gdzie tym razem dostanę... Nagle poczułam ból w prawym barku.
- O której mamy spotkanie? -
- Nie wiem - kolejny ból za bólem. Z każdą chwilą, sprawiało mu coraz więcej przyjemności. Uwielbiał mnie poniżać. Kiedy po kilku minutach leżałam nieprzytomna i skopana, nudziłam mu się i wracał do siebie. Nie pamiętam kto mnie zaniósł i opatrzył. Kiedy się obudziłam była już dziesiąta. Wstałam i poczułam wielki ból w prawym barku oraz wcześniej skopanym brzuchu. Ruszyłam w stronę łazienki, napełniłam wannę wodą dodając lawendy. Zaczęłam się rozbierać, w pewnej chwili przyjrzałam się odbiciu całego ciała.
- Kolejne siniaki - szepnęłam i weszłam do wody. Uwielbiałam kąpiele w gorącej wodzie. Mogłam siedzieć tu godzinami, aż woda by przestała być ciepła. Dalej nie wiem na którą ma być to spotkanie. Muszę być gotowa w każdej chwili, skoro jeszcze go tu nie ma wściekłego to spotkanie nie jest na dziesiątą. Po półgodzinnej kąpieli, delikatnie podreptałam w stronę garderoby. Musiałam ubrać coś w czym nie będzie widać mi siniaków... zaczęłam zastanawiać się nad sukienką. W końcu znalazłam błękitną z szerszymi ramiączkami, więc powinna zakryć siniaka. Tylko muszę uważać, żeby zbytnio się nie pochylać, wtedy ramiączka mogą opaść. Ryzykując ubrałam błękitną suknię. Biust miała po zakańczany granatowymi różyczkami, taki sam był dół sukni. Wysuszyłam włosy i związałam w koka. Podeszłam do jednej z szaf i zaczęłam szukać takich samych granatowych ozdobnych wsuwek. Kiedy je znalazłam, powbijałam w moją fryzurę. Spojrzałam w lustro. Byłam gotowa. Zegarek wskazał za pięć jedenastą i usłyszałam kroki służącej.
- Panienko Lucy, goście są już pod bramą. Pan Jude, prosi panienkę o zejście - machnęłam głową w geście potwierdzenia i wyszłam z pokoju. Dalej nie wiedziałam, kto był naszym klientem.
- Cana jest dopiero siedemnasta, to jest normalna godzina. Poza tym był wypadek i korek. - wytłumaczyłem się, potem ruszyłem korytarzem w kierunku łazienki.
- Czekaj, co z Twoją głową? - dopiero teraz przypomniałem sobie o ranie. Dlaczego musiała zauważyć? Będzie mi robiła problemy i kazanie za bycie w gangu. Wszystko się zaczęło od kiedy wylądowałem na ostrym dyżurze.
- A to, spokojnie to z wypadku - uśmiechnąłem się, miałem nadzieję, że może jednak odpuści. Oczywiście, myliłem się... Minutę później siedziałem w salonie na kanapie, a kuzynka stojąc przede mną robiła mi długie kazanie. Jak mnie tu zaciągnęła? Swoją "typową" metodą, czyli ciągnięcie za ucho. Czułem jak mój narząd słuchu pulsuje z bólu.
- Teraz rozumiesz czemu nie chcę, żebyś wdawał się w te durne bójki?! [...] Czy ty mnie słuchasz?! [...] NATSU! - nawet nie zauważyłem w której części zasnąłem. Oczywiście zirytowana Cana, postanowiła mnie lada moment obudzić, w dość brutalny sposób.
- Rany jesteś jak moja matka - szybko skomentowałem zaspanym tonem. Jej wzrok natychmiast zmiękł i usiadła obok mnie.
- Ktoś musi nią być - cichutko skomentowała, odwracając wzrok.
- Cana wychowywałem się bez niej, więc potrafię sam o siebie zadbać. A ta rana poważnie nie była od bójki - wskazałem palcem głowę. Chyba w końcu mi uwierzyła, bo się uśmiechnęła.
- Jakieś wieści od wujka? - spytałem, próbując rozluźnić atmosferę. Cana mieszkała u nas od kilku miesięcy. Jedyny brat mojej mamy, a jej tata wyjechał i teraz jest pod opieką mojego staruszka.
- Ten cholerny stary pryk jest gdzieś na końcu świata i zgadnij, o czym pisze do mnie? - wstała i zaczęła chodzić po pokoju.
