- Niesamowita noc? Prawda? - ciut wystraszona, odwróciła głowę w kierunku głosu. Lekarz zamiast krzyczeć, podszedł do niej i razem z Lucy, wpatrywał się w gwiazdy.
- Tak...- niepewnie szepnęła.
- Ale i tak Ciebie nie powinno tu być - intuicyjnie, skierowała wzrok na swoją ranę. Cały czas, czuła lekki ból stojąc, jednak próbowała go ukryć.
- Daję sobie radę. -
- Próbujesz mnie, czy siebie oszukać? Bo ja znam Twoje wyniki. - westchnęła ciężko.
- Chce, jak najszybciej stąd wyjść. -
- To wracaj do łóżka, jeśli zaczniesz współpracować, a wyniki się nie pogorszą, pomyślę nad jutrzejszym wypisem - zaskoczona spojrzała na mężczyznę. On tylko się uśmiechnął i wrócił do jednego z pokoi.
Z uśmiechem na ustach, spełniła jego polecenie. Ostrożnie, położyła się w łóżku. Zamknęła oczy i jeszcze raz, odczuła pustkę w sercu. Nie była pewna, który ból był gorszy. Rana? Czy tęsknota? Odrzuciła wszystkie myśli na bok i spróbowała się przespać. Sen przyszedł szybko...
Jesienne słońce przedostawało się do ich pokoju, przez wciąż zepsute żaluzje, których nie mieli czasu wymienić. Jednakże ono nie dawało rady, obudzić dwojga, śpiących kochanków. Dał radę dopiero dźwięk budzika, oraz promienie słoneczne, skierowane prosto w twarz chłopaka. Z niezadowolenia zmarszczył brwi. Przetarł oczy dłonią i podniósł swoje powieki. Odwrócił się na bok i złapał za telefon, wyłączając drażliwy budzik. Zerknął wciąż zaspanym wzrokiem, na ukazującą się godzinę w komórce. Nie zadowolony podniósł się i poszukał swoich ubrań. Odnalazł jakieś dwudniowe bokserki i dżinsowe spodnie. Zrezygnował z dalszych poszukiwań, jakieś "świeżej" bluzki. Obejrzał się za siebie i przyjrzał śpiącej ukochanej. Wczorajszego wieczoru cały czas nie mógł zapomnieć, o Lucy. Co chwilę analizował jak jej pomóc, oraz wyzywał od najgorszych swojego przyjaciela. Aby chodź na chwilę przestać o niej myśleć, trochę z Juvią się zabawili. To pomogło, aż do teraz. Jej twarz znów pojawiała się, w myślach Graya.
Odwrócił się na pięcie i poszedł w kierunku kuchni. Złapał za czajnik, napełnił go wodą i wstawił na gaz. Przez chwilę wpatrywał się, w palący się błękitny płomień. Nawet teraz, ciągle w jego głowie była blondynka. Czemu, aż tak się nią przejmował? Czy to dlatego, że przywróciła "starego" Natsu? A może, dlatego, że jest taka krucha i delikatna? Jego serce zabiło mocniej. Martwił się o nią. Chciał ją zobaczyć. Ale tak właściwie dlaczego?
Z zamysłu wyrwał go gwizdek czajnika. Przygotował dwie kawy, jedną czarną, drugą z mlekiem i łyżeczką cukru, taką jak zawsze piła Juvia. Wziął kubki do rąk, aby obudzić ich aromatem dziewczynę.
Mocny zapach napoju wypełnił całe pomieszczenie, docierając do nosa niebiesko-włosej. Przekręciła się na drugi bok i leniwie otworzyła oczy. Na widok, pół nagiego mężczyzny z kawą, uśmiechnęła się.
- Dzień dobry Gary-sama - przywitała się, biorąc jeden z kubków.
- Dzień dobry. - przyglądał jej się. Próbując sobie wyobrazić na jej miejscu blondynkę. Szybko, jednak odzyskał panowanie nad sobą i odrzucił wyobraźnię. - Dziś musimy wyjechać. -
- Tak, Juvia zaraz zacznie pakować walizkę z rzeczami.
- Ja jeszcze muszę podjechać do firmy, wypełnić ostatnie dokumenty. Wiesz może, gdzie jest jakaś czysta koszula? - zapytał, wypijając duszkiem cały ciepły napój.
- W łazience, powinna wisieć, dopiero uprana - schylił się i pocałował ją w czoło.
- Dziękuję. - wyniósł naczynie. Ubrał się, zabrał telefon i już zmierzał do wyjścia, kiedy usłyszał głos kobiety.