- No nie wiem o Twojej bieliźnie jak ostatnio - zaśmiałem się. Wuj był starszy od mojego taty i nie nadawał się na ojca. Był starym wdowcem, dla którego córka była całym światem, jednak nie potrafił zrozumieć, że już dorosła.
- O różowych pluszowych króliczkach, które razem kiedyś oglądaliśmy w stolicy! Miałam dziesięć lat, a on teraz zobaczył podobne i kupił mi kilka skrzynek różowych pluszowych królików! - z początku próbowałem się powstrzymać, jednak nie dałem rady, leżałem i płakałem ze śmiechu, dopóki moje rany dały o sobie znać. Przy ostatniej bitwie, zostałem zaźgany pięć razy nożem i rana w prawym płucu, jeszcze do końca się nie zagoiła.
- Znowu cię boli? - spytała, widząc mój grymas na twarzy. Podniosłem się i podeszłem do kurtki. Chwilę potrwało zanim znalazłem właściwą kieszeń, wyciągnąłem z niej paczkę papierosów. - Miałeś to rzucić do póki Ci się nie polepszy - czasem naprawdę zachowywała się jak moja matka, a niekiedy nawet jeszcze gorzej.
- Wszystko jest okej - powiedziałem, zaciągając się nikotyną.
- Twoja dziewczyna znowu wydzwaniała do mnie i do domu - nie odezwałem się. - Pokłóciliście się czy co, że taka zdesperowana była? - cały czas spoglądała na mnie z ciekawością.
- Mam jej dosyć jest natręta. - spojrzałem na zegarek. - Tata u siebie? - brunetka machnęła głową w potwierdzającym geście. Szybko zaciągnąłem się po raz ostatni i zgasiłem papierosa. Wyszedłem z salonu, podążając w głąb korytarzu, potem na trzecie piętro schodami. Trzecie piętro było moje i ojca. Mieliśmy tu dwie sypialnie, każda ze swoją łazienką, pokój biurowy, wspólny bilard, garderoby, balkon i ulubione miejsce mamy, szklany ogród. Nie pukając otworzyłem drzwi do gabinetu. Swoje oficjalne miejsce do przyjmowania klientów miał na pierwszym piętrze, ten na trzecim był jego siedzibą główną, do najważniejszych dokumentów, style oby dwóch się różniły, dlatego Igneel wolał górne.
- Cześć! - rzuciłem i spojrzałem na tatę, który rozmawiał przez telefon. Minąłem jego biurko i spojrzałem przez wielkie szklane okna. Z takiej wysokości widziałem większą połowę stolicy.
- Dobrze, w takim razie widzimy się jutro panie Heartfilia - tata odłożył telefon, a ja szybko spojrzałem na niego.
- Kto tym razem? - spytałem, bez emocji.
- Sam Jude Heartfilia, prosił mnie o spotkanie biznesowe - widziałem, jego uśmiech.
- Gratuluję - spojrzałem znowu na widok.
- Ty też idziesz - zdziwiłem się, nigdy nie chodzę z nim na spotkanie z klientem.
- Czemu? - odeszłem od okna i usiadłem na skórzanej sofie.
- Bo jego córka jest czystej krwi i tylko ze względu na nasze pochodzenie robi z nami interesy - zobaczyłem coś dziwnego w oczach taty.
- Tobie nie chodzi o interes prawda? -
- Spostrzegawczy. - wyciągnął papierosa i zapalił. - Chce dowiedzieć się o co tu chodzi. Widziałem kilka razy na balach, jak traktuje córkę oraz jak ją dwa razy publicznie ośmieszył - ściszył lekko głos- raz jak podniósł na nią rękę. Traktuje ją jak śmiecia, dlatego chciałbym przyjrzeć się tej sprawie. Kto wie, może znalazłem dla Ciebie małżonkę - uśmiechnął się.
- On ma świra na tym punkcie? -
- Tak. Dlatego, jeśli będziesz chciał mogę was związać ślubem - puścił do mnie oczko.
- Nie skorzystam - wstałem.
- Skorzystasz. - nagle jego głos stał się oschły i stanowczy. - Pójdziesz ze mną na te spotkanie, oraz Natsu jest jeszcze jedna sprawa którą chciałbym z Tobą przedyskutować. - zdziwiła mnie jego postawa, rzadko jest stanowczy w stosunku do mnie.
- Tak? - spytałem lekko zniecierpliwiony.
- Chce, żebyś do swoich dwudziestych urodzin wziął ślub, możesz oświadczyć się tej swojej dziewczynie, znaleźć nową, to już Twój wybór - kiedy to usłyszałem, wybuchłem śmiechem.
- Tato co Tobie? To jeszcze kupa czasu -
- Wcale nie. To tylko rok i trzy miesiące. - przestałem się śmiać, słysząc dokładny czas.
- Ty tak na poważnie? - nie dowierzałem.
- Tak, po Twoich dwudziestych urodzinach odziedziczysz naszą firmę. Dlatego chcę abyś się ustatkował - nie mogłem uwierzyć. Po raz pierwszy ojciec narzucił mi coś na moje życie. Poczułem wściekłość. Sam chcę decydować o sobie, nie potrzebuję niani! Zacisnąłem pięści, szybkim i ciężkim krokiem, opuściłem jego pokój. Poszedłem do swojego pokoju, zrzuciłem z siebie dotychczasowe ubranie. Zostałem na samych bokserkach. Otworzyłem szafę, ubrałem na siebie dżinsy, krótki T-shirt i szarą bluzę. Buty z nike, zmieniłem na czerwone za kostkę trampki. Ostatnie co wziąłem to portfel i słuchawki. Zeszedłem na parter i sięgnąłem po kluczyki od motoru, które leżały na stole w salonie.
- Co zamierzasz teraz? - usłyszałem głos. Cana leżała na sofie i widząc jej minę, miałem pewność, że wiedziała o wszystkim.
- Suka. Nie powiedziałaś mi - szybko skomentowałem jej zachowanie i ją zostawiłem. Nie odpowiedziała mi, raczej nie zdążyła. Skierowałem kroki do swojego motoru. Usiadłem i włączyłem go. Ryk jaki z siebie wydał, uspokajał podwójnie.
- Natsu! Idioto! Nie - słysząc jej głos, specjalnie ruszyłem przed siebie. Nie zamierzałem jej słuchać, nie wie jak to jest. Nie wiedziałem gdzie jechać, po prostu nie chciałem tu być. Zbliżałem się do bramy kiedy, drogę zagrodził mi jeden z naszych strażników.
- Co kurwa? - spytałem oschłym tonem, traciłem panowanie nad sobą.
- Paniczu Natsu proszę wrócić do domu, pański ojciec zakazał nam otwierania paniczowi bramy. - że co kurwa?
- Otworzysz po grzeczności? Chcesz w łapę? Czy może w ryj? - podałem mu opcje, spoglądając na niego ostrym wzrokiem. Koleś się nieźle przestraszył i słusznie. Nie minęła minuta, a brama zaczęła się otwierać. Ruszyłem przed siebie. Jeździłem po stolicy z jakąś godzinę, aż zatrzymałem się w barze, w którym zawsze widywaliśmy się z przyjaciółmi. Wchodząc nie musiałem nawet pokazywać swojego naznaczenia, inaczej mówiąc tatuażu. Każdy mnie znał i to dobrze. Pierwszy raz odwiedziłem bar "Pod wróżką" jakieś dwa lata temu, od tamtej pory to mój drugi dom i nasza wspólna baza. Widząc znajome twarze od razu ruszyłem do naszego stolika.
- Hej Natsu! -przywitała mnie biało-włosa kelnerka Mira.
- O cześć! - wymusiłem na swojej twarzy uśmiech.
- Jak twoje rany? - spytała lekko zmartwiona. Uderzyłem się w płuco, poczułem ból, ale ona, ani nikt inny nie musi wiedzieć.
- Jestem zdrowy jak ryba! - usiadłem do stolika.
- Siema Salamandrze! - przywitał się ze mną Gajeel. "Salamander" tak niektórzy mnie nazywają. Lubię to przezwisko, ponieważ sam na nie zapracowałem, a nie zdobyłem przez nazwisko...
- Cześć, gdzie reszta? - spytałem.
- Levi z twoją dupą siedzą w kiblu, a Gray niedługo powinien przyjść. - kiedy tylko skończył zdanie na szyję rzuciła mi się biało-włosa dziewczyna.
- Tęskniłam! Nie dawałeś znaku życia od trzech godzin! - tak, tak bo kurwa trzy godziny to naprawdę dużo.
- Lis siadaj koło Levi, przestań mnie dusić. - już zbliżała się, żeby mnie pocałować kiedy nagle ją odepchnąłem. Czemu to zrobiłem? Sam siebie nie rozumiem.
- Skarbie, co to ma być? - spytała próbując ukryć złość.
- Mam Cie dość, wynoś się - powiedziałem oschle, dziewczyna zalała się łzami i wybiegła. Dlaczego coś takiego powiedziałem...
- Patrzcie nasz Salamander nie ma humoru! - zaśmiał się przyjaciel.