- Gray-sama zapomniałeś teczki, dobrze się czujesz? - unikał jej wzroku.Cały czas myślał o Heartfilii i czuł się z tym źle.
- Tak, tak. Na razie, wrócę za godzinę - ucałował jej policzek i wybiegł z domu.
Ona tylko zaskoczona, dotknęła dłonią policzka. Zauważyła już wczoraj, zmianę zachowania ukochanego. Może się rozchorował? Odpaliła laptopa i zaczęła szukać na internecie, różnych objawów chorób. Martwiła się o ukochanego.
Gray podszedł do auta, otworzył drzwi. Teczkę rzucił na tyle siedzenia. Nie zamierzał jechać do pracy. Odpalił samochód i ruszył w kierunku szpitala.
Obudził ją dźwięk pukania do drzwi. Szybko skierowała w ich stronę swój wzrok.
- Proszę - szepnęła, delikatnie ziewając oraz dłonią, przeczesując swoje kosmyki włosy. Czuła się lepiej niż wczoraj. Rana powoli, sprawiała coraz mniej bólu.
Drzwi do jej pokoju otworzyły się nieśmiało. Weszła przez nie dziewczyna, w jej wieku. Miała krótkie białe włosy, a w rękach trzymała bukiet tulipanów.
- Cześć.
- Znamy się? - spytała zaskoczona, jeszcze raz mierząc Lisannę od stóp, do czubka głowy. Ona nie przejmując się jej słowami, przysunęła sobie krzesło i usiadła przy łóżku.
- To kim jestem, nie ma znaczenia. Przyszłam Cię ostrzec.
- Ostrzec?
- Tak. Przed Twoimi przyjaciółmi - powiedziała z sarkazmem. - Okłamują Cię.
- Niby w czym?
- Natsu wcale nie wyjechał do pracy. - Oczy Heartfilii nie ukrywały zaskoczenia.
- Gdzie on jest? - spuściła wzrok.
- Nikt tego nie wie. Uciekł od Ciebie. Widocznie miał dość takiej słabej dziewczyny, jak ty. Już kiedyś też uciekł, wtedy na cały rok za granicę, bardzo możliwe, że i tym razem. - Zacisnęła mocniej dłonie. - Twoi przyjaciele, a raczej jego, bo okłamują Cię, by ratować jego dupę. Nie byłoby całej tej szopki, gdybyś nie była taką histeryczką i normalnie zniosła jego odejście, a tak uciekł, żeby Ci nic nie mówić, abyś nic sobie nie zrobiła. Rozumiesz? Odczep się od nas wszystkich. Nigdy nie byłaś i nie będziesz częścią Fairy Tail. - wstała z krzesła. Położyła bukiet na stoliku. - A zapomniałabym. Natsu jest mój. Zapamiętaj. - rzuciła ostrzeżenie w jej stronę. Wychodząc, mocno trzasnęła drzwiami. Zostawiając całą roztrzęsioną dziewczynę samą.
Z jej oczu leciały łzy, który próbowała z całej siły powstrzymać. Jej serce pękało z niepewności. Ta dziewczyna, kim mogła być? Czy mówiła prawdę? Jej ramiona zaczęły drżeć. Próbowała być silna. Bardzo chciała ukryć swoje emocje, tylko jak? Pierwszy raz jej uczucia były tak silne, że nawet siłą woli nie potrafiła ich, powstrzymać.
Spojrzała na tulipany. Nagle ogarnął ją gniew. Wzięła do rąk kwiaty i zaczęła niszczyć je na strzępy, próbując w ten sposób wyładować swój gniew. Kiedy z nich już nic nie pozostało, nie poczuła ulgi. Pękła. Jak bańka mydlana, jednakże tym razem udało jej się opanować emocje.
- Witaj Lucy! Jak się czujesz? - nieoczekiwanie do pokoju wszedł, rozpromieniony Gray. Przyjrzał się strzępom, rozsypanych tulipanów, a następnie samej Lucy. Zauważył lekki drżenie jej ciała i opuchnięte oczy. Nie pytając, o wiele po prostu podszedł do dziewczyny. Z czułością i delikatnością objął ją w swoje ramiona. Tak jakby chciał powiedzieć "jesteś bezpieczna". Lucy, jednak odepchnęła go i spojrzała mu w oczy.
- Gdzie jest Natsu? - zapytała, głosem pozbawionym uczuć. Chłopak zaraz zrozumiał, że ona już wie. Wziął głęboki oddech...