- Natsu zachowałeś się jak sukinsyn - stwierdziła niebiesko-włosa.
- O co miałem zrobić? Wkurwiłem się, a ona cały tydzień żyć mi nie daje. Chciałem to zrobić delikatniej ale tak wyszło. - zbliżyłem się do baru i zamówiłem dwa kieliszki, oraz najdroższą wódkę. Podałem jeden Gajeel'owi i napełniłem.
- Za dzisiaj! - wzniósł toast. Sam nie chciałem, żadnych toastów chciałem się napić i to porządnie. Usłyszałem otwieranie się drzwi i spojrzałem w ich kierunku, reszta paczki już przyszła. Wszyscy już wiedzieli o moim rozstaniu. (czasem żałuję, że wynaleźli internet) Dziewczyny coś tam komentowały, a Erza chciała dać mi w łeb, jednak jej się nie udało.
- Komu teraz damy w mordę? Mam wielką ochotę - powiedziałem prawie leżąc.
- Natsu jesteś pijany - upominały mi dziewczyny. Siedzieliśmy jeszcze przez kilka godzin. O drugiej w nocy, chwiejnym krokiem ruszyłem ku wyjściu.
- Spadam - rzuciłem do osób które zostały. Wyszedłem na parking przed barem. Chciałem już wsiadać na swój motor , kiedy usłyszałem głos Gray'a.
- Nie jedź tym do domu. Jesteś pijany - powiedział i zabrał mi z rąk kluczyki.
- Dam se radę - jeszcze przez chwilę ciągnąłem z nim bez sensowną gadkę. W końcu uległem i razem z przyjacielem ruszyliśmy na piechotę do domu. Byliśmy jak bracia, razem się wychowywaliśmy, razem dokuczaliśmy nauczycielką i pluliśmy z balkonu, na głowy wychodzących od ojca klientów. Szliśmy przez park i mój język nagle zaczął się rozwijać.
- Ojciec narzucił mi, że mam rok na poślubienie jakieś dziewczyny. Kurwa rozumiesz to? Pryk mi życie ustawia! - rzuciłem jeszcze kilka obelg w imieniu mojego staruszka i spojrzałem na siedzących na ławce, ludzi z gangu. Zmierzyli mnie wzrokiem. Kurwa nienawidzę tego. Szybko do nich podeszłem i strzeliłem w ryj, kop w brzuch, kolejny cios w prawy policzek i miłego snu. Widziałem minę Gray. Był pod wrażeniem. W końcu nie walczyłem już dwa miesiące, każdy sądzi, że mięśnie zanikają itp...
- To co idziemy do domu? Lepiej mi już - uśmiechnąłem się i ruszyliśmy w kierunku domu. Nagle minęliśmy miejsce wypadku. - A tak ogółem dziś tu był wypadek słyszałeś? -
- A kto nie? Przez trzy godziny droga była zablokowana i spóźniłem się na randkę z Juvią. -
- Wyciągnąłem dziś z auta dziewczynę, o mało co nie zginęła. Dziwaczka jakaś. Zamiast się tym przejąć, chciała jak najszybciej dostać się na spektakl do teatru - zacząłem się z nim śmiać. Droga do domu minęła szybko i nawet dobrze. Przyjaciel został na noc, a ja ruszyłem do swojego pokoju. Miałem cholerną nadzieję, że dziś go już nie zobaczę. Jednak los mnie naprawdę nienawidzi. Wszedłem do swojego pokoju, a kto siedzi na moim łóżku? Ojciec.
- Martwiłem się. - bo mu uwierzę.
- Jasne. A ja wcale nie piłem. - Zacząłem się rozbierać, kiedy zostałem na samych bokserkach, rzuciłem się na wielkie łóżko.
- O jedenastej jesteśmy umówieni na spotkanie. Liczę na Ciebie synu. - wyszedł z pokoju, a ja spojrzałem za zegarek. Trzecia w nocy... Trudno, dobranoc.
Wróciłam do domu , od razu pobiegłam w stronę swojej części (sypialnia, biblioteczka, salonik , garderoba i łazienka ). Chciałam zniknąć im z oczu, żeby niczego nie wymyślili. Dawno nie oberwałam od ojca, dlatego muszę uważać na najdrobniejsze sprawy. Kiedy przekroczyłam próg swojej sypialni, odetchnęłam z ulgą. Byłam bezpieczna. Przebrałam swoje ciuchy na wygodne legginsy, skarpetki z kotkami i za duży przytulny sweterek. Włosy związałam w niedbałego koczka. Z garderoby przeszłam do salonu. Miałam tu wszystko co potrzebowałam, dwa fotele przy kominku , stoliczek z dwoma książkami. Usiałam wygodnie i zatopiłam się w lekturze. Co miałam innego robić? Byłam więźniem we własnym domu. Pod wieczór zakończyłam lekturę i najzwyczajniej włączyłam laptopa. Przeglądając posty i strony internetowe przypomniałam sobie o jutrzejszych zakupach z przyjaciółkami, które muszę odwołać. Zadzwoniłam do Emily, ona poinformuje resztę.