- Nie wiem. Nikt nie wie. Zniknął.
- Uciekł?
- Możliwe. Mamy kilka poszlak, gdzie może być. Dlatego nie chcieliśmy Cię martwić. - spojrzał w jej czekoladowe oczy i zrozumiał, że w tej chwili powie jej wszystko. Działa na niego jak narkotyk. Nie zauważył tego przy ich pierwszym spotkaniu, jednak teraz każda część jego ciała, chciała wpatrywać się w jej niepowtarzalnie, piękne tęczówki.
- Jakie macie poszlaki?
- Mamy cztery bilety lotnicze na niego[...] - opowiedział jej cały plan ze szczegółami. Ona tylko słuchała, nie przerywając mu.
- Dlaczego od razu mi nie powiedzieliście?
- Baliśmy się, że się załamiesz.
- Nie potrzebnie - przybrała jedną ze swoich masek i uśmiechnęła się do chłopaka.
- Napra- przerwał mu telefon. - To Juvia.
- Możesz spokojnie odebrać, ja i tak mam iść zaraz na badania. Dzięki za odwiedziny - wstał i nie pewnie wyszedł z pokoju. Zaskoczył go jej uśmiech. Odrzucił połączenie w komórce i chwilę, stał przy drzwiach pokoju blondynki. Usłyszał jej gorzki płacz... Spodziewał się tego. Próbowała być silna, ale to dalej Lucy.
Zacisnął mocniej zęby, złapał za klamkę. Chwila niepewności, czy na pewno chce tam wejść? Wpatrywał się z niepokojem na białe drzwi. Gdy do jego uszu, znów doleciał dźwięk jej płaczu, wszystkie obawy zniknęły. Szybko wszedł do środka i nie wiele mówiąc, przytulił blondynkę.
Tym razem go nie odepchnęła. Rozpłakała się na dobre. Wciąż powtarzając sobie w głowie jedno pytanie, jedno słowo "dlaczego?".
- Już Lucy... ciii... Wszystko będzie dobrze on wróci. Jeszcze dziś jedziemy za nim na lotniska. Znajdziemy go. - spojrzała na przyjaciela. Delikatnie przytaknęła głową.
- Dziękuję, ale czy możesz już iść? Chcę zostać sama. - zrozumiał to. Wypuścił ją z objęć i wyszedł z pomieszczenia. Nie odwracając się za siebie, żeby nie spojrzeć w jej podpuchnięte, czerwone od łez oczy.
Kiedy tylko Gray wyszedł z pokoju, postanowiła przestać się mazać. Ta biało-włosa dziewczyna miała rację, musi przestać być kruchą i delikatną. Wzięła do ręki telefon i wysłała sms'a do Cany. Była pewna, że ona jak najszybciej przyjdzie do szpitala. Teraz pozostało jedynie czekać. Rozejrzała się po pokoju. Wstała z lekkim bólem i zaczęła zbierać, to co zostało z tulipanów. Przy skłonach rana mocniej, dawała o sobie znać. Mimo wszystko pozbierała kwiaty.
- Lucy!! - do pokoju wpadła Cana z kilkoma torbami.
- Część Cana - przywitała się i zabrała rzeczy od przyjaciółki.
- Zabrałam chyba wszystko, o co prosiłaś. - Heartfilia razem z torbą, weszła do łazienki. Przyjrzała się swojemu odbiciu w lustrze. Jej policzki wciąż były pokryte plastrami. Próbowała jakoś doprowadzić się do porządku dziennego. Dodała swojej twarzy blasku, przy pomocy podkładu. Sińce zakrył korektor i puder. Jeszcze parę kosmetyków... Przyjrzała się swojej twarzy, wyglądała lepiej.
Zerknęła do ubrań, przyniesionych przez Canę. Już po chwili miała na sobie leginsy z lekko wyższym stanem, aby nie uciskały rany. Szarą bluzkę z długim rękawem, którą przykryła rozpinana granatowa bluza Natsu. Założyła kaptur i rozkoszowała się zapachem ukochanego. Po chwili wróciła do przyjaciółki.
- Całkiem inaczej - uśmiechnęła się, mierząc blondynkę. - Ale zapomniałaś, o czymś - zaśmiała się cichu, wpatrując się w nagie stopy. - Trzymaj. - podała jej z torebki jesienne, wiązane buty za kostkę. Zakładając je lekki grymas, wtargnął na jej usta.
- Jestem gotowa - drzwi do sali się otworzyły, a kobiety intuicyjnie, spojrzały w ich kierunku. Doktor stał z otwartymi ustami.
- A gdzie Pani się wybiera? Przyszedłem zabrać Panią na badania.
- Wychodzę na własne żądanie. Proszę przygotować dokumenty.
- Ale w Pani stan- przerwał, widząc groźny wzrok pacjentki. Odwrócił się na pięcie i wyszedł.
- Napisałaś, że wychodzisz
- Bo wychodzę. Muszę odszukać Natsu - wzięła swoją komórkę i przytuliła brunetkę. - Dziękuję za pomoc. - zszokowana przyjaciółka nie mogła, wydusić z siebie ani jednego dźwięku.
Blondynka wyszła na korytarz i skierowała się do gabinetu lekarza. Nie zamierzała tracić już ani sekundy. Była pewna, że wie gdzie jest Natsu. Tylko musi się pośpieszyć. Zapukała do pokoju.
- Przyszłam po wypis. - mężczyzna zmierzył ją wzrokiem i ciężko westchnął.
- Proszę, tylko podpisz w tym miejscu. - podał jej dokumentacje. Szybko złożyła swój podpis i zabrała teczkę.
- Dziękuję za opiekę, do widzenia. - szybko ruszyła ku wyjściu. Gdy tylko przekroczyła próg, od razu poczuła orzeźwiające, chłodne powietrze. Teraz pozostało najgorsze, jak ona ma się do niego dostać?
- Panienka Lucy? - spojrzała na osobę, stojącą przed nią. Służący Dragneel'ów był ubrany zwyczajnie, nie zwróciła by nawet na niego uwagi, gdyby się nie odezwał.
- Kenta? - nagle do jej głowy wpadł pomysł. - Kenta, czy możesz mi pomóc?
- Ale w czym?
- Chyba wiem, gdzie jest Natsu, ale nie wiem, jak się tam dostać. Czy mógłbyś mnie zabrać do domku jego matki? - dziwnie na nią spojrzał. Wiedziała, że mógł jej odmówić.
- Dobrze, zabiorę panienkę, jednak jaką mamy pewność, że on tam jest? - dotknęła dłonią swoje, bijące serce.
- Ja... nie mam żadnej pewności. Żadnego dowodu, jednak mam przeczucie, że on tam będzie.
- No dobrze. Zapraszam do auta i tak mam dziś wolne. - samochód, który wskazał by zwykły, przeciętnej klasy. Widać było, że był bardzo zadbany. Otworzył jej drzwi i posłusznie usiadła obok kierowcy. Wkrótce ruszyli w znanym jej kierunku. Wiedząc już, że podróż będzie długa zamknęła oczy. Mając ciągle nadzieję, że jej przeczucie się potwierdzi i już wkrótce, wtuli się w ciepły tors ukochanego.
Haregeon, godzina 6:00
Levy razem z Gajeelem, dotarli na lotnisko. Pomimo wczesnej godziny, było tu pełno ludzi. Łatwo było się zgubić w takim tłumie.
- Uważaj - powiedział do niebiesko-włosej, gdy przechodzący ludzie, o mal ich nie rozdzielili. - Same z Tobą kłopoty.
- Może złapiemy się za ręce, aby nas nie rozdzielili? - spytała, ciut się rumieniąc. On spojrzał na nią i chytrze się uśmiechnął.
- Mam lepszy pomysł. - Podniósł ją i usadził na swoich barkach. - Nie zgubisz się i szybciej znajdziemy Salamandra! - nadymała trochę policzki ze złości. Myślała, że ta wspólna misja, chodź trochę ich do siebie zbliży, jednak się pomyliła. Postanowiła, że od teraz w pełni skupi się na misji. - Widzisz go? - przejechała wzrokiem po ludziach, szukając różowej czupryny.
- Jak na razie nie...- nagle Gajeel zaczął biec, przymknęła oczy, bojąc się, że spadnie.
- SALAMANDRZE! - wydzierał się i biegał z nią, na swoich barkach przez całe pomieszczenie. Jego zdaniem to było całkowicie normalne. Nawet jeśli zwracali na siebie zbytnią uwagę ludzi... Zażenowana Levy, otworzyła oczy, przyzwyczajając się do ruchu Gajeel'a. Niespodziewanie kątem oka znalazła różowe włosy.
- Gajeel! Znalazłam go!
Przybyłam wraz z nowym rozdziałem! ;3 Jak wam się podoba? Oficjalnie pragnę ogłosić, że zbliżamy się do końca pierwszej sagi! *.*