- Cześć Lucy! - przywitała mnie z radością w głosie.
- Hej, chciałam was przeprosić przekaż dziewczyną, że z wami nie pójdę mój tata ma spotkanie i musze mu towarzyszyć - wytłumaczyłam się. Dziewczyna jak zwykle zrozumiała i zaczęłyśmy rozmawiać o nowych dziewczynach w szkole, plotkach. Przyjemnie minęła godzinna rozmowa. Wieczorem trochę ryzykując zeszłam do jadalni. Kremowe ściany, podłoga z paneli oraz długie jedwabiste białe firany. Wszystko idealnie ze sobą komponowało. Duży kominek, a na samym środku duży, ciężki drewniany stół. Niestety przy nim siedział ojciec...
- Dobry wieczór - przywitałam się i usiadłam obok. Po kilku sekundach podeszła do mnie służąca pytając na co mam ochotę, w normalnej sytuacji sama poszła bym i zrobiła sobie kanapkę. Jednak z nim, nie mogłam sobie na to pozwolić musiałam być grzeczna i kulturalna.
- Lucy - odezwał się ojciec. Widząc jak sięga po bat już wiedziałam co się szykuje...
- Słucham? - spytałam prostując się i siedząc jak na szpilkach.
- Z kim mamy jutro spotkanie? - skąd miałam wiedzieć? Nie powiedział mi.
- Nie wiem - odpowiedziałam czekając na ból. Nie wiedziałam gdzie tym razem dostanę... Nagle poczułam ból w prawym barku.
- O której mamy spotkanie? -
- Nie wiem - kolejny ból za bólem. Z każdą chwilą, sprawiało mu coraz więcej przyjemności. Uwielbiał mnie poniżać. Kiedy po kilku minutach leżałam nieprzytomna i skopana, nudziłam mu się i wracał do siebie. Nie pamiętam kto mnie zaniósł i opatrzył. Kiedy się obudziłam była już dziesiąta. Wstałam i poczułam wielki ból w prawym barku oraz wcześniej skopanym brzuchu. Ruszyłam w stronę łazienki, napełniłam wannę wodą dodając lawendy. Zaczęłam się rozbierać, w pewnej chwili przyjrzałam się odbiciu całego ciała.
- Kolejne siniaki - szepnęłam i weszłam do wody. Uwielbiałam kąpiele w gorącej wodzie. Mogłam siedzieć tu godzinami, aż woda by przestała być ciepła. Dalej nie wiem na którą ma być to spotkanie. Muszę być gotowa w każdej chwili, skoro jeszcze go tu nie ma wściekłego to spotkanie nie jest na dziesiątą. Po półgodzinnej kąpieli, delikatnie podreptałam w stronę garderoby. Musiałam ubrać coś w czym nie będzie widać mi siniaków... zaczęłam zastanawiać się nad sukienką. W końcu znalazłam błękitną z szerszymi ramiączkami, więc powinna zakryć siniaka. Tylko muszę uważać, żeby zbytnio się nie pochylać, wtedy ramiączka mogą opaść. Ryzykując ubrałam błękitną suknię. Biust miała po zakańczany granatowymi różyczkami, taki sam był dół sukni. Wysuszyłam włosy i związałam w koka. Podeszłam do jednej z szaf i zaczęłam szukać takich samych granatowych ozdobnych wsuwek. Kiedy je znalazłam, powbijałam w moją fryzurę. Spojrzałam w lustro. Byłam gotowa. Zegarek wskazał za pięć jedenastą i usłyszałam kroki służącej.
- Panienko Lucy, goście są już pod bramą. Pan Jude, prosi panienkę o zejście - machnęłam głową w geście potwierdzenia i wyszłam z pokoju. Dalej nie wiedziałam, kto był naszym klientem.
Rozdział fajny.Jestem bardzo ciekaw jak się to potoczy dalej. Co do Juda.... to może niech ktoś mu przywali z ekipy Natsu, było by ciekawie i fair. Weny oraz bezpieczeństwa życzy PhantomPL.
OdpowiedzUsuń